Zanim jeszcze żelazna blacha walnęła w sam środek mojego łba próbowałem obronić się rękami-na próżno. Wyczułem jakby na tarczy była dodatkowo jakaś substancja, gdyż zasnąłem niczym niemowlak-jednak do czasu.
Wyrwałem się ze snu lub lepiej abym to nazwał "nieprzytomnością", był sam środek operacji. Mężczyzna, którego jeszcze zbytnio dobrze nie znałem majstrował coś przy moim ciele. Nie godziłem się na takie coś.
-A zabieraj te łapy!-krzyknąłem, po czym gwałtownym ruchem wyrwałem się i zeskoczyłem z łóżka.
Nie myślałem. Kierowała mną intuicja, podpowiadała taką właśnie decyzję i ja nie umiałem jej się nie skusić. Przy tym skoku z rąk jegomościa wypadły różnorodne przybory lekarskie, które zrobiły swoje; nasiąknięte krwią spadły na ziemie lub poszkodowały dłonie "lekarza", ale nie jakoś poważnie, bardziej narobiły zamieszania. Jak strzała, wybiegłem z domu. Biegnij, biegnij, biegnij-mówiły mi myśli, a ja niczym sługa się ich słuchałem. Silnym kopniakiem wyważyłem drzwi (no może jeszcze trzymały się w zamkach, nie zwróciłem zbytnio na to uwagi). Tak czy inaczej zostawiłem je rozwarte na oścież.
-Będziesz stała jak głupia!?-prychnął ten co mnie operował, kierując słowa do kobiety stojącej obok i chichrającej się pod nosem.-Leć za nim!
Kiedy przed oczami przeleciał mi obraz tej postaci po woli wszystko zaczęło mi się przypominać. Próbowałem sobie poukładać wydarzenia. Nie chciałem mylić jawy z rzeczywistością. Zaświtało mi, że ktoś mnie chyba poparzył. Odwróciłem się. Czegoś mi brakowało, ale to wcale nie była goniąca mnie wadera. Nie miałem... OGONA! Znajdowały się odpowiedzi na moje pytania. Nie było jednak czasu filozofować. W pościgu za mną ruszyła dziewczyna, ta która wyczyniła mi tą krzywdę. Dodałem gazu, nie zbaczając na to co mi tam z tyłu zwisa. Czułem jak powoli ktoś zaczyna mnie doganiać. To uczucie w dalszym ciągu wzrastało i wzrastało. Niedługo biegliśmy na tej samej linii. Co z tego jak wiedziałem, że nie ma szans mnie złapać. Ciekawy byłem co wykombinuje, bo jakieś takie dziwne było, iż ciągle się przybliżała. Wkrótce biegła zgarbiona. Teraz już wiedziałem co się święci.
-Nie próbuj na mnie wskakiwać!-warknąłem ostrzegawczo, ale to na niej nie zrobiło zupełnie wrażenia.
-Nie dajesz mi innego wyboru-powiedziała niebywale spokojnie.-Albo się zatrzymasz albo...
-Śnisz!-zaśmiałem się do siebie.
Szczupła wilczyca rzuciła się na mój grzbiet. Łapami próbowała przyciągnąć mnie do ziemi. Nie mało miałem na koncie takich ataków, więc wiedziałem jak się przed takim czymś bronić. Potrząsnąłem się z całej siły co już zrzuciło waderę, lecz dalej się jakoś trzymała. Dalej wykonałem mocne odbicie dzięki czemu wylądowała na grzbiecie, a ja ruszyłem ile sił w łapach do chałupy. Nawet nie śmiałem się odwrócić. Minąwszy część lasu byłem u progów swojego domu. Miałem zaledwie parę metrów do wejścia budynku. Akurat znalazła się okazja aby obejrzeć ranę. Zatkało mnie. Jakiś prototyp ogona, czy to może moja kość? Już nie wspomnę o cieknącej ze wszystkich stron krwi. Bandaże, igły, nici? Pojąłem, że w takim malutkim 1% ta pomocy była potrzebna. Bez wahania przybrałem postać mężczyzny. Wpadłem do środka, zamykając jak szaleniec za sobą drzwi.
Zapaliłem zapałkę, którą podpaliłem gruz. Tak powstało niewielkie ognisko. Położyłem garnuszek z wodą, aby się zaparzyła na herbatę. W oczekiwaniach, jak głupi przyglądałem się temu "nieziemsko ciekawemu" zjawisku. Kiedy pojawiły się bąbelki do glinianego kubka wsypałem ziółka, następnie zalałem je przezroczystym płynem. Picie powoli nabierało kolorów. Wziąłem kupek za "uszko" i usiadłem na krześle. POPRAWKA! Chciałem usiąść, ponieważ nie przypuszczałem, iż nie będę w stanie dokonać tak prostej czynności. Z bólu, oprócz przeraźliwego pisku, który z siebie wydałem pyszniusieńka herbata się na mnie wylała. Chciałem zmienić ubranie, kiedy jednak spojrzałem na dół miałem na sobie jedynie bokserki, czyli piżamę. Położyłem się pełen załamania na łóżku. Jak tylko przypomniałem sobie co się stało począłem walić głową o ścianę.
Uderzyłem się w policzek. Dość, to była pora żeby się ogarnąć. Założyłem na siebie normalne części garderoby. Teraz problemem był ten chole'rny ogon i zarazem ta chole'rna kość ogonowa.
W pewnym momencie usłyszałem pukanie do drzwi. Przez chwilę wahałem się czy otworzyć czy nie, ale w końcu jednak je uchyliłem. Do chaty weszła kobieta, ta sama co przemieniła się w waderę i za mną biegła.
-W czym mogę pomóc?-spytałem marszcząc brwi.
-Tak sobie wpadłam. Trochę się spóźniłam, bo po drodze zapolowałam na co nieco, ale chyba zbyt dużo mnie nie ominęło? Widzę się przebrałeś.
-Po co przyszłaś? Nic mi nie jest.
-Jesteś ciekawą osobą, nie jest z tobą nudno.
-Dla mnie ty jesteś zbyt interesująca i przebywanie z tobą jest aż za bardzo ryzykowne!
Kobieta zaśmiała się. Taką miłą pogawędkę przerwało wejście nowego przybysza. Był to nijaki lekarz.
-Delikatnie czy mocno?-spytał. W jego rękach błyszczała potężna tarcza, a w torbie miał przybory lekarskie.
Nie zdążyłem otworzyć ust, kiedy mężczyzna przypie'rdolił mi z całej siły. Już nawet nie wiedziałem w jaką część ciała. Niewątpliwie bolało!...
<Tytania?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz