poniedziałek, 17 marca 2014

Od Luke'a C.D. Amanne i Rico

Otworzyłem spanikowany oczy. Zobaczyłem nad sobą jednostajny i dobrze mi znany sufit szpitala. Powoli zacząłem uspokajać oddech. To tylko sen, bardzo zły sen... Bo przecież Amy nie mogła zgodzić się na chodzenie z tym całym Rico, nie? A tak swoją drogą, to właśnie przez szczeniaka nie chcą wypuścić mnie ze szpitala... musiał mi rozorać brzuch i zwalić to kowadło na głowę? Najwyraźniej tak. On ma Amy na codzień, pewnie teraz świetnie się bawią, a ja? Ja muszę tu leżeć i tęsknić ze nią, za jej głosem, za jej śmiechem, za jej widokiem, za jej uśmiechem, ogólnie za wszystkim, co z nią związane... Ja już tego dłużej nie zniosę... po cichu wymknąłem się ze szpitala, powstrzymując się od jęku bólu przy każdym kroku. Powoli dowlekłem się do ich "domu". Mam nadzieję, że uda mi się zrealizować ten plan... inaczej wszystko na nic... Bezszelestnie wszedłem do pokoju Amy i ruszyłem na poszukiwania. Po jakiejś godzinie usłyszałam śmiech. Jej piękny śmiech... ruszyłem w tamtym kierunku i w ostatniej chwili wyhamowałem i skryłem się w cieniu jakiejś kolumny. Amy była... Piękna. Jako człowiek, oczywiście. I do tego cholernie seksowna i kusząca. Nie wiedziałem, że umie grać na gitarze... powiedziała coś do szczeniaka i zaczęła grać. A potem on zaczął śpiewać. Nie powiem, ładnie im wyszło... Kiedy skończyli, jeszcze chwilę o czymś rozmawiali a potem poszli spać. Amy zasnęła momentalnie, ale on jeszcze długo nie mógł spać. W końcu dał jej buziaka w nos i przyciągnął ją do siebie. Dopiero kiedy byłem pewny, że oboje śpią, podszedłem. Na pyszczku Amy malowało się... szczęście? Nie wierzę... nie, nie, nie... patrzyłem z niedowierzeniem, a moje źrenice robiły się coraz większe. Wpatrywałem się w nią, a potem tknięty impulsem wybiegłem z jej pokoju. Pobiegłem w najmniej uczęszczane przez wilki miejsce - zakazane tereny. Musiałem się wyżyć. Ogarnęła mnie dzika furia. Niszczyłem wszystko na swojej drodze. Rozpacz i ból rozrywały mnie całkowicie od środka. Rzucałem się w furii, kiedy nagle poczułem coś dziwnego w swojej głowie. Nie mam szans jej zdobyć, jeżeli będę się tak zachowywał... spojrzałem za siebie i przeraziłem się. Za mną ciągnęła się rzeka zniszczeń... chyba powinienem być bardziej... delikatny? Nie wiem, ale nie umiem bez niej żyć... Wróciłem na tereny watahy zostawiając za sobą szlak z krwi i zniszczenia. Doszedłem do jakiegoś wodospadu i szybko zmyłem wszystko z siebie. Potem zebrałem kilka pięknych, pokrytych kroplami wody kwiatów i ruszyłem z powrotem do domu Amy i jej przyjaciół. Zostawiłem kwiaty pod drzwiami i ruszyłem w kierunku szpitala. Oczywiście jak to ja, musiałem na kogoś wpaść... podniosłem oczy i zobaczyłem nad sobą jakąś waderę...

*Jakaś wadera?*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz