- Hola, hola. Chyba nie chcesz wybić całego lasu?
- Serpens? Skąd się tutaj wziąłeś?- Nie no, co on tutaj robił?
- Znowu mnie wywalili... Chyba tam też nie lubią zabójców.- Zaśmiał się.- No ale przejdźmy do rzeczy, co, albo, bądźmy szczerzy, kto wyprowadził cię z równowagi?
- Ja sama. Tyle ci wystarczy?- Następny powód do zdenerwowania. Już zapomniałam, jaki on potrafił być denerwujący.
- Okey, ale wiedz, że mi zawsze możesz powiedzieć. Przecież nadal jesteśmy przyjaciółmi... Ja przynajmniej uważam ciebie za przyjaciółkę.- Dodał po chwili. No to pięknie.
- A jakbym ci powiedziała, że jak zwykle nie potrafię uporządkować własnych uczuć?
- Czaję, zakochałaś się i nie możesz tego sama przed sobą przyznać. To jest u ciebie normalne.- Zamyślił się. Czy on zwariował?! Większego absurdu w życiu nie słyszałam.- Albo raczej, tylko jeśli chodzi o to nieprzyznawanie się do tego. Bo zakochałaś się chyba pierwszy raz w życiu.- Nagle wydał mi się strasznie smutny. Ale to pewnie przez moją własną, chorą i głupią wyobraźnię.
- Ja się nie zakochałam!- Nie no, chyba zaczynam zachowywać się jak szczeniak. Zdecydowanie powinnam wrzucić na luz.
- Ech, musisz się sama do tego przekonać, bo ja tutaj nic nie poradzę. Spadam. Może się jeszcze spotkamy.- I odszedł. Dziwnie się zachowywał, ale to cały Serpens. I jeszcze mi próbuje wmówić, że się zakochałam! Pfff... Nie no, muszę na serio zacząć nad sobą panować, bo jeśli nadal będę się irytowała z powodu uczuć, to tych zwierząt szybko zabraknie. Wzięłam głęboki wdech, i zaczęłam wolnym krokiem wracać do jaskini lekarki. No cóż, czas zmierzyć się z przeznaczeniem! Nie wiem jakim, ale jakimś na pewno! Jestem chyba nienormalna. W drodze powrotnej cały czas słyszałam w głowie dwa słowa "nie" i "tak". Osobiście stwierdzam, że na tak nie jestem gotowa. Przynajmniej na przyznanie się do tego, że jest prawdą... Chwila, co?! Co ja właśnie pomyślałam?! Zwariowałam jak nic. Tratatata, nie słyszę was, przeklęte myśli! I ja oskarżam innych o zachowywanie się jak szczeniaki? Sama lepsza nie jestem. W końcu doszłam, chociaż chciałabym, żeby trwało to dłużej. Zdecydowanie za bardzo się boję własnych uczuć. Z lekkim wahaniem weszłam do środka. Rozejrzałam się. Amber i Rico z czegoś się śmiali pod ścianą. A Infil... Był przytomny. Nieźle mnie to zdziwiło... Tylko, że nie mam pojęcia ile czasu mnie nie było. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi wielkimi oczami, a ja nie mogłam się ruszyć. Bo nagle to we mnie uderzyło. Odpowiedź naprawdę brzmi "tak". Niech to szlag trafi, chyba się zakochałam. Tylko, że on nadal pozostawał nienormalnym, lekkomyślnym i ciągle wystawiającym się na niebezpieczeństwo kretynem. Podeszłam do niego, i patrząc w te jego absurdalnie wręcz śliczne oczy, zaczęłam.
- Co ty sobie z n o w u wyobrażasz?! Wiesz, przez co ja przez ciebie przeszłam?! Już stokrotka ma więcej rozumu od ciebie, a jest malutka! Nie no, po prostu mam już tego wszystkiego dość! Ja się o ciebie martwię, myślę, że i tak masz dużego pecha, a ty co chwilę lądujesz tutaj! Polubiłeś to miejsce, czy jak?! Na poważnie, zachowujesz się gorzej niż szczeniak! Powinieneś się wstydzić. A ja się do ciebie nie odzywam.- Powiedziałam, po czym dla lepszego efektu się odwróciłam.
<?
Daję wam wolną rękę
>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz