Mięśnie dziewczyny powoli się napinały. Była przygotowana do ataku, ale czy to wykorzysta? Czy może ucieknie tak jak kiedyś? Dałeś się wplątać, Dorian. Dałeś się wplątać... Było od razu pójść i kupić to co potrzebujesz. Apsalar nie raczyła odpowiedzieć mojemu towarzyszowi. Przybrała groźną minę, która mocno kontrastowała z jej mizernym wzrostem.
- Nie wasza sprawa. A zwłaszcza twoja, myślałam, że umiesz dobrze wybierać strony. - warknęła w końcu, patrząc na mnie spod zmarszczonych brwi.
Jej słowa mocno mnie wkurzyły.
- Czyżby? A ty niby kogo wybrałaś, co?! Ja przynajmniej robię coś dobrego dla tego kraju! - krzyknąłem zdenerwowany.
Kraju? To Przymierze jest krajem? Może nie zwróci na to uwagi... Serio powiedziałem coś tak głupiego. Dlaczego mam tak spokojne myśli i tak zdenerwowany głos?
- Walka dla pokoju jest jak kłamstwo dla prawdy! Nie umiesz zadbać o siebie. Nie radzisz sobie z tym kim jesteś, Dorian. Dlatego wybrałeś Przymierze, bo chciałeś, żeby ktoś się tobą zajął! - usłyszałem groźny ton dziewczyny.
Może faktycznie to kraj... Ale z niej pinda. Nadal chce mi to wypominać! Ale to ona na koniec uciekła nie ja! Bo byłem zbyt słaby, zbyt mało samodzielny... Ale to ona wkręciła mnie w ten chory świat! To ona się mną zajęła...
- Wiesz co? Wali mnie to. Ja przynajmniej nie próbuję wybuchnąć miasta! - krzyknąłem do Apsalar trochę bardziej obojętnym tonem niż wcześniej.
Ta uniosła drwiąco brwi. Spojrzałem na Arszennika. Czemu nadal go tak nazywam? Był mocno zdezorientowany, w sumie nie dziwię się. Znaleźliśmy coś co może wybuchnąć pół miasta, jeszcze na dodatek kłócę się z dziewczyną, która prawdopodobnie jest za to odpowiedzialna. Jestem geniuszem, po prostu zawsze umiem trzymać się z daleka od kłopotów. Zawsze... Mocno w to wdepłeś, Dorian. Mogłem nie wchodzić na ten głupi dach... Albo nie wchodzić do baru. Najlepiej w ogóle tu nie przyjeżdżać, ale cóż stało się. Teraz trzeba tylko jakoś wygrzebać się z tego błota.
- Znalazłeś cegiełkę? Widzisz nigdy nie przesłałeś i nie przestaniesz być tym Dorianem, którego znam. Jego też w to wciągnąłeś? Co? Widzisz jesteś słaby. Powinieneś przyjść sam i załatwić to jak za starych dobrych lat. - mówiła drwiącym głosem.
Odrzuciła do tyłu delikatnie różowe włosy, które tak nie pasowały do jej charakteru...
- Nie możesz przestać? Nie możesz wreszcie zrozumieć, że tak nie można żyć? Nie chcesz niczego osiągnąć? - zapytałem szeptem.
Może ona wreszcie przestanie robić to co robi? Może się zmieni? Nadzieja matką głupich, a ty Dorian jesteś wyjątkowo głupi.
- Ja już osiągnęłam. Jestem jednym z bardziej wpływowych przemytników w tym mieście. Ty też mógłbyś być. - rzuciła jakby od nie chcenia.
Ptzemytników? Czemu tak otwarcie się do tego przyznajesz? Moglibyśmy przecież uciec i powiedzieć o tym Królowi, czy innemu gościowi, który niby jest ważny, a nikt go nigdy nie widział.
- Nie po tym wszystkim! - wściekłość znowu do mnie wróciła.
Czy ona musi być tak denerwująca? Nie możemy porozmawiać jak cywilizowani ludzie? W sumie raczej wilkołaki...
- O przeszłości trzeba zapomnieć, Dorianie. - powiedziała drapieżnie.
O tak najlepsze rady Apsalar... A ty zapomniałaś o swojej przeszłości? Nie!
- Nie możesz po prostu go rzucić? Widzę napięcie w tobie, jesteś przygotowana do ataku. Rzuć tym sztyletem i ja, i ty będziemy mieli to z głowy! Wiesz, że nie zdążę się uchylić... - dodałem szeptem.
Miałem już tego beznadziejnie dosyć. Tak przynajmniej może uda się ją wkręcić w jakąś akcję. I nie będzie mówić mi o tym co było...
Co ja właściwie mówię? Dorian opanuj się. Kontrola. Nie mów co myślisz. Najlepiej w ogóle milcz. Milczenie jest złotem, a mowa srebrem. A czymże jest więc walka i wojna? Krwią? A może ludźmi, którzy biorą w niej udział i giną? Czymże jesteś droga wojenko?
< Dobra, przyznaje też nie mam za bardzo na to pomysłu. Avaresh? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz