-Czego darłeś japę?!-spytał Hughol-dowodzący, tonem jak zwykle wrednym.
-Oni! On! Uciekli!-skarżył ochroniarz, pokazując grubym paluchem w naszą stronę. Patrzył mi się prosto w oczy. Czułem, że chciał się zemścić.
-Co ty pier'dolisz?!-warknął ten sam pewniak.
Otóż moja przyjaciółka... *towarzyszka zemdlała na co jej wygląd był podobny do osoby śpiącej, a ja udawałem, że dopiero co wstałem. Było sztuczne, a wyglądało na prawdopodobne.
-Jak was wezwałem to ten chłopak tu się schował, ale słowo daje, chcieli uciec!
Zamieszanie, znowu. Dyskusje, powiedziałbym konwersacje. Koniec końców przypadł nam nie jeden, a czterech strażników. Małymi krokami zbliżał się świt. Co robić? Co k***wa robić?!
"Jakie mam moce?!... Jakie mam moce?-nerwowo rozmawiałem sam ze sobą.-Chyba jestem zdolny być niezdolnym. Tak, to moja najlepsza cecha."
Leżałam na brzuchu, potem przekręciłem się na bok, na drugi bok i znowu na brzuch. Pustka.
-Natalie...-szturchnąłem dziewczynę niczym bezbronne dziecko matkę.
Nie odpowiedziała. W dalszym ciagu była "pół żywa". Teraz liczyć mogłem tylko i wyłącznie na siebie by uratować nas oboje.
Yolo.
-Hej panie strażniku!-zagadałem kreature czyhającą pare metrów przed naszym "więzieniem".
-Hę?!-warknął znudzonym i zasypanych głosem.
-Co tam?-spytałem tonem nieco cichszym.
Przybliżył się o krok by lepiej słyszeć.
-Nie zawracaj mi głowy chłopcze, bo srogo popamiętasz!-warknął.
-Ja sie chciałem o coś spytać.
-No?
-Bo chodzi o to...-oznajmiłem znowu zmieniając głośność.
Ten po raz drugi przysnął się w moją stronę. Z czasem, ciagnąc pogawędkę podszedł wystarczająco blisko, a ja mogłem zacząć działać. Jeśli chodzi o słowa wymyślałem je tak aby zając jak najwiecej czasu. Miałem nadzieje, że fart dopisze, a moje poświęcenie nie pójdzie na marne.
Na szczęście, rzuciwszy okiem na Natalie otwierała zmęczone i zaspane oczy.
Teraz albo nigdy...
<Natalie? Jak widzisz pomysłów zabrakło i całe rozumowanie zostawiam tobie. Mam nadzieje, że wena dopisuje ;p>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz