Po
nocy spędzonej na przemyśleniach stwierdziłam że dobrze by było wyjść
na spokojny spacer. Poszłam nad wodopój. Wodę pokrywała cienka warstwa
lodu. Gdy tylko położyło się na nim łapę i przycisnęło... łup! I mamy
dostęp do wody!
No ale oczywiście czym by było zamarznięte jezioro bez jakiegoś szalonego wilka który by do niego nie wpadł. Padło na mnie ; ) Wpadłam na dziwny pomysł przebiegnięcia na drugi brzeg po lodzie. Wskoczyłam na jezioro i już po kilku krokach lód się załamał, wpadłam. Wyskoczyłam z wody jak oparzona. Była straszliwie zimna. Zimna to właściwie mało powiedziane. Lodowata też nie jest trafnym określeniem. Czułam się dziwnie. Cała przemoczona, zziębnięta. Pobiegłam do jaskini się wysuszyć. Przesiedziałam tam dobre 2 godz. okryta futrami zwierząt. Czułam się okropnie. Pewnie jestem przeziębiona. <Dokończy ktoś?> |
||
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz