czwartek, 9 marca 2017

Od Natalie C.D Tantum'a

- Też lubię patrzeć na ich cierpienie!- odezwał się potwór.
- Czyż nie jest to cudowne?- spytał Tantum-czerwony-stwór.
- Ej widzisz to ptaszysko?- krzyknął Tantum. Pomimo bólu zerknęłam w stronę w którą pokazywał. Nic tam nie było. Kiedy zobaczyłam, że sięga po łuk, zrozumiałam na czym polegał jego plan. Strzała przeszyła czerwonoskóry łeb poczwary. Wzdrygnęłam się. Może i to były wyzbyte z uczuć bestie bez sumienia, które chciały zjeść mnie na kolację, ale nigdy nikomu nie życzyłam śmierci. Zobaczyłam, że Tantum otwiera klatkę.
- Słyszysz mnie?- spytał z troską.- Już dobrze.
- Mhm...- szepnęłam niewyraźnie, po czym mój umysł pochłonęła ciemność.
Odzyskałam przytomność gdy znaleźliśmy się pod jakąś chatką. Wywnioskowałam, że mężczyzna tu mieszka.
- Tantum...- powiedziałam cicho.- Chyba narobiłam trochę kłopotów, ale nie przejmuj się mną. Twoje ubranie bardzo dobrze odgrywa rolę bandażu!
Nie chciałam być dla niego problemem. I tak już dużo dla mnie zrobił.
- Musimy sprawdzić co to były za bestie w lesie - powiedział stanowczo.
Podszedł to półki i zdjął z niej opasłe oprawione w skórę tomiszcze. Napis wytłoczony na okładce głosił: "Magiczne stworzenia i gdzie je odnaleźć". Przysunęłam się do niego. Otworzył księgę i zaczął ją kartkować. Śeldziłam wzrokiem dokładnie wszystkie strony.
-Mamy ich- oznajmiłam w końcu z zadowoleniem, wskazując na rysunek przedstawiający olbrzymie, umięśnione czerwonoskóre stworzenie.- Ich plemię to H-u-g-h-o-l...
Spojrzałam z zakłopotaniem na Tantuma. W życiu o czymś takim nie słyszałam. Chyba. Mężczyzna zmarszczył brwi.
- Chyba niedawno król coś o tym wspominał - powiedział z zamyśleniem. - Trzeba zgłosić ich obecność w tym lesie do niego.
- Może idźmy zaraz, nie wiadomo, co te stwory jeszcze zrobią rozwścieczone - zaproponowałam.
- O nie, ty nigdzie nie idziesz - powiedział stanowczo.
- No ale...
- Nigdzie się nie wybierasz - podniósł nieco głos.
- Ale...
- Żadnego ale! Idę sam, masz tutaj zostać. Nigdzie cię nie puszczę w takim stanie.
- W jakim niby? - zmarszczyłam nos zadziornie. Nikt mi nie będzie rozkazywał! Co prawda trudno było zlekceważyć nasilający się ból, ale to uczucie jakoś zawsze dodawało mi zawziętości i upartości.
- Kobieto, dostałaś strzałą i prawie wykrwawiłaś się na śmierć, a chore stwory chciały zrobić z ciebie pieczeń! To nic takiego? - teraz już prawie krzyczał. Może i miał trochę racji. Słysząc ton jego głosu mimowolnie się skuliłam. Nie lubiłam jak ktoś na mnie krzyczał.
- Idź się położyć - wskazał ręką łóżko.
- Ja nie... - chciałam zaprotestować, jednak urwałam, gdy zobaczyłam jego spojrzenie. Chyba naprawdę miał mnie już dość. Zaczęłam się zastanawiać, czemu tak właściwie jeszcze mnie nie wyrzucił. Odsunęłam jednak wszystkie myśli na bok i powlokłam się w stronę posłania. Ból w barku był coraz dotkliwszy, adrelina zaczęła mnie opuszczać. Prawie od razu gdy się położyłam ogarnęła mnie słodka, odprężająca ciemność.
Pierwsze co poczułam, gdy się obudziłam to tępy ból w czaszce i ostre pieczenie w ramieniu. Tantum siedział w kącie i coś pisał. Ziewnęłam przeciągle. Mężczyzna zerknął na mnie i podniósł się z miejsca. Podniósł ze stołu plecak. Wskazał na blat i mruknął:
- Zjedz coś. Niedługo wrócę - i wyszedł, po czym zamknął drzwi. No cóż, czyli tak sobie teraz nie wyjdę. Podniosłam się i zerknęłam na wciąż leżącą na stole księgę. Otwarta była na rozdziale o Hugholach. Z malowidła zerkały na mnie straszliwe ślepia potwora. Dreszcz przeszedł mi po plecach na wspomnienie okropnych stworów. Tych czerwonych bestii nie powinno tu być... Zaczęłam się zastanawiać, czy mogą zagrażać Przymierzu. Prawdopodobnie jeżeli opowiedziały się po stronie Imperium to owszem... A jak już zdążyłam zauważyć, są niebezpiecznym wrogiem i przydatnym sojusznikiem. Zadrżałam. Ile może tego być? To wszystko było okropne... Co teraz? To znaczy mi w tym momencie zaburczało w brzuchu, więc pochłonęłam kilka kromek chleba od Tantuma. Ból w barku stał się dotkliwszy. Zastanowiłam się chwilę. Mężczyzna najprawdopodobniej ma w domu jakieś zioła przeciwbólowe... Tylko czy to nie byłoby niekulturalne, tak grzebać komuś po szafkach? Chociaż... Możliwe, że nie miałby nic przeciwko. A gdyby jednak... Ból przeszkadzał w racjonalnym myśleniu.
- A niech to licho... - mruknęłam. Nie wytrzymałabym bez ziół. Wstałam z krzesła i zachwiałam się lekko. Zdecydowanie niebyło ze mną najlepiej... Podeszłam chwiejnym krokiem do szafek. Nic... Nic... Nic... W żadnej ani śladu ziół. Omiotłam wzrokiem półki. Zero. Zakręciło mi się w głowie. Zdesperowana zaczęłam wysuwać szuflady. W pierwszej nie ma, w drugiej też. Przed moimi oczami pojawiły się mroczki. Zatoczyłam się idąc w stronę regałów. Nogi się pode mną ugięły. Zerknęłam na bandaż. Cały przesiąkł jakąś zieloną substancją. No tak!! Strzała! Ale ja byłam głupia... Poczułam jeszcze, że upadam na ziemię i poddałam się ciemności napierającej na moją świadomość z każdej strony.
<Tantum? Sorka że trochę krótkie i bez polotu :/ no i przykro mi, że szybciej nie odpisałam... postaram się być bardziej systematyczna>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz