Przeskakiwałam sobie między strumykami. Nie czułam ciepła.
-Potrzebujesz pomocy?-spytałam. Basior spojrzał na mnie dziwnym
wzrokiem. Rozwinęłam skrzydła i zaczęłam latać. W jakiś dziwny sposób
wzięłam go i odleciałam kawał za spalony las na nasze tereny. Postawiłam
go na ziemi i odleciałam kawałek, zawróciłam i stanęłam przed nim.
Schowałam skrzydła i spojrzałam mu w oczy. Zaczęłam patrzeć, co się
działo. Powiedziałam mu do głowy:
,,Przykro mi... Tobie przynajmniej nic nie jest?"
(Dikino?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz