Mech? Czy to było teraz aż tak ważne? Ważniejsze od tego, że właśnie unicestwili dwa stworzenia pochodzące z Imperium, tym sam wszczynając kolejną wojnę? Mishabiru zaklął siarczyście i podniósł się z ziemi, strzepując ze spodni tę dziwaczną roślinę. Spojrzał na Doriana z politowaniem.
- Nawet nie wiesz, co to jest, ale i tak to zabierasz. – Zerwał niewielką kępkę świecącego mchu, po czym przyłożył pod sam nos. Żadnego zapachu. – Jeśli to cholerstwo jest niebezpieczne, wyssie z nas życie, to obiecuję ci tu i teraz. Zmartwychwstanę, ożywię twoje chude cielsko, a następnie zabiję jeszcze raz.
Po wygłoszeniu tego nadzwyczaj długiego, jak na Alvareza, monologu rozejrzał się po miejscu, w którym się przypadkowo znaleźli. Na szczęście można było wyjść tą samą drogą, aczkolwiek mężczyznę zaciekawiło wąskie, ledwo widoczne przejście. Nieważne, jak bardzo wytężał wzrok, nic nie mógł ujrzeć. Skoro z kolacji nici, to nic nie stało na przeszkodzie, by zwiedzić co nieco.
- Chodź tutaj, przydasz się w końcu do czegoś – Chłopak oburzony jego wypowiedzią zrobił naburmuszoną minę, mimo to wstał i stanął tuż przed tajemniczym przejściem. – Płoń, czy coś. Nie wiem, jak to u ciebie działa.
- Na pewno bardziej efektywnie, niż twoje. – rzucił, po sekundzie dostając dłonią w tył głowy. – Za co?!
- Taki odruch. – Mishabiru wzruszył ramionami, następnie ruchem głowy pospieszył go do działania.
Dorian jeszcze przez chwilę się namyślał, lecz koniec końców pojawił się przed nimi płomień. Alvarez ruszył jako pierwszy. Tunel był cholernie wąski i niski, przez co musiał iść zgarbiony. Im głębiej byli, tym bardziej zdawało się, że albo to się nie kończy, bądź w końcu napotkają ślepy zaułek. Mężczyzna czuł już każdy kręg od tej niewygodnej pozycji, a oczy łzawiły od ciągłego patrzenia się na płomień. Nawet nie wiedzieli, czy ciągle idą prosto, czy też nieświadomie skręcili.
Nagle pod stopą zabrakło mu podłoża. Odruchowo złapał się za połać ubrania idącego za nim chłopaka. Obaj zaczęli sunąć stromym spadkiem. Mishabiru starał się w jakikolwiek sposób zahamować nogami, aczkolwiek wszystko poszło się pieprzyć, kiedy obcas buta zahaczył o jeden z większych kamieni. Po tym nastąpiła niezliczona ilość fikołków, kończące się na bolesnym upadku na nadzwyczaj płaskie podłoże. Dłuższy moment zajęło mu dojście do siebie, a nieprzenikniona ciemność okalała ich wilcze zmysły.
Wilkołak… *
- Dorian? – zapytał, zaś jego głos rozniósł się echem.
- Żyję. Jeszcze. – Niejako głos chłopaka przyniósł mu ulgę, lecz niezbyt wielką. – Co to za cholerne miejsce?
Usłyszał znajomy dźwięk płomienia. Dostrzegł, że tamten znajdował się dość daleko odeń, chociaż tak doskonale go słyszał. Niespodziewanie ognista smuga wzniosła się i powiększyła parokrotnie, zatrzymując tuż pod samym sklepieniem ogromnej jaskini. W końcu płomień nabrał intensywności, całkowicie oświetlając dziurę, w jakiej się znaleźli. Obaj podeszli do siebie, z niedowierzaniem patrząc na to, co znajdowało się przed nimi.
Z ziemi wystawały blade, ogromne kości. Mishabiru doskonale wiedział, do jakiego stworzenia należały. Wróć. Stworzeń, bo nie tylko jedno się tutaj znajdowało.
- Czy to… cmentarz? – Zapytał niepewnie Dorian, idąc powoli za wyższym, który aktualnie zmierzał do jednej z wielu czaszek, zakopanych połowicznie w ziemi.
Widać było tylko górną szczękę, ogromne nozdrza oraz oczodoły, zaś za czołem charakterystyczne narośle, imitujące rogi.
Zabójca smoka… *
Mishabiru nagle obrócił się twarzą do Doriana, strasząc go tym.
- Mówiłeś coś?
Chłopak nerwowo zaprzeczył, kręcąc parokrotnie głową.
Wypił jego krew. *
Jest jednym z nas. *
Niespodziewanie Alvarez poczuł okropny ból w potylicy, jakby został przez kogoś ogłuszony. Przeciągły pisk rozległ się w jego uszach, tym samym stracił równowagę. Na ziemi począł się wić z bólu, który powoli, acz ostro rozchodził się od kręgosłupa na resztę ciała. Ciśnienie krwi drastycznie wzrosło, żyły oraz tętnice zaczęły sprawiać wrażenie, jakoby chciały się wydostać z jego ciała.
Wilkołak ze smoczą krwią.*
Z piętnem mordercy.*
Z Przymierza. *
Będziesz jednym z nas. *
Gromkie głosy nie chciały ustać, tak samo jak nierozumiane cierpienie, które pojawiło się znikąd. Widział Doriana. Widział jego przestraszoną twarz, lecz nie mógł nic usłyszeć. Coś chciało przejąć nad nim kontrolę i za wszelką cenę musiał to powstrzymać.
Tam, gdzie widzimy gwiazdki, powinna być kursywa. .-.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz