Było paskudnie zimno! Wracałam właśnie z Luną z obchodu gór, aby sprawdzić czy wszystkie niedźwiedzie śpią i nie zagrażają watasze. Podczas powrotu Betha oddaliła się ode mnie mówiąc, że ma jeszcze kilka spraw do załatwienia.
- Dobrze. -Skinęłam głową i dalej już sama wracałam do jaskini. Gdy przechodziłam koło jaskini Caramelli rozległo się głośne kichnięcie. Uśmiechnęłam się - niedawno przecież sama miałam ostry katar. Zapukałam do drzwi wilczycy. Otworzyła mi i zaprosiła gestem łapy do środka.
- Widzę, że się przeziębiłaś?
- Tak, miałam dzisiaj na spacerze małą wpadkę (kichnięcie).
- Co się stało?
- Wpadłam do lodowatego jeziora. Przez przypadek lód się załamał. - Pokiwałam głową. Następnego dnia rzeczywiście powinnam sprawdzić wytrzymałość lodu na zbiornikach wodnych. Caramella przyniosła ciepłą, rozgrzewającą herbatę z rosnącego na łące latem, ususzonego, dzikiego kwiecia.
- Aisha ma ostatnio bardzo dużo pracy. Cały czas coś komuś dolega. To przez tą zimową pluchę.
- Tak, chyba sama się do niej zgłoszę.
- Na razie mało prawdopodobne żeby cię przyjęła, ale gdy ja byłam chora przepisała mi jakieś ziele.
- Ciekawe, czy dla mnie wystarczy, jeśli tak dużo wilków choruje?
- Ja mam go jeszcze trochę. Może do wizyty u niej wystarczy? Jeśli Ci to nie będzie przeszkadzać to mogę jutro wpaść i ci je przynieść?
[ Caramella? ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz