Coś złego działo się z moim towarzyszem. Przeszywający krzyk przeszedł przez całą jaskinię. Wilkołak upadł. Jego plecy wygięły się w łuk, ciało całe drżało w potwornym cierpieniu. Krzyki przechodziły przez jaskinię. Zła moc wprost promieniowała z jego ciała i wszechobecnych kości. nagle wstał jakby nigdy nic. Wyglądał jednak dość złowrogo. Coś było mocno nie tak. Zacząłem się cofać, a on cały czas stał w miejscu. Uderzyłem plecami w chropowatą ścianę. Wapień. Mishabiru podniósł wreszcie twarz. Szkarłatne oczy zmieniły barwę na całkowicie czarną, usta przybrały groźny wyraz i pokazały białe, spiczaste zęby. W dłoni mężczyzny pojawiła się srebrzysta katana, która lśniła w blasku ognia spod sklepienia jaskini. Ciało Mischabiru zostało rzucone o ścianę. Później ciężko upadł na twardą podłogę. Zacisnął dłonie w pięści . Walczył z czymś. Tylko z czym? Co tu się właściwie dzieje? Pytania brzęczały mi w głowie. Podniósł znów na mnie ten krwiożerczy wzrok. Rzucił się w moim kierunku, ale ostatecznie zboczył z kierunku i znowu wylądował na ścianie. Podniósł się i ruszył w moim kierunku. Ogień! Momentalnie poczułem żar w dłoni. Nie celowałem w wilkołaka. Chciałem go tylko spowolnić, brzmi jak tłumaczenie psychopaty. Ogień muskał brzegi jego płaszcza.
- Stój! - krzyknąłem zrozpaczony kiedy on nie zwalniał.
Ogień coraz bardziej mnie do siebie wzywał. Żar czułem na każdym skrawku skóry, gorąco robiło się nieznośne. Tupnąłem w podłoże nogą jak zdenerwowana księżniczka. Linia płomieni rozdzieliła mnie od Mischabiru. Ogień buchał co chwila w górę. Wilkołak zaczął się cofać, czy nadal z tym walczył? Moje wszystkie wątpliwości rozwiał piorun, który uderzył tuż nad moją głową. Upadłem. Krew polała się z moich nie osłoniętych łokci. Momentalnie zacząłem grzebać w swojej torbie. Czy wszystko muszę mieć w tych nieporęcznych słoikach? Pioruny uderzały coraz bliżej mnie. Chwila... Jest! Zerwałem się i epicko przeskoczyłem przez płomienie, mimo, że po prostu mógłbym je zniknąć. Wylądowałem na mężczyźnie. Przyłożyłem mu zioła do twarzy. Oczu zaczęły mu łzawić. Próbował mnie z siebie zrzucić, ale z każdą chwilą słabł. jego klatka piersiowa unosiła się powoli. Żyje, to dobrze, że udało mi się nie przesadzić z dawką... Zasnął, a ja zeszłam z niego i położyłem się obok. Zakryłem twarz w dłoniach. Co teraz? Co się dzieje z nim?
< Mischabiru? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz