Po kilku dniach przybycia do watahy w końcu wyszłam na powierzchnię.
Wyszłam dlatego aby zapoznać się z otoczeniem. Szłam tak już pół
dnia.Słońce nie było idealnie na demną ale ja ruszyłam na polanę. Chwilę
tam siedziałam. Nagle moją uwagę zwróciły krzaki które się ruszały.
Ignorowałam to jednak szelest był głośniejszy.
Kto tam!?. Spytałam się jednak nikt nie odpowiedział. Znów się
połorzyłam jednak zza tych krzaków wydobył sie cichy warkot. Nagle
zauwarzyłam oczy małe biale oczka które zblirzają się do mnie. Zza
krzaków wyłoniła się postać małego jelonka który był wystraszony i
zraniony. Podszedłam do niego spokojnie schyliłam swój łeb. Nie bał się
mnie. Jednak bał się czegoś co stało za mną. Stałam tak spokojnie czują
zimny oddech i słysząc dyszenie jakiegoś zwierza który był za mną.
Skoczyłam za malego jelonka i zobaczyłam od dołu do góry że był to
dorosły jeleń za swym stadem zrozumiałam też że ten małe należy do jego
stada przeraziłam się. Zrobiłam kilka kroków w tył. Nagle przywódca
stada podniusł swe przednie kopyta i ruszył na mnie ze wściekłością a za
nim całe stado. Serce biło mocno oddech był szubki i głośny a ja
uciekałam przed potęrznym stadem. Uciekałam aż zapadł wieczór. Przed
nami zobaczyłam wodospad pierwsze co mi przyszło na myśl jednak to była
głupona ale jedyny pomysł. Jeleń nadepnoł mi na łapę. Spadłam na ziemię a
całe stado mnie poturbowało. Czułam ogromny ból miałam wiele ran. Nagle
uspokoiło sie ale nie na długo stado już dało sobie spokuj ale nie
przywódca on pragnął mojej śmierci. Resztkami sił podniosłam się był już
blisko a ja go wyminełam. Skoczyłam do wody. Gdy się wynórzyłam
złapałam się kłody i płynełam z prądem. Zemdlałam.
<wiem że trochę długie i bez sęsu ale proszę aby ktoś dokończył plis>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz