czwartek, 20 kwietnia 2017

Od Tantum'a Do Doriana

Musiałem się wracać, bo gdzieś przy barze zostawiłem sakiewkę, w której trzymałem między innymi pieniądze czy klucze. Nie miałem zbyt dalekiej drogi, ale jak widać pod moją nieobecność dużo się wydarzyło. Wszedłem prędko. Z całej siły otworzyłem grube, drewniane z mosiężnymi elementami drzwi.
Na stoliku leżała zguba, lecz nie sama. Była otoczona typkami, którzy u boku mieli karty. Zbiorowisko wywołała niezłe. 
-Kto wygra, dostaje zawartość-oznajmił gostek, palący cygaro. 
-Ja się pisze-odrzekł jakiś inny, a potem kolejny i następny.
Podszedłem do ekipy. Widać było, że pijanej. Ledwo siedzieli na krzesłach, chwiejąc się przy tym i wymachując rękami. Dym z papierosów i fajek niemalże poleciał mi na twarz. 
-Przepraszam to moje-skierowałem rękę w stronę sakiewki aby ją zabrać.
-Hola hola!-szatańsko zaśmiał się mężczyzna i zablokował mi dłoń.
Gwałtownie się wyrwałem. Miałem ochotę mu przywalić. Zagryzłem zęby ze złości.
-To moje-powtórzyłem wypełniony gniewem.
-Jeśli to chcesz, musisz zagrać partyjkę, inaczej pożegnaj się z dobytkiem.
Nigdy nie byłem dobry w karty, szczególnie nie tolerowałem oszukiwania, a znając panów z knajpy byli zdolni do tego typu numerów. Nie miałem ochoty na tego typu kłótnie. Nie miałem ochoty zachowywać się jak dziecko. To należało do mnie, więc dyskusji powinno nie być wcale. Krew się we mnie gotowała gdy tylko widziałem mordę uśmiechniętego dziada.
-Mówię grzecznie po raz ostatni. Te rzeczy są moje!-warknąłem ze wściekłością.
Mężczyźni najwyraźniej zadowoleni, bo tylko pili kolejne kielichy i przy tym śmiali się pełną gębą. Panowały plotki. Każdy z osobna mierzył mnie pobłażliwym spojrzeniem.
-Młody, życie...-podsumował sprzedawca. Oczywiście roześmiał się, a za nim wszyscy inni.
Tego był za dużo. Rozgniewany, jednym ruchem przewaliłem stół, a z nim spadły szklanki. Hałas duży, szczególnie przez krzyki i stłuczone naczynia. Nie żałowałem tego czynu nawet przez chwilę. Uważałem, że i tak dobrze, bo buda nie wyleciała w powietrze. Ktoś nagle złapał mnie za ramię. Tym śmiałkiem okazał się facet trzymający MÓJ woreczek. Bez zastanowienia przywaliłem mu w twarz. Upadł na ziemię. Nie dość, iż był cały czerwony od alkoholu, to za moim ciosem wykrwawił. Zabrałem mu z rąk przedmiot. Tak to jest kiedy skończy mi się cierpliwość.
-Do widzenia-powiedziałem jak gdyby nigdy nic i wyszedłem z baru.
Wszyscy zaniemówili. Barman nie był w stanie normalnie funkcjonować tylko gapił się na mnie jak na wariata. 
Na zewnątrz zajrzałem do środka sakiewki. Wszystko było jak trzeba. 
-Rany, to ty wywołałeś tą całą aferę?!-usłyszałem nieznajomy głos z tyłu. 
Odwróciłem się, tym razem już spokojnie, bo emocje opanowały. 
-Czemu ja?-spytałem niczym niewiniątko.
Stojący przede mną znacząco spojrzał się na moje ręce, były w szkle pomieszanym z krwią. 
-Ale nie zaprzeczysz miałem rację-zaśmiałem się cicho.

<Dorian?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz