Późnym wieczorem opuściłam swoją jaskinię. Nie lubiłam upałów, więc
musiałam się przerzucić na nocy tryb życia. Nadal kulałam, więc musiałam
latać, co sprawiało mi nie małe trudności. Przelatywałam nad sporym
wodospadem a czując pragnienie, podleciałam bliżej wody. Napiłam się i
zesztywniałam. Na środku jeziora dryfowała kłoda, a na niej
prawdopodobnie wilczyca. Podleciałam, chwyciłam ją i ukryłam się w małej
jaskini przy wodospadzie. Ostrożnie położyłam bidulkę i ochlapałam ją
trochę wodą. Ocknęła się i powoli otworzyła oczy. Widząc mnie
natychmiast cofnęła się do tyłu. No tak..nadal miałam poturbowaną łapę i
wyglądałam jakby mnie piorun trzasnął.
- A może byś tak podziękowała?- zagadnęłam lodowatym tonem
Nie chciałam by ktokolwiek zauważył, że coś się ze mną zmieniło.
-Za co?
-Za to że już nie pływasz poturbowana w jeziorze.-ucięłam i miałam zamiar już wyjść.
Skąd mam wiedzieć czy zaraz mi do gardła nie skoczy.
-Poradziłabym sobie.
-Już to widzę. Tak byś sobie poradziła jak zając z jeleniem.
Ukradkiem spojrzałam na nią. Przypatrywała mi się. Jeszcze czego.
-Jestem Rachel, a ty?
-Dla ciebie nieznana. I niech tak zostanie.
Chciała się dźwignąć na nogi, ale z marnym skutkiem.
-Pomóc?
-Nie, dzięki. Sama dam sobie radę.-powiedziała zezłoszczona
Gdym nie miała sumienia bym ją tu zostawiła i już dawno leciała bym do siebie, ale miałam sumienie i zostałam.
-Pomogę ci, czy ci się to podoba czy nie.
Wytrzeszczyła na mnie oczy, ale nie zdążyła nic zrobić bo już miałam ją na karku.
-Puszczaj mnie!-zawołała
Chciała się wyrwać, ale nie pozwoliłam jej na to. Już leciałyśmy wysoko nad jeziorem.
-Nie mam zielonego pojęcia gdzie twoja jaskinia i zbytnio mnie to nie interesuje. Dziś przekimasz się u mnie. Ok?
-No dobra.-nie miała wyboru
Trochę ciężko się leciało z ciężarem, co nie było mi na rękę. Nie
latałam jakoś świetnie więc lądowanie w mojej jaskini było dość bolesne.
Oczywiście dla mnie. Usadowiłam ją w rogu jaskini a sama usiadłam
naprzeciwko niej. Całe moje małe królestwo było albo oblodzone, albo
pokryte szronem. Rachel przypatrywała się temu wszystkiemu.
-To powiesz mi jak się nazywasz?-nie dawała za wygraną
-A jeżeli ci powiem to dasz mi święty spokój?
Kiwnęła głową.
-Miran. A teraz lecę, bo w gościach nie powinno się umierać z głodu. Niedługo wracam- i odleciałam.
<Rachel?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz