Rozłożyłam skrzydła między promienie słońca i wzbiłam się w jego stronę.
Zwężyłam źrenice i machnęłam skrzydłami mocniej, dzięki temu
przyśpieszyłam. Nagle ten huk. Zdziwił mnie i dochodził jakby obok mnie,
lecz tam nikogo nie było. Nikogo, ale COŚ leciało, to coś, to była
sieć... Ominęłam ją i zawróciłam podnosząc brzuch do góry. Wolałam nie
podlatywać tam, nie mogłam nic znaleźć, wyczytać myśli, o co tu
chodzi??? Stanęłam na ziemi, a ona zaczęła się trząść i pękać.
Próbowałam odlecieć, ale moje skrzydła, gdy tylko je uniosłam, przebiły
strzały. Wyjęłam jedną i uleczyłam skrzydło i wtedy ktoś na mnie skoczył
i wtedy... wtedy się obudziłam z przeraźliwym krzykiem.
Byłam w lesie, bolała mnie głowa. Z lasu pojawił się łeb...
(Ktoś dokończy?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz