Jak zwykle miałam dziwne sny. Najpierw spadałam w wielką czarną dziurę,
bez końca w czerń i w czerń. Przed oczami przelatywało mi całe moje
życie. Każda scena, nawet te, co chciałabym zapomnieć. Potem gwałtowny
wstrząs i nagle byłam na jakiejś polanie. Rico walczył z czymś wielkim i
mrocznym. A dokładniej z chmura ciemności, Chciałam podbiec i mu pomóc,
ale poruszałam się jak w smole. W końcu nie wytrzymał i załamał się pod
wielkim naporem tej ciemności. I wtedy coś ogromnego i świecącego ze
mnie wyszło. Nie mogłam na to patrzeć, było zbyt jasne. To cos
przegoniło to wszystko, ale powiedziało cos okropnego… i właśnie wtedy
się obudziłam. Cała się trzęsłam. Skąd u mnie taki dziwny sen? Gorszy
niż wszystkie dotychczasowe… Byłam pewna, że skądś znam to coś, co kryło
się w mroku… Ktoś mnie wtedy przytulił.
-Hej, Amber, spokojnie, już wszystko w porządku…-usłyszałam uspokajający
głos Rico. Przytuliłam się do niego mocniej. Był tu, nie tak jak w tym
śnie… Usłyszeliśmy, że coś uderzyło o ziemię. Odwróciłam głowę w tamtym
kierunku i zobaczyliśmy Luke’a, rozpłaszczonego na podłodze. Ktoś do
niego podszedł i położył go na łóżku. Na samym końcu Sali.
-Dlaczego?-zapytałam Rico. –Dlaczego prawie wszyscy, którzy w
jakikolwiek sposób są albo byli mi bliscy, po jakimś czasie zmieniają
się albo dzieje im się krzywda?-spojrzałam w jego oczy i z mojego oka
spłynęła jedna łza. Rico znowu mnie przytulił i uspokajająco głaskał
mnie po plecach. I wtedy to usłyszałam. Cichy jęk. Odwróciłam głowę w
stronę dźwięku. I co zobaczyłam? Słabe, ale lekko uśmiechnięte i
przyglądające się mi i Rico oczy Lily…
*Lily? Koniec spania :D Rico? Infil? Luke? Cała reszta? xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz