czwartek, 15 maja 2014

Od Arki do Kiby

Stałam tam. Wpatrzona w chmury, i słońce. Wdzięczna za to wszystko. Kochałam ciepło, kochałam mrok. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że to sprzeczne ale, moje kochane lasy brzozowe... Ach, jak ja im wiele zawdzięczam... Spojrzałam w dół. Powiodłam wzrokiem po długich, soczyście zielonych źdźbłach trawy i... spojrzałam mu prosto w oczy. Powróciły przykre wspomnienia. Skomlące szczenięta. Spalone lasy. Zabite wilki. I ten szyderczy śmiech. Pisnęłam, fiknęłam koziołka i stoczyłam się z klifu. A on nie czekając popędził za mną. Niestety, nie zdążył. Upadłam i zwichnęłam łapę. Popatrzyłam na nią. Wyglądała żałośnie. Jakaś taka poskręcana, i bez życia. Na dodatek zaczęła z niej płynąć krew. Zaskoczona czknęłam i... zemdlałam...

(Kiba?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz