Pewnego dnia poszłam się przejść i zobaczyłam Lunę jak siedziała przy wodospadzie.
-Hej Luna -Hej Amber -pięknie dzisiaj -tak masz rację rozmawiałyśmy tak przez dłuższy czas asz nagle coś zaczęło mnie bolec w klatce piersiowej -Amber o ci jest? -n-n-nie wie.. - i straciłam przytomność -Amber, Amber!!!! Byłam nie przytomna przez kilka godzin gdy się obudziłam nie mogłam nad sobą panować moja sierść była czarna -Amber na reszce się odcknełaś! Zaczęłam warczeć na Luna, nie mogłam nad sobą panować -Amber? - powiedziała Luna trochę przerażonna Moje oczy stały się czerwone i zaczęłam atakować lunę -Giń!! -Amber!!- odparła mój atak - uspokój się Walczyłyśmy przez cały dzień. W pewnym momencie udało mi się ją złąpać jż miałam ją ugryść w szyję -nie, nie zrobię tego!!!!!!!!! zostaw mnie szatanie!!!!!!!!!!!!! -Amber!!!!!- krzyczała Luna -wolę sama zginąć niż zabić mojego przyjaciele, członka rodziny!!! - wyciągnęłam sztylet i wbiłam go w ciało. <Luna?> |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz