Truchtałam przed siebie, uważnie rozglądając się na boki w poszukiwaniu
wodopoju, przy którym miałam się spotkać z Ledem. Oczywiście na swoje
nie szczęście musiałam się zgubić, bo jak zwykle chciałam samodzielnie
poznać tereny nowej watahy. Kilka razy omijałam ten sam kamień.
-Te moje szczęście – mruknęłam do siebie.
Wbiegłam do lasu, powoli zwalniając. Mój trucht zmienił się w spokojny
spacer z powodu małego pragnienia. Po kilku minutach zamiast drzew
zobaczyłam małą polankę, na której pasły się jelenie wraz z sarnami.
Westchnęłam pod nosem. Może upoluje jakiegoś jelonka i dosłownie
zawlecze go bratu na przeprosiny? To dobry pomysł.
Obserwowałam uważnie małe stadko wypatrując mojej ofiary. Okazał się nią
mały jelonek, który sam brykał kilka metrów od swojej matki, pasącej
się z innymi sarnami i łaniami. Dobra, tylko spokojnie i po cichu.
Zaczęłam się powoli skradać w wysokiej trawie, prawie dotykając brzuchem
o ziemie. Cały czas patrzyłam na jelonka, który cały czas skakał
pomiędzy latającymi dookoła niego motylkami. Jeszcze trochę. Byłam już
tuż, tuż. Wysunęłam pazury i szykowałam się do skoku. Szybki atak, moja
szczęka zaciśnięta na gardle ofiary, tupot kopyt i wrzask w moim
kierunku z pretensją:
-Wiesz co?!
<<Ktoś dokończy?Ładnie proszę>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz