sobota, 27 września 2014

Od Estel

Chyba było ich za dużo...
Ciężko dysząc brnąłem już kolejny dzień przed siebie. Bez przystanku. Bez snu.
Od tego zależało moje życie. Chociaż i ono zapewne nie potrwa zbyt długo.
Kątem oka zerknąłem na prawy bok. Znajdowała się na nim długa, krwawa rana, z której ciągle sączyła się krew. Bolała z każdym dniem coraz mocniej. I z każdym dniem miałem coraz mniej siły. Nie miałem nawet czasu się nią zająć.
Właściwie to cały byłem we krwi. Odcinała się ona czerwienią od mojego futra i skapywała mi z sierści znacząc za mną krwawy ślad.
Wstrząsnął mną spazmatyczny kaszel, a mroczki znowu zaczęły mi tańczyć przed oczami. Brak snu, ból i skrajne wyczerpanie zaczęły zbierać swoje żniwo.
Roześmiałem się chrapliwie dostrzegając ironię tej sytuacji. Nie zabiło mnie ani samotne życie, ani walka, ani nawet ból.
Zabija mnie droga, której się poświęciłem.
Już po chwili rozrywający ból zabił moje rozbawienie.
Niech to...
Muszę iść dalej...
Nie mogę się zatrzymywać...!
Upadłem.
I nie miałem siły się podnieść. Zacząłem powoli tracić przytomność. Próbowałem wstać, ale nie byłem w stanie utrzymać się na łapach.
Ból.
Ciemność.
To chyba koniec...
Przez moje przytłumione zmysły, przebił się niespodziewanie zapach. Zapach wilka. Chyba.

<Jakiś wilk?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz