poniedziałek, 27 marca 2017

Od Ascrasii C.D Avaresh

Zaniemówiłam, kiedy zakończył pocałunek. Ten się uśmiechał, a ja byłam w szoku, czując jak moje serce bije bardzo szybko.
- A...Avaresh... - wykrztusiłam jego imię, kładąc głowę na jego ramieniu, a ten mnie przytulił.
- Długo tutaj tak będziemy stać, czy wrócimy do domu? - delikatnie musnął moje włosy. Pomógł mi wstać i poszliśmy w stronę watahy. Nie mogłam się przestać uśmiechać. To... było zaskakujące... Ostatni raz się tak czułam... w sumie nigdy. W sumie teraz zdałam sobie sprawę, że od dawna coś do niego czułam... ochraniałam go, nawet, gdy traciłam nad sobą kontrolę...
Właśnie...
A jeśli znowu to zrobię? A jeśli tym razem się nie pohamuje i...?
- Ass? - spojrzał na mnie i dotknął mojego ramienia - jesteś zimna, wszystko gra?
- T-tak... znaczy nie... tylko... - opuściłam lekko głowę - to po prostu... zwykłe zamartwianie - uśmiechnęłam się smutno. Ten przytaknął. Doskonale wiedziałam, że mi nie wierzy, ale nie chciał mnie chyba naciskać. Dotknęłam ręką miejsca, gdzie miałam pieczęć na szyi. Kiedy to było...? Jak mi to zrobili? Czemu tego nie pamiętam?!
A jeśli mam... nie, nie, nie bądź niedorzeczna! Żeby ci zmienić wspomnienia? Hahaha! No weź...
hehe... Czemu nie wierzę we własne myśli...? Gdy zobaczyliśmy nasze tereny, odetchnęłam.
- Muszę iść - Avaresh mnie szybko pocałował w policzek i poszedł w stronę zamku. Chyba poszedł powiadomić straż... Weszłam do siebie, kładąc się na łóżku. Patrzyłam w sufit.
Kim ja jestem...? Albo lepsze pytanie, czym ja jestem?
Wstałam, by się przygotować do snu. Tyle się dzisiaj wydarzyło...

*****

Obudziłam się w ciemnym, mrocznym pokoju. Wstałam już ubrana. Wnet usłyszałam śmiech.
- Crass, Crass, Crass... - usłyszałam ten sam głos, co mnie nalegał do zabicia Avaresha - piękna taktyka... zakochać się w królu. Idealna przykrywka!
- Czego chcesz? - odwróciłam się, a za mną stałam ja... ale chłodna, czarnowłosa...
- Chce Ci pokazać, co zrobiłaś, gdy przejęłam kontrolę nad twoim ciałem, gdy spałaś... - światło się ujawniło, a prze de mną leżał martwy Avaresh. Cofnęłam się, przerażona.
- Nie... nie, nie! To nie mogłam być ja! Ja...
- TY to zrobiłaś! Zrozum, że nie uciekniesz od tego... - objęła mnie cieniem, a mój władca, ukochany wstał. Jego oczodoły były puste, a w ręce miał zakrwawiony miecz.
- Chcesz wiedzieć, co cię zabija...? - wyszeptała mi do ucha - światło...
- Avaresh! - krzyknęłam - To nie byłam ja! Ja... - ten do mnie podchodził i zamachnął się, by odciąć mi głowę.

******

Obudziłam się ze wrzaskiem. Moje łóżko było całe w lodzie. Wyskoczyłam z niego, dysząc. Kręciło mi się w głowie, byłam przerażona. Wyjrzałam przez okno. Było ciemno... Chciałam iść do Avaresha, ale nie mam pojęcia czy spał czy nie... Wzięłam głęboki wdech i się ubrałam. Wyszłam z domu, a gdy stałam przed jego drzwiami, cicho zapukałam. Cisza... Ponownie zapukałam... też cisza. Odwróciłam się, chcąc wrócić, ale wtedy usłyszałam otwieranie drzwi.
- Ascrasia? Co ty robisz o tej godzinie? - spytał. Zacisnęłam ręce w pięści.
- Nie ważne już - chciałam odejść, ale ten mnie zatrzymał, kładąc rękę na moim ramieniu.

<Avaresh?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz