Opowiadanie:
Od kilkunastu minut śledziliśmy Talona. Nagle przybrał postać człowieka. Zaskoczyło mnie to, ale nie dałam tego po sobie poznać. Wkrótce wkroczyliśmy w rejon niedużego, przytulnego miasteczka.
Pachniało świeżym chlebem i... kiełbasą!
Z zachwytu aż zaskomlałam. Dawno nie miałam niczego w pysku! Na szczęście Kiba uciszył mnie;
- Szszszsz... Arka! Chyba nie chcesz żeby nas wykryli!
Przytaknęłam ochoczo. Dobrze wiedziałam co robi się z nieproszonymi gośćmi... Tak więc szliśmy dalej zagłębiając się w wąskie, zdradliwe uliczki. Nagle usłyszałam Talona. I kogoś jeszcze... Mówili coś w tym stylu;
- Hej, wyluzuj Tal! Przeciez wiesz że cię nie zdradzę!
- Nigdy nie mozna być niczego pewnym...
-Auuaa! Nie dotykaj mnie! Tal? Taal?
Dopiero wtedy odważyłam się zerknąć. Zdziwiła mnie tożsamość rozmówcy Talona, ale jak on to powiedział ''W życiu nie można byc niczego pewnym...". Ale do rzeczy. Był to krępy, czarny sznaucer. Jeden z tych ''miastowych''. Na szyi miał zawiązaną czerwoną apaszkę w białe wzory, a na oku nosił brązową opaskę. Nie widział nas. Był zajęty czymś innym. Wpatrywał się w spód swojej prawej łapy. Ja też wysiliłam wzrok. To była... litera ''T''! ''T'' jak Talon! Zachłysnęłam się swoim geniuszem.
- A ty, Kiba, jak sądzisz? - zapytałam znienacka
- Jaaa, eee, nooooo- próbował bronić się Kiba- Ekhem... Myśle że powinniśmy zaatakować z zaskoczenia.
- Dobry plan! - pochwaliłam współpracownika- Więc do roboty!
Rzuciliśmy się w wir przygotowań. Od planów i wyjaśnień do lin i powrozów. Po 3- godzinnym planowaniu typu; ''A jeśli...?''' byliśmy gotowi do działania. Wpierw trzeba było zastawic pułapkę. Zamontowaliśmy ją na mało uczęszczanym molo, wiecie, tam gdzie cumuje się łódencje ^^. Potem wystarczyłoby tylko zagonić delikwenta i... voila! Gotowe! Byliśmy już blisko. A w zasadzie to on. Podążał tylko szlakiem złożonym z okruszków chleba (no proszę, czy psy rzeczywiście są takie głupie?). Gdy był juz na molo odwrócił się niespodziewanie, podwinął opaskę i zapytał z uśmiechem na mordce:
- Czego państwo sobie życzą?
Na szczęście byliśmy przygotowani i odparliśmy równocześnie z powagą;
- A czego pan?
To go zaskoczyło. Cofnął się o dwa kroki i wpadł... prosto w naszą pułapkę! Kiba wysunął się do przodu i rzekł:
<Kiba?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz