- Avaresh.. - Ukłoniłem się lekko, zarazem jedną z rąk trochę wychylając do tyłu. Nie dokończyłem nazwiska, gdyż nie chciałem, by chwilowo znała moją tożsamość. Nie dlatego, że jej nie ufam, tylko.. nikt nie poprowadzi swobodnej rozmowy z królem. Wilkołaki zaczynają myśleć "Przecież to Król, ktoś wysoko postawiony, nie zasługuję na jego łaskę, a co dopiero na rozmowę z nim". Potępiam takie zachowanie, ale nie zmienię ludzkiej natury.
- Królu! - Nagle do namiotu wbiegł zwiadowca. Słysząc to słowo zacisnąłem powieki i zęby. I się wydało... Skrzywiłem lekko twarz.
- Królu? - Zdziwiła się wadera, na co posłałem jej miły uśmiech.
- O co chodzi? - Odszedłem z wilkiem na bok, który specjalnie zamienił się w przystojnego młodzieńca, by być na wysokości moich oczu.
- Mamy coraz mniej czasu, siła wroga wcale nie maleje, a niedźwiedzie długo się nie utrzymają - Zameldował
- Rozumiem, możesz odejść - Skinął głową i podniósł zasłonę namiotu, przez co wpuścił zimny bicz powietrza do środka. Poczułem drobne ciarki i skierowałem się do wadery. Siły nie maleją.. w takim razie muszą cały czas dostawać posiłki, ale jak? Król Entianty wyraźnie zameldował, że nie ma żadnych statków na wybrzeżu. Ogarnął mnie drobny niepokój.
- Wszystko w porządku? - Zamrugałem kilkukrotnie słysząc słowa wadery, która najwyraźniej coraz bardziej rozumiała swoją sytuację. Do jej uszu zaczęły dochodzić liczne dźwięki. Głośne głosy ludzi, nieprzyjemny dźwięk uderzania młota o metal, parskanie koni, szum silnie żarzącego się ogniska. Cała mozaika odgłosów.
- Zamyśliłem się - Zaśmiałem się, drapiąc dłonią z tyłu głowy. - Idziemy? - Zapytałem podnosząc jedną brew, pokazując na lekko powiewający materiał. Przechyliła głowę, po czym skinęła. Puściłem waderę przodem, mogła samodzielnie chodzić, gdyż z powodu wojny mamy tutaj wielu wykwalifikowanych medyków. Dodatkowo jej sen trwał kilka dni. Kiedy wyszliśmy na zewnątrz, biel spowijająca każdy zakamarek lekko mnie oślepiała. Wywołany ból oczu prędko minął i pozwolił mi ujrzeć wszystko co się dzieje. Patrzyłem na świat zalany jasnym, żółtawym światłem, od czasu do czasu przecinany ciepłym płomieniem ogniska. Usłyszałem, jak wilczyca nabiera powietrze w zadumie.
- Czemu jest was, aż tylu? -Zapytała rozglądając się po wilkołakach, a każdy miał pełne ręce roboty.
- Wojna... - Westchnąłem i spojrzałem w stronę góry. Można było dostrzec dwie plamy lasu wspinające się po zboczach, które płonęły królewską barwą białej zimy. Sama również spojrzała w tym kierunku. - Powinnaś stąd odejść - Spojrzałem w dół, jak się okazało prosto w oczy wadery. Już przez ten czas odparliśmy kilka silnych ataków, na szczęście nasze straty są minimalne dzięki dobremu przygotowaniu.
- Nie mogę pozostawić swoich braci - Rozejrzała się marszcząc brwi.
Nagle słychać było tylko łomot dziesiątków kopyt zwierząt. Zza rogu wyłonili się nasi rodacy z kolejnymi informacjami.
- Królu! Dowiedzieliśmy się jak wrogowie zdobywają posiłki! - Koń zatrzymał się parę centymetrów od mojej twarzy, a ja położyłem dłoń na jego chrapy by się uspokoił.
- Melduj - Powiedziałem krótko patrząc w oczy konia, które ukazywały szaleństwo.
- Pewien wielki czarodziej, rasy ludzkiej wytworzył portal, co jakiś czas przechodzi przez niego kilkadziesiąt członków Imerpium - Wytłumaczył, na co zareagowałem wyprostowaniem pleców. Rozumiem, przysłali go tam pewnie z nieliczną eskortą, dowódca niedźwiedzi uważał to za błahostkę i nawet nie zwrócił większej uwagi. Wykorzystali to i przez ten czas teleportował tutaj wrogów, poznali wszelkie sekrety tych terenów, nie zaskoczymy ich. Zbyt długo tu przebywają, już nawet przyzwyczaili się do tutejszego klimatu. Moi ludzie nadal mają z tym problem. Spojrzałem w kierunku ludzi ocierających ręce i przykładających je do buzi w celu ocieplenia ciepłym oddechem.
- Odstaw konie, przywiąż je.. mocno - Spojrzałem na zdziwiona twarz mężczyzny, nigdy ich nie przywiązywaliśmy, jednak teraz musimy. Magia wytaczana przez maga, ma na nie wpływ, nie wiem jaki, lecz muszę się tego przekonać. - Weź kilku ludzi i rusz na kolejne zwiady, jednak uważajcie - Powiedziałem - Jeśli kogoś spotkacie, nie walczcie i zwróćcie uwagę na tutejsze zwierzęta - Zwiadowca przytaknął i kazał swoim podwładnym ruszyć za nim. Przyłożyłem dłoń do podbródka w pozie zamyślenia.
- Wyczuwam tę magię dokoła, jest wszędzie, przyprawia mnie o dreszcze - Wyszeptała wadera - Jest taka brudna... - Spojrzała na mnie nieznacznie. A więc też to czuje, niezwykła zdolność.
- Chodź ze mną - Powiedziałem dość poważnie, co mogło wystraszyć wilczycę, dlatego po chwili zerknąłem na nią przez ramię i posłałem miły uśmiech. Na co odpowiedziała dość niemrawo tym samym. Wyczuwałem dobrze coś niepokojącego. Ruszyłem przez chrupiący śnieg i gołe gałęzie. Uczucie z każdą chwilą się umacniało. Słyszałem za mną ciche ruszy wadery, co lekko mnie uspakajało. Towarzystwo zawsze jest przyjemniejsze od samotności. W pewnym momencie przez śnieg na coś nadepnąłem przez co się poślizgnąłem i wylądowałem głową w śniegu.
- Hahaha - Usłyszałem cichy śmiech wilczycy. Również się zaśmiałem i wyjąłem głowę z puchatej pierzyny.
- Przynajmniej miękkie lądowanie - Powiedziałem z krzywym uśmiechem
- Uważaj.. - Wyszeptała patrząc pod moje nogi. Idąc tym tropem ujrzałem jak pod moim ciężarem ujawniła się dziura prowadząca do jakiejś jaskini. Zaciekawiony przełknąłem ślinę i odgarnąłem śnieg nogą. Zobaczyłem stare przejście, nawet ja go nie znałem, albo chwilowo nie kojarzę. Zacząłem w głowie przetasowywać liczne legendy, które znam. Jednak żadna nie mówiła o takim przejściu, gdy zajrzałem do środka zrozumiałem, że tam się nie zmieszczę w ludzkiej formie. W wilczej będzie trudno, ale łatwiej zgiąć skrzydła niż nieruchome mięśnie. Niezbyt pocieszony tym faktem zerknąłem na waderę, która najwyraźniej wyczekiwała mojego kolejnego kroku. No trudno... westchnąłem. Stanąłem kilka metrów od przejścia i skupiłem się w celu przemiany. Poczułem jak powietrze zaczyna wirować wokół mej osoby, śnieżna pierzyna poruszyła się niezgrabnie i po chwili poczułem jak ląduję na czterech łapach. Wbiłem pazury w mokre podłoże i rozpiąłem gigantyczne skrzydła. Uwielbiam uczucie wolnego strzelca, a zawsze takie doznaje, gdy staję się wilkiem. Uświadamiając sobie, że na mojej twarzy widnieje, aż nazbyt szczęśliwy uśmiech, zerknąłem na waderę. Przypatrywała mi się z zaciekawienie, prędko złożyłem skrzydła. Zmusiłem zesztywniałe wilcze mięśnie do ruchu i zrobiłem kilka kółek wokół własnej osi.
- Nie jesteś jakoś rozgadana - Uśmiechnąłem się do wadery, która jedynie pokiwała nieznacznie głową.
- Jesteś pewny? - Zapytała - Zwierzęta też tam nie wchodzą - Spojrzała na pieczątki śladów omijające zygzakiem ową, teraz powstałą dziurę. Złapałem się na tym, że oddychałem gwałtownie, wciągając powietrze przez nos i wypuszczając ustami. Zła siła bijąca z tego miejsca wywołała u mnie taką reakcję.
- Tak, to nie dla mnie to robię, tylko dla całego Przymierza - Powiedziałem poważnie podchodząc bliżej - Dziękuję Ci za twoje towarzystwo, jednak tutaj czas się rozstać, jeśli nie wrócę przed zmierzchem uznaj, że nie żyję - Posłałem jej gorący uśmiech i mój wzrok spoczął na ciemnej głębinie.
< Ascrasia? Nie jest to jakieś wybitne, ale może coś ciekawego w kontynuacji wymyślisz. :D Jeśli są jakieś błędy to wybacz, już byłem zbyt zmęczony by dokładnie sprawdzać>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz