Otworzyłem spanikowany oczy. Zobaczyłem nad sobą jednostajny i dobrze mi
znany sufit szpitala. Powoli zacząłem uspokajać oddech. To tylko sen,
bardzo zły sen... Bo przecież Amy nie mogła zgodzić się na chodzenie z
tym całym Rico, nie? A tak swoją drogą, to właśnie przez szczeniaka nie
chcą wypuścić mnie ze szpitala... musiał mi rozorać brzuch i zwalić to
kowadło na głowę? Najwyraźniej tak. On ma Amy na codzień, pewnie teraz
świetnie się bawią, a ja? Ja muszę tu leżeć i tęsknić ze nią, za jej
głosem, za jej śmiechem, za jej widokiem, za jej uśmiechem, ogólnie za
wszystkim, co z nią związane... Ja już tego dłużej nie zniosę... po
cichu wymknąłem się ze szpitala, powstrzymując się od jęku bólu przy
każdym kroku. Powoli dowlekłem się do ich "domu". Mam nadzieję, że uda
mi się zrealizować ten plan... inaczej wszystko na nic... Bezszelestnie
wszedłem do pokoju Amy i ruszyłem na poszukiwania. Po jakiejś godzinie
usłyszałam śmiech. Jej piękny śmiech... ruszyłem w tamtym kierunku i w
ostatniej chwili wyhamowałem i skryłem się w cieniu jakiejś kolumny. Amy
była... Piękna. Jako człowiek, oczywiście. I do tego cholernie seksowna
i kusząca. Nie wiedziałem, że umie grać na gitarze... powiedziała coś
do szczeniaka i zaczęła grać. A potem on zaczął śpiewać. Nie powiem,
ładnie im wyszło... Kiedy skończyli, jeszcze chwilę o czymś rozmawiali a
potem poszli spać. Amy zasnęła momentalnie, ale on jeszcze długo nie
mógł spać. W końcu dał jej buziaka w nos i przyciągnął ją do siebie.
Dopiero kiedy byłem pewny, że oboje śpią, podszedłem. Na pyszczku Amy
malowało się... szczęście? Nie wierzę... nie, nie, nie... patrzyłem z
niedowierzeniem, a moje źrenice robiły się coraz większe. Wpatrywałem
się w nią, a potem tknięty impulsem wybiegłem z jej pokoju. Pobiegłem w
najmniej uczęszczane przez wilki miejsce - zakazane tereny. Musiałem się
wyżyć. Ogarnęła mnie dzika furia. Niszczyłem wszystko na swojej drodze.
Rozpacz i ból rozrywały mnie całkowicie od środka. Rzucałem się w
furii, kiedy nagle poczułem coś dziwnego w swojej głowie. Nie mam szans
jej zdobyć, jeżeli będę się tak zachowywał... spojrzałem za siebie i
przeraziłem się. Za mną ciągnęła się rzeka zniszczeń... chyba powinienem
być bardziej... delikatny? Nie wiem, ale nie umiem bez niej żyć...
Wróciłem na tereny watahy zostawiając za sobą szlak z krwi i
zniszczenia. Doszedłem do jakiegoś wodospadu i szybko zmyłem wszystko z
siebie. Potem zebrałem kilka pięknych, pokrytych kroplami wody kwiatów i
ruszyłem z powrotem do domu Amy i jej przyjaciół. Zostawiłem kwiaty pod
drzwiami i ruszyłem w kierunku szpitala. Oczywiście jak to ja, musiałem
na kogoś wpaść... podniosłem oczy i zobaczyłem nad sobą jakąś waderę...
*Jakaś wadera?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz