Jak zawsze, z samego rana udałam się na zwykłą łąkę, ustawiłam kilka
skał i rozpoczęłam trening. Zwykle trwał do 4 godzin, dziś wyjątkowo był
dłużej. Zmęczona ruszyłam dalej - w las. Nie miałam celu, szłam przed
siebie. Poczułam, że wyszłam już poza tereny - szłam przed siebie. Kilka
minut później napotkałam jakieś ruiny, rozejrzałam się, czy nikt nie
idzie za mną i zaczęłam iść dalej. Przeskakując z fragmentów ruin na
ruiny, rozkoszowałam się tą magiczną ciszą, ani śpiewu ptaków, tylko
lekki szum liści. Idąc tak dalej, wpadłam na drzwi, były wysokie i
prawdopodobnie bardzo stare, na dodatek otwarte. Jeden ruch łapą i
tajemnicze drzwi zaskrzypiały dając efekt echa. Ponownie się rozejrzałam
i postawiłam kilka kroków dalej. W środku zachodzące słońce przebijało
się przez stary, kamienny dach, świetliki "tańczyły" w jego świetle.
Niezwykły widok, przeszłam do następnego pomieszczenia, leżały tam
rozkładające się trupy i różnorodne skrzynki, dzbany, urny oraz
tajemnicze artefakty. Przyjrzałam się i ruszyłam dalej, nie byłam sama -
ktoś ciągle mnie obserwował. Warknęłam cicho i zachowałam czujność.
< Odpiszę ktoś? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz