- Więc tak: stworzył mnie człowiek, polowały na mnie anioły, służyłam Szatanowi... - powiedziałam jednym tchem.
- Człowiek, żyje? - spytała.
- Dlatego zmieniłam się w upadłego anioła: został zamordowany, a ja
chciałam zemścić się na jego zabójcy i wtedy wrzucili mnie do piekieł,
służyłam Szatanowi, uciekłam, ścigali mnie i trafiłam tu i poleciałam na
jakąś wyspę, gdzie zabiłam anielicę i wróciłam tu, zakochałam się,
potem lekko się przemieniłam i jeszcze trochę było dziwnych sytuacji -
skończyłam mówić i spojrzałam na waderę. Zadałąm jej w myślach pytanie,
czy coś jeszcze chce o mnie wiedzieć.
Zimny wiatr wywołany przez skrzydła wadery sprawił, że się wzdrygnęłam. Zachichotałam cicho.
- Nie czuję się jak ktoś znany. Szczerze? To zawsze żyłam na uboczu i jakoś się do tego przyzwyczaiłam. - Zaczęłam rysować pazurem wzory w ziemi.- Ale to mało istotne! Teraz jesteśmy tu we dwie. Nikt nam nie przeszkadza i możemy zdobyć się na szczerą rozmowę.
Wreszcie zdałam sobie sprawę, że słońce jest coraz niżej i zaczyna robić się chłodno. Machnęłam ogonem wytwarzając barierę, która powinna zatrzymywać ciepło. Do tej pory, kiedy tylko ją stosowałam działała bez zarzutów. Kiedy było już przyjemnie ciepło (A, że zimna nie znoszę, to poczułam się jak w niebie) rozłożyłam się wygodniej w trawie.
- No, to jakie masz sekrety? - Mruknęłam znacząco do wadery, puszczając jej oczko.
- To teraz jesteśmy w terenach poza watahą, gdzie nikt nie powinien być.- powiedziałam.
- Pokażę ci, co jest dalej. Najbliżej jest stąd do Lasu Księżycowego.
Jest on przecudowny! - powiedziałam. Wyszłyśmy z lasu i rzeczywiście,
naszym oczom ukazał się las, którego liście były fioletowe. Bardzo lubię
ten las, nadal nie wiem, co ciągnie mnie do terenów poza watahą, które
na dłuższą metę są zakazane, a ja przemieszczam tam się jednak na
skrzydłach.
-Pewnie teraz myślisz, że zapytam się o twoją przeszłość, ale wiesz żyj
teraźniejszością, a nie przeszłością.-Wadera spojrzała na mnie ze
zdziwieniem.- Ale chyba nic mi nie zrobi za to że tu jestem?
-Raczej nie.
-To jeśli nie wiesz gdzie jest Alfa to byśm mogła mnie poprowadzać? Może ją akurat spotkamy.
Ztrzymałam się i odwróciłam w stroną Miran
- Na pewno się nie boisz?
- Tak na pewno!
- Dobrze bo idę w głąb.
- To idę z tobę - Wadera wyprzedziła mnie. Złapałam ją za ogo
- Ale ty tu zostajesz.
- A to niby czemu?!
- Bo mam ważne sprawy do załatwienia. - Odpowiadałam wciąż oziębłym głosem.
- Ale dlaczego? Przecież tu nic nie jest straszne!
- To tu? Tak to nie jest straszne ale ja muszę coś zrobić - Zaczełam
iść. - Ty tu na mnie zaczekaj! - Zniknełam w otchłani. Sprawdziłam
jeszcze czy Miran jest tam gdzie jej powiedziałam. Była a ja zaczełam
odprawiać rytuał przejścia. Weszłam do czarnej dziury utworzonej przeze
mnie. Jednak ktoś jeszcze tam wskoczył była to Miran.
- Jeju co to jest?! - Zaszłam ją od tyłu
- Nie powinnłaś tutaj wchodzić! - Wadera przestraszyła się
- A niby czemu?
- Jest to inny wymiar. Wymiar ciemności. Wracaj spowotem do lasu tam będziesz bezpieczna.
- Nie!
- Co?!
- Powiedziałam nie! Albo idziemy razem i mi wszystko tłumaczysz albo zostaje tutaj z tobą!
Weschneła.
- Dobrze. Wracamy.
Gdy już przeszliśmy przez portal Miran zadawała mi bardzo dużo pytań. Co
to było? Jak to zrobiłam? itd. Ja nic nie odpowiadałam bo nie miałam na
co. Wkońcu wyszliśmy z lasu i zaczeliśmy iść w stronę nory Miran.
<Miran?>
Właściciel: Sweet Horse Motto: ,,Czyste sumienie to objaw problemów z pamięcią." Imię: Vassar Pseudonim: Vair Charakter: Vassar jest skryty w sobie i bardzo nieśmiały. Jest socjopatą
i nie lubi innych wilków. Jest arogancki, chamski i prawie wszyscy
uważają go za totalnego dupka. Nie lubi zabawy, nie lubi prawie
wszystkiego. Kocha samotność i spokój. Nie umie rozmawiać, a nawet
jeżeli zaczniesz z nim konwersację (co rzadko się zdarza) to zakończy
się ona kłótnią i kilkoma zadrapaniami. Lubi polować, zabijać itp. Wiek: 3 lata, 28 kwietnia Płeć: Basior Żywioł: Śmierć, cień. Stanowisko: Zabójca Moce:
* Vide Mortis (łacina: Spojrzenie śmierci)- Zabijanie spojrzeniem.
* Calignem (Łacina: Wezwanie mroku)- Umie przyzwać czarną mgłę, która oślepia wrogie wilki na kilka minut.
* Canticum mortuis (łacina: Pieśń umarłych)- Przyzywa czarnych sługusów, którzy mordują wrogów.
* Magesterio (Łacina: Ostatni oddech)- Przywołuje wielką chmurę mgły, która zawiera toksyny. Ofiara się dusi...
* Indignatio (Łacina: Furia)- Zaczyna ogarniać go furia, przez którą zyskuje więcej siły i morduje wszystko.
Wygląd: Vassar to bardzo chudy basior o białym futrze, czarnych, wręcz
kruczych włosach i długich krwistych pazurach. Ma duże czerwone oczy,
które świecą, a malunki pod nimi wyglądają jak czarne łzy. Ma bardzo
długie, w środku zielone uszy, na szyi ma naszyjnik w kształcie krzyża i
obrożę z ćwiekami. Ma dziwny ogon, wygląda jak jaszczurki i ma pełno
tatuaży. Zauroczenie: Miłość... Nie, to nie dla niego... Ex: Nigdy nie miał dziewczyny. Rodzina: Urodził się gdzieś daleko, a rodzina go zostawiła. Nie chce zakładać. Historia: Urodził się bardzo daleko, a jego rodzice go zostawili. Od
urodzenia był sam i w pierwszych dniach swojego życia trafił do jakiegoś
klasztoru. Żył tam przez 2 lata, a potem uciekł, nie mógł znieść tych
wilków... Wziął pochodnie i go podpalił. Po kilku dniach z dawnego domu
został tylko popiół. Zadowolony ze swojej pracy począł wędrować i trafił
tu. Głos:
-No jasne, czemu by nie.
Ruszyłyśmy. Szłyśmy w cieniu drzew, więc nie musiałam narzekać. Na
razie. Rozmowa za nic się nie kleiła, nie miałam pojęcia o czym mogę
rozmawiać z tak mrocznym wilkiem, jak Rachel. Ja taka nie byłam, kiedyś.
-Miran?-spytała ni z tego ni z owego wilczyca.
-O co chodzi?
-Wiesz...krzyczałaś dzisiejszej nocy przez sen...-zaczęła niepewnie
No świetnie. Wszystko się wyda, że jestem taka słaba itp, moc mnie
opanuje(po raz kolejny) i znajdzie mnie bóg mrozu. Po prostu cudnie. Nie
mogłam jednak dać po sobie nic poznać. Przybrałam zdziwioną minę i
zapytałam:
-Serio? Pierwszy raz mi się to zdarzyło-kłamałam w żywe oczy.
-No coś nie sądzę-nie dawała się nabrać
-No proszę cię. Dobra nieważne... myśl sobie o mnie co chcesz.
Dalej milczałyśmy. Ziemia była rozgrzana od słońca więc całe moje futro
pokrył mróz. Inaczej już dawno bym się ugotowała, i to od samego
chodzenia.
-Idziesz tam bo chcesz medytować?-zagadnęłam gdy zbliżałyśmy się do celu
-Powiedzmy-odparła niewzruszona.
Gdy dotarłyśmy, ciarki przeszły mi po karku. Było głośno od krzyków
wszystkich kiedykolwiek zmarłych wilków. Tu na każdym kroku czaiło się
coś złego. Niezbyt mi się to podobało, ale też byłam zła. Zabijałam bez
wahania, tłumacząc sobie, że to w obronie własnej. Czasami miałam dość
swojego sumienia, a właśnie teraz tym bardziej nie dawało mi spokoju.
Gdyby nie zwracać uwagi na dziwaczne krzyki było tu nawet ładnie.
-Pięknie tu-odezwała się Rachel.- Nie uważasz?
-Rzeczywiście, jest tu tak jakoś...specyficznie..
<Rachel?>
Ma charakterek... Podobna do mnie, gdy byłam w jej wieku.
- Wiesz co, mamy jeden problem: Alpha może być teoretycznie wszędzie. - odparłam w przekonaniem.
- Więc nie wiesz, gdzie jest dokładnie? - powiedziała.
-Dokładnie tak. Przechodzę teraz niezbyt ciekawy okres życia... -
powiedziałam. Doskonale wiedziałam, że pewnie będzie się interesować
moją przeszłością, ale to niech pozostanie w moim sercu póki co. Nadal
mam w sobie moc upadłego anioła, którą mogę przez przypadek obudzić i
wyrządzić katastrofę naturalną porównywalną do tej sprzed kilkuset lat
wywołaną przez inwazję demonów, którą zapoczątkował właśnie upadły
anioł, który zdenerwował się i swą mocą niespecjalnie otworzył ogromne
wrota piekieł i wszystkie demony i inne piekielne istoty wyrwały się z
piekieł.
- Miran na pewno chcesz abym tu została?
- Tak to znaczy jak chcesz.
- Yhym. Dobra mogę zostać ale teraz muszę już iść.
- A gdzie?
Spojrzalam na nią
- Gdzieś daleko. Nie długo wrócę.
Zaczełam iść powoli ale jednak zatrzymałam się przez Miran. Zawołała mnie i spytała:
- A czy bym mogła iść z tobą?
- Jasne jeśli się nie boisz
- A czego niby mam się bać?
- Ja idę do lasu kresu
- Gdzie?
- Do końca naszej watahy. Tam idą mroczne wilki czyli takie jak ja.
- Aha ok
- To co idziesz?
<Miran?>
-Odeszłam od mojej watahy, nie chce tam być.-Warknęłam.
-Dobra już się uspokój.
-Dobra może źle zaczęłyśmy.
-Proponuję ci dołączenie do watahy, w której ja jestem. Chcesz?
-Musze się zastanowić.
-I tak musisz pogadać z Aphą.
-No dobra prowadź.
- Ktoś ci chyba już mówił, żebyś tu nie szła... - odparłam nie
puszczając jej. Brązowa wadera spojrzała na mnie z wyrzutem, zmieniłam
oczy na puste, zupełnie białe.
- Puść mnie! - tym razem to było takie... z wyrzutem. Podniosłam łapę, a wadera wyskoczyła.
- Młodziutka jesteś... Nie powinnaś być z watahą, albo przynajmniej na jej terenach.
- A ty co tu niby robisz? - odparła.
- Mnie tu znają wszystkie istoty i nic mi raczej nie zrobią. Nie mam się czego obawiać...
Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w księżyc. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam myśleć o Terro.
-Wiem, że gdzieś tam jesteś-szepnęłam.
Miałam nadzieję, że wilczyca śpi i mnie nie usłyszy. Nie chciałam być
postrzegana jako słaby przeciwnik. Przypatrywałam się gwiazdozbiorom,
dziś niebo było bezchmurne i doskonale widać było niebo. Chyba zaczęłam
świrować. Wydawało mi się, że gwiazdy układają się pokazując postać
kogoś, kogo kochałam i nadal kocham.
-Czy ja prosiłam aby mnie dzisiaj wszystko przybijało?!-wrzasnęłam nie wytrzymując już tego wszystkiego.
Poddenerwowana wróciłam do jaskini. Miałam gdzieś czy mój gość śpi czy
nie, gniewu nie muszę kryć. Położyłam się u wejścia i przytłoczona
wspomnieniami zasnęłam. Ranek był dość chłodny, a gdy otworzyłam oczy
Rachel już pałaszowała śniadanie. Przypomniały mi się jej słowa: ,,Ja
nie jestem zwyczajnym wilkiem''. Cóż, nie ona jedyna.
-Smacznego-rzuciłam wychodząc z jaskini.
-Hej! Poczekaj! Dla ciebie też jest jedzenie!-wołała za mną.
Mimo woli wróciłam się. Byłam głodna, a nim bym zdążyła upolować
świeciłoby już gorące słońce. Zajadałyśmy śniadanie, nawet nie zwróciłam
uwagi co jem. Zaraz po jego skończeniu ponownie oblodziłam swoją
jaskinię, w lato wszystko się topiło ale zamierzałam dopilnować by tyła
tu temperatura poniżej zera.
-Po co to robisz?-zaciekawiła się
-By nie siedzieć w piekarniku-ucięłam krótko i wróciłam do swojej roboty.
Zapadła nie zręczna cisza. Z chęcią przerwałabym ją, ale nie miałam tematu do rozmowy. No może oprócz jednego.
-Lepiej się czujesz?-zagadnęłam od niechcenia
-Co raz lepiej. Niedługo już nie będę ci zawracała głowy.
-Nie zawracasz. Często nie mam do kogo otworzyć pyska. Siedź jak długo
ci się podoba, tylko nie wysadź mojej jaskini z dymem-zażartowałam i
niewidocznie uniosłam kącik ust
<Rachel?>
Gdy wadera odleciała patrzyłam na jej jaskinię.
- Wszystko jest przykryte lodem - Szepnełam do siebie.
Wstałam resztkami sił i wyszłam poza jaskinię. Zaczerpnełam świeżego
powietrza i wróciłam. Połorzyłam się i zaczełam medytować mówiąc cicho
- Azarath metrion zinthos.
Po chwili wadera która mi pomogła przyleciała z jedzeniem
- Już jestem. - Troche się zdziwiła dlaczego nic nie mówię.
- Ej! Zyjesz?
Wtedy otworzyłam gwałtownie oczy.
- O co chodzi?
- Jedzenie. Chodz.
Wadera podeszła do upolowanej sarny i zaczeła jeść. Podeszłam i popatrzyłam się na nią.
- Co ci się stało?
- Nie ważne tym bardziej dla ciebie. A teraz jedz.
Jak powiedziała tak zrobiłam ale wciąż patrzyłam się na nią. Skończyłam
już jeść i poszłam do poprzedniego miejsca gdzie leżałam i zaczełam znów
medytować. Miran oderwała się od jedzenia i spytała się:
- Co ty tak wogóle robisz?!
Otworzyłam jedno oko i skierowałam je na nią
- Medytuję. A co?
- No nic ale po co?
- Po to aby moja jażń inaczej moc uspokoiła się. Ja nie jestem zwyczajnym wilkiem. - Powiedziałam poważnym i ozięblym głosem.
- Jak nie jesteś zwyczajnym wilkiem?!
- Tak poprostu.
I dalej medytowałam. Wadera pokręciła głową odeszła od jedzenia i poszła
się przejść. Wyszła przed jaskinię i usiadła pod drzewem patrząc się na
księżyc.
<Miran?>
Był ciepły wieczór. Wkroczyłam do jakiegoś lasu. Najpierw wyglądał na
zwykły las, ale potem robił się coraz ciemniejszy. W końcu usłyszałam
głos i się zatrzymałam.
-Ej! Tam nie można wchodzić!
Olałam to i ruszyłam dalej. Zrobiłam kilka kroków i znów krzyk.
-Słyszysz ty mnie?! Tam nie można!
Na te słowa obróciłam się, ujrzałam jakiegoś wilka.
-Tak do ciebie mówię!-Wilk krzykną i zaczął biec w moją stronę. Ja,
zatem także zaczęłam biec w głąb lasu. Po dłuższym biegu po raz kolejny
obróciłam się. Nikogo za mną nie było. Zwolniłam.
-Chyba go zgubiłam.-Powiedziałam w myślach. Nagle usłyszałam szelest.
Obróciłam się i zaczęłam iść tyłem do mojego poprzedniego kierunku.
Nagle za krzaka wyskoczył wilk i powalił mnie na grzbiet. Próbowałam się
wyrwać, ale nie dałam rady, więc krzyknęłam.
-Zejdź ze mnie! Złaź!
Rozłożyłam skrzydła między promienie słońca i wzbiłam się w jego stronę.
Zwężyłam źrenice i machnęłam skrzydłami mocniej, dzięki temu
przyśpieszyłam. Nagle ten huk. Zdziwił mnie i dochodził jakby obok mnie,
lecz tam nikogo nie było. Nikogo, ale COŚ leciało, to coś, to była
sieć... Ominęłam ją i zawróciłam podnosząc brzuch do góry. Wolałam nie
podlatywać tam, nie mogłam nic znaleźć, wyczytać myśli, o co tu
chodzi??? Stanęłam na ziemi, a ona zaczęła się trząść i pękać.
Próbowałam odlecieć, ale moje skrzydła, gdy tylko je uniosłam, przebiły
strzały. Wyjęłam jedną i uleczyłam skrzydło i wtedy ktoś na mnie skoczył
i wtedy... wtedy się obudziłam z przeraźliwym krzykiem.
Byłam w lesie, bolała mnie głowa. Z lasu pojawił się łeb...
Pseudonim: Ina, Ami, Revi, Niza-ze względu, że była tak podobna do matki
Charakter:
Inami jest szalonym wilkiem, któremu jest zawsze mało adrenaliny. Lubi
przygody i wyzwania. Czasami potrafi się zamyślić i ignorować wszelkie
hałasy. Jest miła, pomocna, przyjacielska i zabawna. Zawsze na jej
twarzy wisi uśmiech. Lubi dokuczać innym, ale w zabawny sposób (robić
psikusy). Nigdy nikogo nie okłamała(I NIE OKŁAMIE). Jednak niezwykle
wrażliwa kryje w swoim wnętrzu całe bogactwo uczuć. Najbardziej boi się
odtrącenia, dlatego dokłada wszelkich starań, aby utrzymywać dobre
stosunki z innymi. Z tego też powodu nigdy nie brakuje jej przyjaciół i
znajomych - kto jej zaufa, zawsze może na nią liczyć. W miłości jest
wierna, a w stosunku do potomstwa opiekuńcza i cierpliwa.
Wiek: 3 lata|13.07
Płeć: Wadera
Żywioły: Ogień|Powietrze
Stanowisko: Łowczyni
Moce:
Ogień- Po prostu wznieca ogień.
Płomyk-Płonie, ale nic się z nią nie dzieje.
Zapałka-Zapala kogoś lub coś.
Kule ognia- Przywołuje ognistą kule.
Meteoryty-
Zrzuca na ziemie z kosmosu ognistych meteorytów, które po uderzeniu w
ziemie płoną, aż nie powiem stop, ale maksimum mogą płonąc tylko przez
jeden dzień.
Ogniste przedmioty-Tworzy różne rzeczy z ognia, które można normalnie dotknąć a nic się nie stanie.
Pazury-W jej
łapach kryją się ostre pazury, które z łatwością wbijają się w ciało,
przez co potrafi chodzić po ścianach, ale najczęściej używa tej mocy do
skakania po drzewach (Pazury się przyczepiają do kory, a tylnymi nogami
się odpycha.)
Niewidzialność-Staje się nie widoczna dla innych stworzeń.
Latanie-Potrafi latać bez skrzydeł.
Furia-Wpada w stan furii. Tą moc może użyć tylko, gdy jest wkurzona.
Huragany, Tajfuny i Burze piaskowe.-Wytwarza huragan, tajfuny lub Burze piaskowe.
Chmury-Może chodzić po chmurach, przywoływać je i tworzyć z nich, co chce np. dom
Wygląd:, Po co to pisać przecież jest zdjęcie?
Zauroczenie: Czeka na niego...
Ex: ---
Rodzina:
Matka-Niza Nie żyje
Ojciec-Helhades
Przyrodzony brat- Nikomag
Bardzo by chciała założyć swoją.
Historia: Nie mówi nic o sobie, przez co powstało jej motto. Głos: (Ariana)
Miałam już serdecznie dość siedzenia w jaskini, wyszłam na zewnątrz by
się trochę przewietrzyć. Słońce prażyło niemiłosiernie. Bym się schowała
w cieniu drzew i tak doszła do wodopoju, ale wciąż kulałam.
-No to pora na kolejną lekcję latania -mruknęłam do siebie i wzbiłam się w powietrze.
Rozglądałam się za najbliższym strumieniem, ale wszystko było potwornie
daleko. Zrezygnowana zawróciłam i poleciałam do wodospadu, który wydawał
się najbliżej. I oczywiście pomyliłam się. Było jeszcze dalej. Zmęczona
machałam skrzydłami i widząc wodę przyśpieszyłam. Zaślepiona prze
słońce wpakowałam się w środek lecącego stada. Po prostu cudnie! Teraz
spadałam kompletnie nie widząc niczego poza wodą i kimś lub czymś
stojącym przy wodzie.
-Hej-zawołałam. -Uważaj!!
No ale i tak uderzyłam w stojącą przede mną postać i razem wylądowaliśmy
w wodzie. Woda była brutalnie zimna, więc starałam się jak najszybciej
wynurzyć. Kilka metrów ode mnie wynurzył się całkowicie biały basior.
-Wybacz!-zawołałam i poczłapałam do brzegu.
Był szybszy, więc już otrzepywał się z wody gdy ja dopiero dotarłam na
brzeg. Rzuciłam się na ziemię i gdybym tylko mogła przytuliłabym się do
niej.
-Nigdy więcej latania, tylko stąpanie po ziemi -szepnęłam do siebie a basior przyglądał mi się dziwnie.
Zmroziłam go wzrokiem, wstałam i kuśtykając chciałam schować się w
lesie. Pokryłam szronem trochę trawy, by się nie ugotować i rozłożyłam
się wygodnie.
<Led?>
Późnym wieczorem opuściłam swoją jaskinię. Nie lubiłam upałów, więc
musiałam się przerzucić na nocy tryb życia. Nadal kulałam, więc musiałam
latać, co sprawiało mi nie małe trudności. Przelatywałam nad sporym
wodospadem a czując pragnienie, podleciałam bliżej wody. Napiłam się i
zesztywniałam. Na środku jeziora dryfowała kłoda, a na niej
prawdopodobnie wilczyca. Podleciałam, chwyciłam ją i ukryłam się w małej
jaskini przy wodospadzie. Ostrożnie położyłam bidulkę i ochlapałam ją
trochę wodą. Ocknęła się i powoli otworzyła oczy. Widząc mnie
natychmiast cofnęła się do tyłu. No tak..nadal miałam poturbowaną łapę i
wyglądałam jakby mnie piorun trzasnął.
- A może byś tak podziękowała?- zagadnęłam lodowatym tonem
Nie chciałam by ktokolwiek zauważył, że coś się ze mną zmieniło.
-Za co?
-Za to że już nie pływasz poturbowana w jeziorze.-ucięłam i miałam zamiar już wyjść.
Skąd mam wiedzieć czy zaraz mi do gardła nie skoczy.
-Poradziłabym sobie.
-Już to widzę. Tak byś sobie poradziła jak zając z jeleniem.
Ukradkiem spojrzałam na nią. Przypatrywała mi się. Jeszcze czego.
-Jestem Rachel, a ty?
-Dla ciebie nieznana. I niech tak zostanie.
Chciała się dźwignąć na nogi, ale z marnym skutkiem.
-Pomóc?
-Nie, dzięki. Sama dam sobie radę.-powiedziała zezłoszczona
Gdym nie miała sumienia bym ją tu zostawiła i już dawno leciała bym do siebie, ale miałam sumienie i zostałam.
-Pomogę ci, czy ci się to podoba czy nie.
Wytrzeszczyła na mnie oczy, ale nie zdążyła nic zrobić bo już miałam ją na karku.
-Puszczaj mnie!-zawołała
Chciała się wyrwać, ale nie pozwoliłam jej na to. Już leciałyśmy wysoko nad jeziorem.
-Nie mam zielonego pojęcia gdzie twoja jaskinia i zbytnio mnie to nie interesuje. Dziś przekimasz się u mnie. Ok?
-No dobra.-nie miała wyboru
Trochę ciężko się leciało z ciężarem, co nie było mi na rękę. Nie
latałam jakoś świetnie więc lądowanie w mojej jaskini było dość bolesne.
Oczywiście dla mnie. Usadowiłam ją w rogu jaskini a sama usiadłam
naprzeciwko niej. Całe moje małe królestwo było albo oblodzone, albo
pokryte szronem. Rachel przypatrywała się temu wszystkiemu.
-To powiesz mi jak się nazywasz?-nie dawała za wygraną
-A jeżeli ci powiem to dasz mi święty spokój?
Kiwnęła głową.
-Miran. A teraz lecę, bo w gościach nie powinno się umierać z głodu. Niedługo wracam- i odleciałam.
<Rachel?>
To tak: Drogą głosowania 3 miejsce Miss Wilczycy Wiosny zostaje... *emocjonująca chwila napięcia...* HOPE!
Gratulujemy pięknej wilczycy!
A jeśli chodzi o panów... :3
Nadszedł czas na walkę...
W której o pierwsze miejsce walczyć będą... Talon... i... Ezreal...
No a trzecie miejsce ma Kiba!
Gratulujemy Kibie, za to ankieta rozstrzygnie, który basior zdobędzie 1 lub 2 miejsce.
Na swoich faworytów głosować możecie już teraz... Tylko wybierzcie dobrze. :D
- Jak to niby cierpisz - przybliżyłam się do niej patrząc w oczy z dziwacznym uśmiechem...
- Można powiedzieć, że to z samotności...
- To chyba żart... Taka znana osoba jak ty samotna!!!
Zdziwiłam się, a co najdziwniejsze bardzo polubiłam Holly. Machnęłam
skrzydłami prosto w waderę. Zmrużyła oczy, a sierść poruszyła się i
rozczochrała.
(Holly?)
" Gdy się różnimy, nie potrafimy dostrzec tego, co jest w nas najlepsze i łączy nas z innymi."
" Nie myl mnie z płomiennym ptakiem, który jest tylko ogniem. Ja jestem
ptakiem który włada ogniem, a nie odwrotnie. Ja jestem ptakiem nadziei i
prawdy, feniksem. Nie myl mnie z feniksami które zamieniają się w pył, i
odradzają. Nie myl mnie z feniksami złego ognia, który niszczy i sieje
spustoszenie. Ja jestem tym feniksem, PANEM wszystkich feniksów.
Feniksem który jest nieśmiertelny i ma tylko jedno życie, którego
pokonać może jedynie ktoś o czystym sercu, czystym sumieniu i zdolnym do
tego zrobienia. Jestem feniksem, potęgą ognia. Jestem Feniksem, Panem
wszystkich feniksów- Wschodem Słońca."
Imię: Kishan Pseudonim: Hebanowy Książę,Łowca Głów Charakter: Kishan jest skrytym i tajemniczym basiorem. Stawia mur który
go oddziela od innych. Zawsze trzyma się na dystans. Jednak gdy
przełamiesz ta barierę, zobaczysz zupełnie innego wilka- roześmianego,
szczęśliwego cieszącego się życiem. Jednak i tak w głębi serca chowa
urazę do tych wszystkich, którzy go ranili. Stara się wywołać u jak
największej ilości przyjaciół uśmiech. Nie lubi patrzeć gdy ktoś jest
smutny, przygnębiony lub przybity. Pomaga jak może. Traktuje wszystkich z
szacunkiem i kulturalnie się zachowuje( przynajmniej tak on myśli).
Zawsze się droczy z bratem co kończy się na tym że Ren zamraża powietrze
wokół niego. Jest przyjazny i zawsze się próbuje uśmiechnąć. Woli
towarzystwo szczeniaków i wader niż basiorów. Wiek: 2, 7 miesięcy | 01.07 Płeć: Basior Żywioł: Legendarny Żywioł Władców Krain Lodu: Rzadki ogień( czyli jest
inny niż reszta ze swojego rodu, ponieważ jest żywiołu ognia) Stanowisko: Mag, Obrońca Bet Moce:
* Ogniste stworzenia- przywołuje ogniste stworzenia: Qiliny, Rakszasy, feniksy i inne.
* Zamiana w Wschód Słońca, Feniksa Ognia Prawdy i Nadziei ( więcej w motto feniksa), gdy się zmieni włada żywiołem ognia
*Ogień Prawdy- podpala czyjeś serce, żeby ten ktoś mówił prawdę. Może
także podpalić to coś (płonie), aż do czasu kiedy ktoś powie prawdę i
zacznie żyć zgodnie z prawdą.
*Rzuca promyki nadziei, aby ich właściciele mieli choć ziarnko nadziei
*Kontrolowanie ognia
* Zamiana w zwierzę płonące ogniem ( smoki, lisy, konie, koty itd.)
* Zatrute powietrze- zwierzęta się duszą 4x szybciej niż pod wodą i nie mają ucieczki
*Podpalenie- podpala przeciwników najgroźniejszym ogniem który płonie 10
sekund zadając co sekundę masę obrażeń. Gdy ktoś przez tą umiejętność
zginie, przechodzi na najbliższego wroga w pobliżu.
* Potrafi atakować ogniem pod przeróżnymi postaciami, o różnym nasileniu itd. Wygląd: Kishan jest przeciętnym basiorem, tyle że trochę bardziej
umięśnionym. Jego kolor przeplata się z hebanową czernią, brązowym i
popielatym. Ogon jest hebanowy, gdzieś na środku ma biały trójkąt. Jego
pierś i policzki u podstawy nosa są popielate, lekko białe. Jego futro
jest średniej długości i puszyste, wręcz mięciutkie.Na tylnych łapach
nosi bandaże, pamiątkę ze starciem z generałem rodu Legendarnych Mieczy.
Wtedy jego nogi straciły kontrolę. Jednak później pewien szaman mu
pomógł i teraz może nimi ruszać. Jednak pozostały blizny i ma słabe
nogi. W lewym uszku ma srebrny pierścień. Wokół jego oczu są żółte
bazgroły, a same oczy są koloru złotego, z ledwo widoczną źrenicą. Na
szyi ma dwa naszyjniki- jeden z księżycem drugi z krzyżykiem. Zauroczenie: Cóż... Kilka jemu wpadły w oko. Ex: Kiedyś się zakochał, ale podczas srogiej zimy zamarzła na śmierć. Rodzina: Matka- Deshen,
Ojciec-Rajaram,
Brat- Dhiren, Historia: Kishan niegdyś żył szczęśliwie (no, prawie) jako jeden z synów
Pary Alfa wywodzących się z rodu Legendarnych Władców Krain Lodu.
Niestety on był 5 wilkiem z żywiołem Ognia i domieszką Trucizn. Był to
najpotężniejszy ród magicznych wilków z domeny magów. Ten ród ciągle
walczył z rodem Legendarnych Mieczy, z rodem, najsilniejszym z domeny
wojowników. Obydwa rody rywalizowały ze sobą, który jest silniejszy. W
tamtych czasach bracia wiedzieli który jest silniejszy. Żaden. Obydwa
rody dorównywały sobie siłą. Jednak pewnego dnia, w którym nie można
było walczyć rozpoczęto... wojnę. A dokładniej, wilki z rodu
Legendarnych Mieczy zaatakowały ród Legendarnych Władców Krain Lodu, w
którym zginęło wielu magów, w tym rodzice Dhirena i Kishana. Ash, i Luke
popadli w furię. Obydwoje byli najsilniejszymi magami, jednak Ash był
silniejszy. Bracia zaatakowali zamachowców swoja magią powalając 99%
wojowników. Wtedy właśnie Kishan prawie stracił tylne łapy. Jedynie
Generał jak i garstka żołnierzy przeżyła. Zamachowcy się poddali i
uznali, że magowie są silniejsi. Jednak i tak planują kolejny zamach.
Kishan uciekł po zamachu w las, gdzie odnalazł pewnego szamana który mu
pomógł uzdrowić jego tylne łapy. Później stał się Łowcą Głów. Zabijał
oszustów, pracował jako kat i nauczyciel magi. Jednak jego przeciętne
życie nei było az tak szczęśliwe. Wszyscy którzy znali jego ród,
szydzili z odmieńca. Kishan zaczął siebie nie doceniać, dlatego także
brał na siebie najniebezpieczniejsze wysiłki. Pracował do siódmych
potów, bez odpoczynku. Pewnego dnia zaczęli go ścigać. Jednak gdy się
wokół niego pojawiali, od razu ginęli. Luke od 1 roku życia miał prawie
niedostrzegalne źrenice. Jednak później nie było już w ogóle ich widać.
Jego oczy od dnia kiedy zaczęli go ścigać są całe złote. Gdy zabił
wszystkich, którzy go ścigali, zaczął szukać schronienia w lasach. Tam
także poznał radosną wilczycę która przewróciła z powrotem do pionu jego
życie. Byli w sobie zakochani- byli parą. Wtedy także jego oczy, jak i
całe ciało się zmieniało. Wilczyca podarowała mu 2 naszyjniki- jeden z
księżycem który jest symbolem jej żywiołu, żeby o niej pamiętał, a drugi
z krzyżykiem. Basior natomiast podarował jej 3 Pióra Feniksa i także
naszyjnik z krzyżykiem. Pewnego dnia obudził się z martwą u boku
partnerką. Był zrozpaczony. Podczas zaćmienia patrzył na słońce. Wtedy
wywęszył zapach watahy. Gdy przybył na jej tereny musiał się pierw
trochę o watasze dowiedzieć. I tak tu przybył. Głos:
Po kilku dniach przybycia do watahy w końcu wyszłam na powierzchnię.
Wyszłam dlatego aby zapoznać się z otoczeniem. Szłam tak już pół
dnia.Słońce nie było idealnie na demną ale ja ruszyłam na polanę. Chwilę
tam siedziałam. Nagle moją uwagę zwróciły krzaki które się ruszały.
Ignorowałam to jednak szelest był głośniejszy.
Kto tam!?. Spytałam się jednak nikt nie odpowiedział. Znów się
połorzyłam jednak zza tych krzaków wydobył sie cichy warkot. Nagle
zauwarzyłam oczy małe biale oczka które zblirzają się do mnie. Zza
krzaków wyłoniła się postać małego jelonka który był wystraszony i
zraniony. Podszedłam do niego spokojnie schyliłam swój łeb. Nie bał się
mnie. Jednak bał się czegoś co stało za mną. Stałam tak spokojnie czują
zimny oddech i słysząc dyszenie jakiegoś zwierza który był za mną.
Skoczyłam za malego jelonka i zobaczyłam od dołu do góry że był to
dorosły jeleń za swym stadem zrozumiałam też że ten małe należy do jego
stada przeraziłam się. Zrobiłam kilka kroków w tył. Nagle przywódca
stada podniusł swe przednie kopyta i ruszył na mnie ze wściekłością a za
nim całe stado. Serce biło mocno oddech był szubki i głośny a ja
uciekałam przed potęrznym stadem. Uciekałam aż zapadł wieczór. Przed
nami zobaczyłam wodospad pierwsze co mi przyszło na myśl jednak to była
głupona ale jedyny pomysł. Jeleń nadepnoł mi na łapę. Spadłam na ziemię a
całe stado mnie poturbowało. Czułam ogromny ból miałam wiele ran. Nagle
uspokoiło sie ale nie na długo stado już dało sobie spokuj ale nie
przywódca on pragnął mojej śmierci. Resztkami sił podniosłam się był już
blisko a ja go wyminełam. Skoczyłam do wody. Gdy się wynórzyłam
złapałam się kłody i płynełam z prądem. Zemdlałam.
<wiem że trochę długie i bez sęsu ale proszę aby ktoś dokończył plis>
Wygrał
Język: Angielski
Rodzaj: Spokojny
Oraz poprosiłam was o przykłady, te które były odpowiednie zostały zamieszczone w piosenkach :) mam nadzieję że się podobają. Chcę by było wam jak najlepiej w watasze. :D
Chyba się przesłyszałam. Czy ja usłyszałam Zuko? Czy to prawda, czy może
Talon żartował. Odwróciłam się w jego stronę i się podkuliłam, pytając
spode łba:
- Z..Z..Zu..Zuko? - jąkałam się.
Talon pokiwał głową, wiedziałam, że nie kłamie, nie mogłabym sobie nawet tego wyobraźić, by skłamał.
- To... Chcwsz zobaczyć tę rodzinkę? - uśmiechnął się lekko.
Bez słowa Talon zaprowadził mnie do brata, widziałam go już za krzakami.
- Zuko? - zapytałam zdziwiona, po czym wyszłam zza krzaków.
Chyba Zuko wiedział, kim jestem. Przytuliłam go.
- Stary romantyku - zaśmiałam się do brata, po czym usiadłam obok Talon'a i uśmiechnęłam się.
Po chwili zza krzaków wybiegły szczeniaki i rzuciły się radośnie na Talon'a, który był widocznie zakłopotany.
Co ja sobie wyobrażam? Muszę bardziej uważać! Minuta zwłoki i by mnie
zauważył. Omen, po coś ty tu przyszedł? Ah... no tak. Jest zabójcą.
Rogue wcale mi nie pomaga! Basior za nic w świecie nie chciał być cicho i
się nie wychylać. Nic nie zrozumie. Kiedy wstał przycisnęłam go do
ziemi ponownie. Dalej nie słuchaj. Wpatrywałam się Omen'a. Po co watasze
zabójcy!? Nic się nie dzieje więc się wszyscy nudzą. No prawie wszyscy.
Szukałam jakieś odpowiedzi. Rogue jest upartym basiorem. Cóż... też bym
się zastanawiała dlaczego unikam swojego partnera. Po chwili spojrzałam
na Rogue. Bądźmy szczerzy.
-Unikam go, bo od jakiegoś czasu nam się nie układu. Znając życie znowu
byśmy się pokłócili. I drugi powód. Chcę ten związek przemyśleć na
spokojnie a nie pod presją Omen'a-szepnęłam.
(Rogue?)
Przyglądałam się wilkom w czasie wymieniania uprzejmości. Chciałam nie zareagować na niezgrabny ukłon Javier'a, ale musiałam uśmiechnąć się pod nosem. Był taki uro... ehm. Odchrząknęłam przypatrując się wilkom na zmianę. Widziałam jak Riven przygląda się basiorowi. Z nieznanych mi powodów poczułam irytację, albo... nie, to nie mogła być zazdrość. Jestem już chyba za duża na takie emocje. Zrugałam się w myślach za takie błahostki.
- Holly! - Riven spojrzała na mnie znacząco. Wpatrywałam się z nią półprzytomnie nie dokańczając zaczętej przed chwilą nowej myśli. Następnie spojrzałam na Javier'a. Jego twarz wyrażała ukrywane rozbawienie. Na ten widok wyprostowałam się jak struna. Nie chciałam w jego oczach uchodzić za osobę, która łatwo się zamyśla.
- Przepraszam, mogłabyś powtórzyć. - Spytałam dumnie, nieco zbyt ostro. Zdecydowanie nie umiem udawać innego charakteru. Riven spojrzałam na mnie ze zdziwieniem.
- Dobrze... Z tego co słyszałam Javier poznał niektóre tereny, ale to nie wszystko co należy do Watahy. Mogłabyś go z kimś zapoznać?
Spojrzałam na słońce. Jeszcze było nieco czasu.
- To twój obowiązek. Stanowisko do czegoś obowiązuje. - puściła mi oczko. Udając, że tego nie widzę wyszłam z jaskini, zamiatając powietrze ogonem.
- Więc? Chciałbyś zobaczyć jakiś teren... poznać kogoś... - Mruknęłam nie patrząc mu w oczy.
<Javier? Albo coś Riven chce dopisać. Przepraszam, że krótkie i nieskładne, ale jakoś nie mam weny ostatnio :/>
Wstaw wszystkie Bannery na swoją prezentacje a dostaniesz nagrodę! Wystarczy że nas poinformujesz!
Kod HTML : <a href="http://funkyimg.com/view/HLNF"
target="_blank"><img src="http://funkyimg.com/i/HLNF.gif"
alt="Free Image Hosting at FunkyIMG.com" border="0"></a>
Motto: Emocje tylko przeszkadzają w życiu codziennym dlatego tłumimy je
w sobie. Przyjaciele są tyle warci, ile po nich pozostaje.
Imię: Rachel
Pseudonim: Woli gdy mówi się na nią Raven ale mogą do niej również mówić Riri
Charakter: Reven jest przepełniana empatią dziewczyną o
nadprzyrodzonych mocach. Bardzo tajemnicza, nawet gdy była przy matce
była samotna i mało rozmowna, nie ufna, agresywna gdy się denerwuje jej
oczy podwajają się i są czerwone. Gdy ją się bardziej pozna jest miła,
sympatyczna, radosna, waleczna potrafi walczyć o swoich przyjaciół. Już
wiele razy pokazała na co ją stać w obronie. Jednak musi naprawdę komuś
zaufać aby się otworzyć.
Wiek: 4 lata jako człowiek 16 || 5.08
Płeć: Wadera
Żywioł: Magia, cień
Stanowisko: Wojowniczka
Moce: Azarath Metrion Zinthos - Główny z jej magicznych mocy gdy wypowiada te słowa jej oczy świecą na biało.
Potrafi połączyć się z kimś umysłem medytując i zobaczyć co on widzi.
Umie częściowo uzdrowić kogoś i siebie.
Potrafi lewitować, telepotrować się, potrafi zmienić się w demona.
Wygląd: Raven jest czarną waderą o niebieskich znakach na ciele. Jest
szczupła i wysportowana. Kolor jej oczu jest taki sam jak jej znaki na
ciele (niebieskie)
Zauroczenie: Brak
Ex: -
Rodzina: Matka - Arella , Ojciec - Trigon. Jest jedynaczką.
Historia: Raven jest hybrydą człowieka i demona. Jej matka została
"zgwałcona" przez wielkiego i potężnego demona czyli jej ojca. Urodziła
się w miejscu o nazwie Azarath. Jako człowiek miała białą szatę ale gdy
dorosła i dowiedziała się kim jest zmieniła białą szatę na czarną. Gdy
miała 14 lat zmieniła się w wilka takim jakim jest ale może się zmienić
zpowrotem w człowieka.
- Bardzo. - Uśmiechnęłam się z rozbawieniem. - Tylko ty nie masz tego błysku w oczach. - Pokazałam jej język ruszając figlarnie brwiami.
- Zawsze mogę pokombinować...
- Nie! - Krzyknęłam śmiejąc się. - Dziwnie się czuję widząc... siebie przed... sobą.
- Dobrze już, dobrze. - druga "ja" uśmiechnęła się. Naprawdę tak dziwnie to robię?? Chwilę potem jej ciało zaczęło zmieniać odcień i kształt, aż wreszcie Lost stała się sobą.
- Uff... od razu lepiej cię widzieć. Wiesz, jesteś bardzo zabawna. - Szturchnęłam ją w przednią łapę sprawiając, że wadera delikatnie się zachwiała.
- Tak? A ty nie! - Wilczyca wystawiła różowy język i odwzajemniła szturchnięcie.
- No wiesz co? Ja się tu staram, a ty mnie oczerniasz... - Zaskomlałam aktorsko.
- Oj dobrze już. Nie płacz mi tu, bo mnie zalejesz!
- Phi! I dobrze. - Mruknęłam. Po chwili Lost wstała i z rozmarzeniem wpatrzyła się w punkt na horyzoncie.
- Ziemia do Lost Angel! Ja tu cierpię! - Zaczęłam wymachiwać łapą przed oczami wadery, ale ta nie drgnęła. Zniecierpliwiona powiodłam wzrokiem za jej spojrzeniem. Musiałam usiąść.
- Okay, robi wrażenie... - Wyszeptałam widząc najpiękniejszy w życiu zachód słońca.
<Lost Angel? Tak, wiem, troszkę dziwne to opowiadanie, ale nie miałam pomysłu i zaczęłam głupoty pisać ;p>
Siedziałem w jaskini i się nudziłem. Co by tu porobić? Ach, tak.
Siedzieć, bawić się lodem, spać i jeść resztki jedzenia. Totalna żenada!
Spojrzałem za siebie. Nadia, Gergolio i Kim nadal spali. Westchnąłem.
Przywołałem swojego orła i poprosiłem aby zmienił się w wilka i pilnował
jaskini. Powiedziałem mu że idę zapolować świeżę mięso. Ale skłamałem.
Nudziło mi się strasznie. A więc, dlaczego wcześniej nie poszedłem?
Fakt, większość czasu kiedy Nadia się budzi ja śpię. Dlaczego? Martwię
się. Niepokoję się. Już od tygodnia męczą mnie koszmary z dnia zamachu.
Czyżby zamachowcy byli blisko? A może przyszli po 'coś'? Zadręczałem
się tysiącami pytań. W jednej chwili ( która przyszła nagle) zatęskniłem
za bratem, Kishanem. Jednak ta chwila minęła szybko, gdyż brat był
przeciwnym żywiołem niż ja. Serce mi mówiło, żebym nie zwracał na to
uwagi. Ale jak mogłem go lubić kiedy jako piąty z rodu jest wilkiem
ognia? Na dodatek nie jest pełnej krwi. Jest jeszcze wilkiem trucizn
itp. W końcu postanowiłem coś zapolować. Zamknąłem oczy i wyzwoliłem
trochę swojej mocy aby powietrze zrobiło się zimniejsze. Powiedziałem:
- Do jeleni- i wiedziałem którędy iść. Droga była wyznaczona lekkim
śniegiem, a gdy stawiałem łapy śnieg się topił i wchłaniał w ziemię.
Stąpałem ostrożnie, tak, żeby ziemia nie trzeszczała. Westchnąłem i
powęszyłem. Poczułem innego wilka. Warknąłem cicho. Zacząłem truchtać,
ale truchtanie zmieniło się w szybki galop, gdy zdałem sobie sprawę że
ten wilk także poluje. Gdy dotarłem i się przyczaiłem, miałem wyskoczyć
gdy jakaś wadera mi przed nosem wyskoczyłam i zabrała się za małego
jelonka. Wściekłym, lodowatym i agresywnym tonem krzyknąłem:
-Wiesz co!?- po 2 sekundach znów się darłem- ja tu poluję i wyczerpałem
dużo sił żeby znaleźć tu jakieś stado a ty zabijasz małego osobnika i
także płoszysz stado! Teraz przez 5 godzin będę musiał znaleźć sobie
inną zdobycz! Następnym razem upewnij się że nie ma innych wilków w
pobliżu!- gdy już się rozdarłem, dyszałem ze złości. Wadera
najwyraźniej zaczęła się mnie bać, ponieważ zbladła i cichutkim głosem
głosem powiedziała
- Przepraszam...- prychnąłem tylko i poprosiłem telepatycznie orła o
raport. Na ziemi ukazały się słowa w języku człowieka. 'Kiedy w końcu
nauczy się języka wilczego, jeśli chodzi o pisanie..". Zmieniłem się w
człowieka, kucnąłem i przeczytałem na głos:
- Wszystko jest w porządku. Nie widać żadnego niebezpieczeństwa, dlatego
zmieniłem się orła i szybuję nad jaskinią. Gergolio siedzi i obserwuje
brykająca Kim, Nadia siedzi i się wszystkiemu przygląda. Mam nadzieję że
wszystko dobrze. - uśmiechnąłem się lekko i wyglądałem przyjaźnie,
jednak byłem świadomy, tego że ta wadera się na mnie gapi. Po chwili
warknąłem ostro i lodowatym tonem odparłem:
- Czego się gapisz?
( Rani? Cóż, muszę nadrobić duże zaległości, a to porada gdy będziesz
odpisywać: Ren traktuje cię trochę jak wroga więc uwzględnij to ;) )
- W sumie to nie obchodzi mnie to co mówisz, na wrogach nie ma podpisów,
czyje są czyje. A ty jesteś po prostu kolejną waderą, która uważa się
na niepokonaną, wielce najmądrzejszą i siejącą strach. A siejesz to ty
najwyżej wredotę. I myślisz, że zyskasz tym jakichkolwiek znajomych? Bo
uważasz, że nikt nie jest lepszy od ciebie, nikt nie jest mądrzejszy?
Tylko nędznie przewracasz oczami i wyzywasz od idiotów, a uwierz, że
gdybyś zobaczyła siebie z mojej perspektywy, też dostrzegłabyś u siebie
idiotyzm. A to, że byłaś w piekle, mam to w nosie, wiele innych wilków
przeżyło wiele gorszych historii, a nie zachowują się... Tak. A uwierz,
że ja się ciebie nie boję i nie mam największego powodu, bo potrafisz
tylko się wywyższać swoimi wielkimi "cechami", a nie porozmawiać,
najwyżej od razu zabierasz się za walkę. Myślę, że moje słowa trafiły do
serca, którego nie masz... - powiedziałem i odwróciłem się, po czym
odszedłem.
"Będzie mnie tu jakaś wadera wielce najlepsza obrażać... Nie ma za grosz
uczuć, i kto by chciał się z nią w ogóle kumplować" - pomyślałem.
Wadera ciągle patrzyła się na mnie tym zimnym wzrokiem, myśląc, że zyska jakikolwiek pretekst, żeby mnie przestraszyć.
Uśmiechnęłam się szczerze do wadery, wręcz nawet z uczuciem.
- To może Ty obetrzesz łzy i pójdziemy zobaczyć czy Zuko jeszcze żyje u szczeniąt? - zaproponowałam.
- Mam nadzieję, że go nie zagryzły - zaśmiała się Riven i otarła łzy.
Szłyśmy obie równym krokiem przez las, którego promienie dzielnie
przebijały się przez korony drzew. Już z oddali słyszałyśmy śmiechy i
chichoty.
- Chyba dobrze sobie radzi - uśmiechnęłam się i spojrzałam na Riven.
Odwzajemniła uśmiech, a ja się zatrzymałam.
- Hej... A masz zamiar powiedzieć mu o Operah'u i te de? - zapytałam niepewnie.
Wadera odwróciła się i spojrzała na mnie. Wydawała się zastanawiająca.
- Długo tego trzymać nie można - odparłam odwracając wzrok przed siebie.
Usiadłyśmy na skalnym podłożu.
Właściciel: Gmail. (zatajone), niedługo właściciel stworzy konto na howrse.
Motto:
"hit me,
break me,
kill me,
bury me...
just do anything " "Są góry, przez które trzeba przejść; inaczej droga się urywa."
"Bo szeroka jest brama i przestrzenna droga, która
prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże
ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest
takich, którzy ją znajdują."
Imię: Zekien (Znany również jako Gildarts, przez swoją magię Zniszczenia, głownie jako człowiek).
Pseudonim: Zacrow,
Charakter: Kiedyś wiele osób go znało, odkrył wiele rzeczy dla watahy, terany i tym podobne. Był miły przyjacielski, korzystał z każdej pomocy, teraz wszystko się zmieniło, podczas jednej podróży. Zekien dostał dziwną moc, która niszczy wszystko na drodze, moc "znieszczenia".Zrobił się lekko ponury jednak, zawsze obdarzy kogoś miłym uśmiechem. uwielbia byś zabawny i być w centrum uwagi, mimo, ze ma momenty gdy pragnie zostać sam, w ciemności. Zekien jest wesołym, miłym, prostolinijnym i bezproblemowym wilkiem który ma wielkie zainteresowanie i ogromne zaufanie do
nowego pokolenia magów. Nie boi sie udzielać rad. Jest osoba raczej nierozważną. łatwo nawiązać z nim kontakt i uznać za przyjaciela, jest osobą z pozoru ufną, ale ma na każdego haczyk. Nigdy się nie denerwuje, no dobrze, może podczas walki potrafi mocno zaatakować słowami. Wraz z wiekiem i podróżami można się domyślić że ma dużą wiedzę i umiejętności.
Wiek: 17 lat, nieśmiertelny || 26.02
Płeć: Basior
Żywioł: Ognisty Zabójca Bogów, Zniszczenie
Stanowisko: Strażnik Łąki
Moce:
:Wybuchowy Płomień Ognistego boga: Zekien
uwalnia masywny strumień czarnych ogni w kierunku przeciwnika poprzez
wykonanie ruchu przypominającego uderzenie. Kiedy tylko płomienie
dosięgną celu, zwiększają rozmiar powodując eksplozję.
:Kagatsuchi Ognistego Boga:Zancrow rozpościera swoje łapy i uwalnia ogromną kulę czarnych ogni dookoła własnej osoby. Ten atak może przewyższyć wszystkie.
:Chmura Ognistego Boga:Jest
to dokładnie nienazwany atak Zekiena, podczas którego
trzepie łapami uwalniając czarne płomienie, które pochłaniają przeciwnika
tak, jak chmura.
:Kosa Ognistego Boga:Jest
to również dokładnie nienazwany atak, podczas którego formuje kosę z czarnych płomieni wyrastającą z ręki, która
zostaje użyta jak broń biała. Atak ten został pierwszy raz użyty, gdy Zekien przeciął nim kilkadziesiąt drzew.
:Kolacja Ognistego Boga:Jest
to atak, w którym zamyka swoje dłonie aby wystrzelić we wroga
formujące się w wygląd paszczy czarne płomienie. Owe ognie zamykają
wroga w pułapce, z której nie można uciec. W dodatku owa pułapka powoli
zamienia przeciwnika w popiół.
:Wycie Ognistego Boga: Zancrow wydycha
ogromną kulę ognia w stronę jego przeciwnika. Podczas tego ataku ogień
jest w kolorze normalnym, nie czarnym. Możliwe, że jest tak dlatego, iż
tuż przed wykonaniem tego ataku je zwykłe płomienie.
:Magia Rozpadu: jest Magią Caster, która demontuje obiekt na mniejsze części, nawet takie jak ogień czy tez powietrze (tornado).
Magia Rozpadu
Zniszczenie
:Zniszczenie:
wysoko poziomowa magia. Gildarts niszczy wszystko czego dotknie. Jest
ona tak niszczycielska, że mieszkańcy Magnolii zbudowali mu specjalne
przejście (które się pojawia gdy się zbliża), by idąc nie zniszczył niczego po drodze.
:Nadludzka siła: Dodatkowa cecha Gildartsa, która czyni z
niego jeszcze potężniejszego przeciwnika. Dowodem na nią jest fakt, że
wysłał atakującego go Przeciwnika pod sufit, używając zaledwie jednej ręki.
Jako Człowiek:
Gdy Się wkurzy:
Wygląd:
:Wilk:Zekien jest brązowego umaszczenia, jego włosy są czerwone i wyglądają jak żywy ogień podczas dnia. Oczy są całe pokryte szkarłatnym kolorem, w których często widać niebezpieczne iskierki. Nad nimi posiada dwie śnieżne plamy, odznaczające "brwi". Od oczu odchodzi mu ciemna kreska, która oddziela brązowe umaszczenie od białego, które znajduje się na podbródku aż do klatki piersiowej. Na przednich łapach ma "branzoletki", które na stopach zmieniają się w biel. Tylne łapy sa pokryte ciemnym brązem i na końcach tworzy się to samo co u przednich. Poduszki są koloru bladej czerwieni.
:Człowiek: Strój Gildartsa jest prosty i praktyczny, składający się z ciemnej,
postrzępionej peleryny oraz wysokiego kołnierza i płyt pancernych na
ramionach, przymocowanych za pomocą grubego pasa, podobnych do tych w
protezach. Ma granatowe spodnie i bladozielone buty.
Gildarts jest wysokim i muskularnym mężczyzną, z pomarańczowymi do
ramion włosami, zaczesanymi do tyłu. Ma lekki zarost wokół ust i na
brodzie. Jego silne, umięśnione ciało doznało wielu urazów z powodu
konfrontacji z Czarnym Smokiem
- stracił zarówno lewą rękę, jak i nogę, plus nieokreślone organy.
Początkowo wykorzystywał bardzo szczątkowe kawałki drewna na nogę i
ramię, jako zamienniki, z opancerzonym kolanem, jako osłonę na nogi,
jednak później użył bardziej funkcjonalnych rzeczy, czyli zbroję jako
protezy. Ma dwie blizny na lewej piersi, które zostały zszyte, a jego
czarny znak na lewej piersi został w połowie przysłonięty
bandażem, który również zasłania część jego ramienia. Na prawym
przedramieniu i brzuchu także ma bandaże.
Zauroczenie: Nie rozmyślał nad tym, mimo bycia małym kobieciarzem, ale jego moc jest niebezpieczna dla otoczenia.
Ex: Mononoke, oraz podczas podróży kilka uroczych pań.
Rodzina:Jest jedynakiem, a rodzice zmarli. Chciałby kiedyś pozostać w jednym miejscu co do niego pasuje, gdzie nie zrobi krzywdy i założy ukochaną rodzinę.
Historia: Powiadali, że wyszedł wprost z fal Północnego Morza i że zrodził go ich lodowaty, wściekły bezmiar, a powiła zapłodniona przez może topielica. Powiadali, że wyszedł z Pustkowia Trwogi, gdzie powstał jako płód czyichś nieczystych myśli, inny niż pozostałe cienie. Inny, bo we wszystkim podobny do człowiek i wilka. Mówili że był synem Hinda, Goga wojów , spłodzony ze śmiertelną kobietą podczas jednej z wędrówek boga pod postacią włóczegi po swiecie. Mówili, że zrodził go piorun, który zabił stojąca na wydmach Sikranę słony Wiatr, córkę wielkiego żeglarza Stiginga Krzyczacego Topora. Stała Samotnie podczas burzy na klifie, wypatrując na horyzoncie żagli statku swojego ukochanego. Martwa, powiła płomienie i wojownika. Mówili, że pojawił się wprost z nocy jadąc na wielkim jak smok koniu, z jastrzębiem siedzacym na ramieniu i wilkiem biegnącym obok. Mówili różne bzdury. Było całkiem inaczej. Prawda Jest taka, że wypluły go gwiazdy. Jak wiadomo Zekien był kiedyś zainteresowany tylko podróżami, kiedyś się tu znalazł i przyją stanowisko podróżnika i jak nazwa wskazuje niedługo potem odszedł. Zekien 3 lata wcześniej wyruszył na misję zaklasyfikowaną jako tzw.
misja 100-letnia, czyli najtrudniejsza i najniebezpieczniejsza z
istniejących. jak sam przyznał, nie udało mu się jej wykonać i było mu
przykro, że naraził dobre imię Watahy. Przyczyną nie wykonania tej misji było jego spotkanie z jednym ze smoków, Acnologia Czarnym Smokiem, który nie zawahał się go zaatakować i bardzo ciężko zranić, co uniemożliwiło mu kontynuowanie zadania.Nie odważył się znowu wykonywać tego zadania mimo swojej niszczycielskiej mocy.
- Jak sama powiedziała nawet najsilniejszy uroni kiedyś tą jedyną łzę - oparłam, było mi głupio płakać przy kimś, jedyne osoby które widziały moje łzy to Operah, Zuko i Holly...
- Nie martw się, już płacz - wadera uśmiechnęła się by mnie podnieść na duchu
Ton mego łkania zmienił się, łatwo można było rozumieć, że staram się już nie płakać
- Nie wiem co teraz zrobię - westchnęłam zmieniając się w wilczycę
- Wróć do dzieci, partnera i bądź szczęśliwa
- Dziękuję za pomoc - przytuliłam ją - jak dobrze mieć przyjaciół - uśmiechnęłam się
- Cała wataha, to twoi przyjaciele - Stojąca dęba wadera w końcu odwzajemniła uścisk
- A najbliżsi - pokręciłam głową, łatwo było wyczuć zdziwienie wadery.
Zamieszkam w jaskini wojowników, nie chce mi się męczyć z trudnymi charakterami w jaskini zabójców - westchnąłem ciężko
-Jak chcesz - odpowiedziała co mnie lekko rozczarowało
Nagle Vega pociąg mnie w krzaki.
-Co robisz? - zapytałem zdziwiony
Pokazała mi łapą bym był ciszej
-Omen - wyszeptała i wskazała na jakiegoś wilka
-Kto to? - dopytywałem się
-Mój partner
Bardzo mocne ukucie żalu.
-Jeśli chcesz... powiem ju, żeby zostawił cię samą, chwilowo - wstałem
-Nie! Nie... trzeba - szarpnęła mnie z powrotem układając na ziemi
-To powiedz czemu go unikasz - powiedziałem poważnie wyrywając się z jej mocnego uścisku
Wadera zrobiła skupioną minę. Wpatrywała się w wilka i szukała odpowiedzi
Bieg wadery wyznaczał rytm wszystkiego innego. Holly oddychała zgodnie z tym rytmem. Odwróciłem chwilowo wzrok od wadery, bo jednak nie chciałem być przyłapany, przy ciągłym przyglądaniu się jej. Poranne słońce unosiło się ponad horyzont, tak powoli, jakby nie miało ochoty powitać nadchodzącego dnia. Pierwsze promienie dotknęły koron drzew, ukazując je w żywych złoto pomarańczowych kolorach, złote światło powoli rozkładało się na ziemi, najpierw na obrzeżach watahy, a potem coraz bliżej jaskini Alph, gdzie zalało twarz Holly. Kiedy na nią patrzyłem ogarnął mnie niespodziewany spokój. Poczułem lekkie uwielbienie, aż zauważyłem, że moje usta poruszają się bez głośnie. Wadera spojrzała na mnie kontem oka i się zarumieniła, próbując to ukryć.
-Czemu się tak na mnie patrzysz? - zapytała nie pewnie.
Wzruszyłem ramionami u uśmiechnąłem się krzywo.
-Bez powodu.
Wadera zatrzymała się po nieokreślonym czasie i ruszyła do jaskini. Kiedy się rozejrzałem zrozumiałem, że rozmyślanie o waderze mocno mnie wchłonęło, bo słonce znajdowało się już dość wysoko i było widać je całe na błękitnym niebie. Znowu pogrążyłem się w myślach, skoro znalazłem taką watahę i poznałem cudowną towarzyszkę, o której pragnę kiedy mówić z szacunkiem i dumą, że jest moją przyjaciółką.. to czy tym razem zasnę? Przyzwyczaiłem się już do koszmarów, ale nigdy to nie było miłe, gdy ktoś mnie budził, a ja odruchowo, uderzałem go falą mocy i niechcący raniłem. Zawsze mówili, że moje oczy błądzą pod powiekami, a twarz jest ściśnięta bólem. Nagle usłyszałem głos dwóch wader co mnie przebudziło i wróciłem do normalnego świata.
-Javier. - Holly podeszła do mnie a ja wstałem. - To jest Riven, Główna Alpha i moja najbliższa przyjaciółka. - powiedziała z szerokim uśmiechem.
-Miło mi Cię poznać Javier. - Moim oczom ukazała się bogata i dumna postura, jak wypadało na Główną Alphe. Kolor sierści przypominał sukienkę Mojej uroczej towarzyszki.
-To dla Mnie zaszczyt. - ukłoniłem się niezgrabnie, bo nie jestem do tego przyzwyczajony. Po co siebie oszukuje, chce o tym zapomnieć... Nie chciałem pokazać swojej słabości, była pewna, mała możliwość, że zapytają mnie gdzie uczyłem się takich wyrafinowanych ukłonów. Nigdy nie chciałem więcej powtarzać komuś ukłonów, ale tu jest różnica, kłaniam się miłej osobie, która nie będzie mnie nagradzać czy też karać. Ale czemu Holly jest tak blisko z Alphą?
Usłyszałem krzyki i piski. Spojrzałem raz na Holly i raz na Riven.
-Wybaczcie za nie. - zaśmiała się przyjacielsko nowo poznana wadera i próbowała dostrzec do tam się dzieje.
Po chwili zerknąłem na Holly.
-Czemu się tak na mnie patrzysz? - zapytałem.
Szybko odwróciła wzrok.
-Bez powodu. - Na jej pyszczku zawitał cwaniacki uśmieszek, a ja zaśmiałem się wesoło, przykuwając znowu uwagę Riven.
Nie odeszło mojej uwadze to nagłe zmienienie tematu.
-Czemu by nie? - uśmiechnąłem się - raczej dla Ciebie, najciekawszą wieścią będzie...
-No co? - spojrzała na mnie gdy nie dokończyłem
-Riven ma potomstwo
-Naprawdę? muszę ją odwiedzić! - wadera uśmiechnęła się promiennie i zaczęła iść, ale po chwili stanęła dępa i odwróciła si.ę do mnie - a którędy do jej jaskini? - wadera zaśmiała się krótko i odpowiedziałem tym samym
-Chodź za mną - machnąłem porozumiewawczo łapą
Wilczyca potaknęła i ruszyliśmy.
Przez jakiś czas trwała cisza...
-Operah cieszy się że jest ojcem? - Wadera truchtała patrząc przed siebie
Uśmiech na mojej twarzy przerodził się w grymas.
-To nie On jest ojcem
-Jak to? - zauwarzyłem wielki zawód na oczach wadery
-Tylko Zuko - puściłem jej oczko
Patrzyłam chwilę na niego i wybuchnełam śmiechem.
-Ty sobie żartujesz, tak? - nie mogłam się powstrzymać
-Wybacz... - wilk przełknął ślinę
-W dodatku te bajeczki, "Szatan zemści sie. I to na mnie." jakbym nim była nie zwracałabym nawet uwagi na takiego amatora... - nagle zamilkłam wpatrując się w przestrzeń
-Mashoum..? - zdziwił się, że nagle umilkłam
Oko zaczęło mnie strasznie boleć, a przed oczami pokazywała mi się okrutna śmierć jakiegoś wilka, próbowałam tego nie pokazywać po sobie, ale na twarzy pokazały mi się głębokie zmarszczki, które pewnie już wszystko powiedziała basiorowi, po jego wyrazie zrozumiałam że na mojej twarzy maluje się cierpienie. Zrobiłam wredny grymas. Jęknęłam.
-Co się dzieje? - zapytał zaniepokojony, poczułam chwilowy podziw dla basiora, że mimo moich gorzkich słów nadal się martwi
-Zasrane dusze - parsknęła i miałam coraz mniej siły, Kage zabił moje ofiary, siła mnie opuszczała... łapy się pode mną ugięły, a oddech mocno przyspieszył. Potrzebuję kogoś kto przekaże mi magiczną moc... Jednak mój sztylet został w jaskini... Wilk który nade mną stał nie widział co się dzieje. Jesli teraz umrę, moc która we mnie zostanie wybuchnie... i spali na popiół całą watahę. Panikowałam, o mam zrobić?
-Ktoś Ci pozwolił?! - warknęłam tak, że nawet ten dumny basior poczuł dreszcze - Toleruje wszystko, ale to już była przesada
-Niby czemu? - powiedział - skróciłem tylko ich męki - parsknął odwróciwszy łeb
Zero szacunku...
-Idiota... - prychnęła - trudno tu kogoś znaleźć, a żeby żyć muszę wyssać magiczną energię z wrogów, teraz nie mogę tego zrobić... Bo i zabiłeś! - warknęłam wściekła
Truchtałam przed siebie, uważnie rozglądając się na boki w poszukiwaniu
wodopoju, przy którym miałam się spotkać z Ledem. Oczywiście na swoje
nie szczęście musiałam się zgubić, bo jak zwykle chciałam samodzielnie
poznać tereny nowej watahy. Kilka razy omijałam ten sam kamień.
-Te moje szczęście – mruknęłam do siebie.
Wbiegłam do lasu, powoli zwalniając. Mój trucht zmienił się w spokojny
spacer z powodu małego pragnienia. Po kilku minutach zamiast drzew
zobaczyłam małą polankę, na której pasły się jelenie wraz z sarnami.
Westchnęłam pod nosem. Może upoluje jakiegoś jelonka i dosłownie
zawlecze go bratu na przeprosiny? To dobry pomysł.
Obserwowałam uważnie małe stadko wypatrując mojej ofiary. Okazał się nią
mały jelonek, który sam brykał kilka metrów od swojej matki, pasącej
się z innymi sarnami i łaniami. Dobra, tylko spokojnie i po cichu.
Zaczęłam się powoli skradać w wysokiej trawie, prawie dotykając brzuchem
o ziemie. Cały czas patrzyłam na jelonka, który cały czas skakał
pomiędzy latającymi dookoła niego motylkami. Jeszcze trochę. Byłam już
tuż, tuż. Wysunęłam pazury i szykowałam się do skoku. Szybki atak, moja
szczęka zaciśnięta na gardle ofiary, tupot kopyt i wrzask w moim
kierunku z pretensją:
-Wiesz co?!
Czekam, czekam i nic. To sobie jeszcze poczekasz, pod powiedział mi moje
drugie ja. Przyjemny letni wiatr musnął mój pyszczek, rozwiewają przy
tym mają długą sierść. Siedziałem sam przy wodopoju, czekając na moją
siostrę, która znów się gdzieś zapodziała co było do niej niepodobne.
Westchnąłem cicho pod nosem i ze zrezygnowaniem pokręciłem łbem. Co jak
co, ale Ran nigdy nie odstępuje mnie na krok, a tu taka niespodzianka.
Może kogoś już poznała? Albo z kimś zawzięcie rozmawia na temat „Jak
dzisiaj piękna pogoda!”? Szczerze w to wątpię. Prędzej uciekła by na
drzewo, zostawiając za sobą chmarę pyłu i kurzy, razem wziętych. Cała
moja siostra.
-Eh – wstałem zrezygnowany i podszedłem do tafli wody, aby zaspokoić
swoje pragnienie. Zanurzyłem swój pysk w zimniej cieczy, która dawała mi
teraz duże ukojenie, od prażącego słońca. Czułem się jakby ktoś chciał
mnie upiec w piekarniku. Wziąłem kilka łyków, gdy usłyszałem za sobą
nieznany głos.
-Hej!
Po 1. Dziękuję Ci Owieczko (Holly) Z całego serca za życzenia, oraz Hope która dopowiedziała się na czacie xd. Kocham was z całych sił mordy wy moje. No i watasze, chociaż nie wiem czy mi tego życzą xDDD (ANiu widzę te sprośne myśli gdy to pisałaś xD)
Po 2. WRÓCIŁAM!! x3
Po 3. Dodawanie opowiadań może zająć bo muszę przepisywać (Javier ty dupku, czemu tak dużo piszesz ;-; i tak cię kocham)
Jak już wspominałam (chyba wspominałam) na wyjeździe nie miałam dostępu do internetu i nie mogłam napisać jednej z ważniejszych "wiadomości watahowych".
Otóż! Dnia 21 lipca (godzina bliżej nieznana :p) urodziła się w szpitalu - jak mniemam - jedna z administratorek. Mianowicie rozchodzi się tu o Weronikę (Wercię >;3 Riven czy kto co lubi).
No to teraz tak do niej samej:
Droga Weroniko! (zacznijmy tak oficjalnie... żeby nie było)
Z okazji Twego święta życzę Ci: (zwroty grzecznościowe, żeby wyglądało to bardziej elegancko)
- dużo uśmiechu na pięknych usteczkach (nieważne co myślę pisząc to :3)
- chłopaka, o którym ja mogę sobie tylko marzyć
- najlepszego kompa na świecie, na którym nie będzie Ci się cięła żadna gra (XD)
- wspaniałych przyjaciół i przyjaciółek, bez których życie każdego człowieka jest szare i puste (nie, ja nic nie sugeruję...)
- cierpliwości do mnie i wszystkich watahowiczów (szczególnie do mnie :p)
- dużej ilości prezentów (które pewnie już dostałaś)
- spełnienia najskrytszych marzeń o których istnieniu (nawet) ja nie wiem
- no i... yy... (tak, brakuje mi weny...)
- więc zostaje mi życzyć Ci wszystkiego co najlepsze! (Jak już będziesz to wszystko miała... to nie zapomnij o mnie, dobrze? :))
Chciałam zobaczyć co ta młodziutka potrafi zrobić i nie zaskoczyło mnie,
że dorwała jelenia w tak krótkim czasie. Zmieniłam się w orła i
ruszyłam w górę po czym usidłam na jeleniu. Pokręciłam głową.
-Jak myślałam, złapałaś go, jedz sobie spokojnie... - odarłam i
odleciałam troszkę dalej i wróciłam do swojej normalniej formy oraz
zmieniłam się na bialutką z niebieskimi oraz fioletowymi lotkami u
skrzydeł. Rozłożyłam skrzydła i położyłam się na plecach.
Obejrzałam ją dokładnie.
- Śliczna. Też chcę taka być! - odparłam kładąc istotę na trawie i
skupiając się na jej wyglądzie. Powoli kurczyłam się i zmieniałam. Byłam
niemal identyczna, co ona, tylko miałam przeciwstawne kolory do niej.
Stanęłam na jednym z kwiatów i pomachałam do Holly. Zaczęła się śmiać.
- Zmienię się w ciebie! - krzyknęłam z małego gardła. Nie było to super
głośne. Tym razem spróbowałam zmienić się w Holly i tym razem byłam
cała biała. Pokolorowałam sierść, aby przypominała jej i gotowe...
- I co ty na to? Jestem podobna? - spytałam.
Informuję, iż wróciłam do mojego wspaniałego domu (serio nigdy mi się nie wydawało, że jest tak wspaniały xD)
Mam nadzieję, że Wam wakacje mijają równie owocnie. ;)