Leżałam nieruchomo w swojej jaskini. Była mała, ale położona tuż przy
stromym stoku, stanowiła więc dobrą i wystarczalną kryjówkę. Pomimo
późnej godziny nie mogłam zasnąć; noc była chłodna, z pyska wylatywały
mi kłęby pary. Wpatrywałam się w wyjście z jaskini i nie widziałam nic,
prócz kołyszących się na wietrze drzew. Na chwilę zamknęłam oczy,
rozkoszując się ciszą i przyjemnym zapachem lasu. Jednak mimo poczucia
bezpieczeństwa, nagle przeszedł mnie dreszcz inny niż poprzednie -
dreszcz wywołany wspomnieniem Zimna z Północy.
Gwałtownie podniosłam głowę. Upewniłam się, że mała jaskinia nie jest
ciasną klatką; mimo to obraz wilczych trupów przymarzniętych do swych
legowisk nie mógł zniknąć z mojej pamięci. W tamtej chwili poczułam, że
muszę wyjść, aby nie zwariować.
Zerwałam się z ziemi. Nieco za szybko; zakręciło mi się w głowie. Pomimo
zachwianej równowagi powlekłam się ku wyjściu. Wiedziałam, że muszę
zachować się bardzo ostrożnie; dół górskiego stoku zdawał się szczerzyć
kły i hipnotyzować istoty chadzające po jego zboczach...
Nie udało mi się. Osłabienie i grawitacja zwyciężyły z moimi łapami;
zdążyłam jedynie ułożyć się do turlania, aby nie spaść z dużej
wysokości, co niewątpliwie skończyłoby się Śmiercią.
Dobijając do potężnego pnia u stóp góry pomyślałam ironicznie, że Śmierć
bardzo się stara zdobyć moje Życie; ale nie zdaje sobie sprawy, że
takie pojedyncze ataki jedynie mnie wzmacniają.
"A może osłabiają? Zabijają... powoli..." - usłyszałam w swoich myślach.
Natychmiast potrząsnęłam łbem. "Nie, nie, przeszłaś bardzo dużo i
jesteś wytrzymała. Dobrze wiesz o tym. Popełniłaś wiele błędów, ale one
cię nauczyły jeszcze więcej". W końcu wstałam, przekonana, że nic sobie
nie złamałam i pobiegłam przed siebie; wszystko, byleby tylko nie
uświadomić sobie, że można być silnym, ale nie niezniszczalnym.
Biegnąc, zwinnie wymijałam drzewa. Moja sprawność tak mnie
zafascynowała, że aż się zatrzymałam. Ciężko dyszałam, ale nie czułam
zmęczenia. Nie wiedziałam jednak, dlaczego moje oczy ukazują mi iluzję
Wyspy.
Szczeknęłam. Nie chciałam tego widzieć. Nie chciałam ponownie przeżywać
żałoby po nich wszystkich. Ale wspomnienia są wspomnieniami. Która
wilczyca potrafiłaby zapomnieć o własnych dzieciach...?
Tej nocy nie zasnęłam. Wczesnym rankiem powlekłam się do jaskini, żeby
nikt nie zobaczył mnie w takim stanie. Wolałam udawać wstrętnego wilka,
niż pokazać, że nie radzę sobie z własnym życiem.
Idąc po stoku, tym razem tak ostrożnie jak tylko się da, kątem oka
ujrzałam wilka. A może wilczycę. Byłam zbyt zmęczona i skupiona na
osuwisku, aby się temu komuś przyjrzeć. Ale chyba ten ktoś nie zamierzał
oderwać ode mnie wzroku. Po wczołganiu się do jaskini nadal czułam
cudzą obecność. Warknęłam głośno z wnętrza kryjówki. Na szczęście
podziałało.
Nie miałam sił na rozważanie, co pomyśli o mnie reszta wilków. Chciałam
spać. Przewróciłam się, tracąc przytomność i marząc o chwili
zapomnienia.
<ktoś mi się przyglądał? chce o coś zapytać? a może wpadam w obłęd i mam przywidzenia? Tasha chcesz kontynuować?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz