Wielkie krople deszczu spadały jedna po drugiej z mocnym pluskiem
uderzając o ziemię i totalnie zasłaniając mi widoczność. Wyraźnie
widziałam zaledwie to, co było do odległości 1m ode mnie.
Wspaniale…
Mokre futro lepiło mi się do ciała, a deszcz zalewał mi oczy. Nie miałam
się gdzie schować. Szczerze powiedziawszy nawet nie wiedziałam gdzie
byłam. Orientowałam się tylko, że w jakimś lesie, ale za dużo mi to nie
mówiło.
Kolejny wielki pień. Ogromnym wysiłkiem udało mi się go przeskoczyć.
Tylko lądowanie mi nie wyszło, gdyż poślizgnąwszy się na mokrym mchu,
wpadłam w jakąś kałużę. Zerwałam się na równe nogi i odruchowo
spróbowałam się otrzepać, co oczywiście biorąc pod uwagę ulewę jaka
panowała dookoła było bezcelowe. Byłam zmęczona, więc po krótkim namyśle
doszłam do wniosku, że po prostu bez sensu jeść brnąć dalej. Znalazłam
jakiś kamień, który choć troszkę osłaniał mnie od lodowatego deszczu, po
czym w dość ponurym nastroju położyłam się pod nim.
Ale zimno…
Deszcz powoli się przerzedzał. Założyłam, że w ciągu godziny uspokoi się na tyle, bym mogła ruszyć dalej. Ech…
Nagle jakiś szelest wyrwał mnie z zamyślenia. Czujnie poderwałam głowę
wpatrując się w punkt z którego dobiegł dźwięk. Po chwili węszenia z
lekkim podenerwowaniem wstałam z ziemi. Wilk. Wyczuwałam wilka. Pytanie
tylko, czy należy on do tych, którzy będą usiłować mnie zabić (jak to
było do tej pory), czy też nie…
<”Jakiś Wilk”? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz