Wstrzymałem oddech widząc rogate satyry. Dlaczego zaszły tak daleko? Ich terytoria są przecież tak daleko... W ustach nadal czułem metaliczny smak krwi dzika. Była dziwna. Prawie w ogóle nie spaczona przez magię. Dawno już nie widziałem zwierząt, które nie zostały dotknięte okrutną dłonią czarów. Cały świat został przejęty przez moc. Czy to nie jest absurdalne, że kłócimy się o magię, której nikt nie jest w stanie poskromić? Zabijamy się dla czegoś niewidzialnego, przelewamy krew za lepsze jutro, które nigdy nie nastąpi. Walczymy dla pokoju. Kiedyś usłyszałem te słowa, ale to tak jak kłamać dla prawdy, chorować dla zdrowia, umierać dla życia... Absurd. Miałem ochotę roześmiać się z tych słów. Moje jakże filozoficzne przemyślenia i tak nigdy nie zostaną wykorzystane. Wojna będzie coraz bardziej krwawa, a dopuszczalne straty coraz większe. Kiedyś i ja dołączę do tych, którzy zostaną zapomnieni. Bo czym jest jeden punkt w stosunku do tysiąca? Niczym. Rzuciłem okiem na mężczyznę po mojej lewej stronie. Czujnik wpatrywał się w satyry. Nie możemy się ruszyć, bo nas usłyszą. Trzeba by jakoś odwrócić ich uwagę i szybko się oddalić. Spojrzałem na to co zostało z dzika. Tyle mięsa się zmarnuje... Wracając do satyrów. Może rzucić kamieniem w drzewo. Nie to zbyt oklepane. Z drugiej strony to oszukanie satyrów nie będzie takie łatwe jak się wydaje. W końcu są dosyć inteligentne, a gdy spróbuję odwrócić ich uwagę może zdarzyć się coś odwrotnego i nas złapią. Hmmm... Za dużo nie wiem o satyrach, ale skoro ich kuzynowie - Irmidi - nie nadają się do walki to może jest to cecha wspólna. No ale zostaje jeszcze magia... Walić to. Ryzyk fizyk. Teraz tylko skup się. Kilkanaście metrów przed nami pojawił się płomień, który szybko przemieścił się do przodu. Nienawidzę magi, mimo że ciągle jej używam. Absurd, prawda? Jeden z satyrów przeszedł kilka kroków, w kierunku wciąż przemieszczającego się ognia. Niestety drugi spojrzał uważnie w naszym kierunku. Miałem już coś zrobić, na przykład rzucić sztyletem, kiedy jasne światło, tak jakby okrągły piorun, trafiło w sam środek piersi stworzenia. Satyr przykląkł na kolana z niemym okrzykiem na ustach. Ubranie w miejscu trafienia było spalone. Stworzenie wydając niezidentyfikowany, przeszywający dźwięk zapadło w sen, z którego nigdy się nie obudzi. Kto by pomyślał, że życie jest tak ulotne? Pierwszy satyr ze wściekłością wymalowaną na twarzy machnął trochę jakby od niechcenia ręką. Silny wiatr uderzył na nas z ogromną siłą. Złapałem się najbliższego drzewa żeby utrzymać się na nogach. Ogień, Dorian wyczaruj ogień! Silny płomień pojawił się przed stworzeniem. Szarpany przez nieznoszący sprzeciwu wiatr powoli pełzł do przodu. Spojrzałem na Mishabiru. Jego twarz wyrażała skupienie. Czyżby kolejny grom miał znów kogoś unicestwić? Jestem idiotą! Po co tworzyć ogień przed satyrem? Kolejny płomień pojawił się na stworzeniu i zapaliło jego długą szatę. Wiatr ustał. Podbiegłem do Mishabiru i pociagnąłem go za rękaw. Zacząłem biec, uciekać od płonącego satyra. Stopą zachaczyłem o wystający korzeń. Runąłem do przodu, ale nie uderzyłem w ziemię. Wpadłem w prost do ogromnego, ciemnego tunelu. Mishabiru, którego wciąż trzymałem za rękaw poszedł w moje ślady. W krótkim czasie uderzyliśmy w o dziwo miękkie podłoże.
- Mech. - szepnąłem ze zdziwieniem.
Roślina wydzielała światło, którego nie zauważyłem spadając w dół. Wstałem strącając z siebie mężczyznę, który wylądował na mnie. Zerwałem kawałek tego niezwykłego mchu.
- Fascynujące. - szepnąłem znowu.
Zebrałem sporą ilość rośliny, którą wrzuciłem do wolnego słoiczka w mojej torbie. Spojrzałem na mężczyznę, a w głowie rozbrzmiała mi jego groźba. Uśmiechnęłem się pod nosem. Co jak co, ale swojej torby nie oddam.
<Mishabiru?>
niedziela, 26 lutego 2017
piątek, 24 lutego 2017
Od Doriana C.D Avaresh
Więc kolejny pan idealny. Nie mógł po prostu zostawić tych kamieni i iść sobie? No rozumiem, że inaczej zrobi się wielkie bum i z miasta nic nie zostanie, ale przecież ja tu nie mieszkam, więc... No i oczywiście ktoś inny mógłby się tym zająć. Cicho westchnąłem i poszłem w ślady Arszennika. Cicho wylądowałem na podłodze pokrytej szkłem. Wstałem z przykucu i rozejrzałem się dookoła. Ciemno jak... No wiecie jak ciemno. Ledwo widziałem koniec nosa. Przeszedłem kilka kroków i wpadłem na Arszennika. Zatoczyłem się do tyłu lekko tracąc przy tym równowagę. W końcu jednak dałem radę stanąć prosto. Westchnąłem cicho, czy ja cały czas myślę tylko o wzdychaniu jak jakaś rozpieszczona księżniczka? Wyciągnąłem rękę do góry i zataczając nią koło wyczarowałem ogień, który rozświetlił pokój. Przynajmniej tyle dobrego z tej magi... Zacisnąłem ręce w pięści przypominając sobie coś. Spokojnie nic się nie dzieje... Odciąłem się od ponurych myśli. Spojrzałem na płomień, ktoś mógłby go zauważyć z okna. Ale co jak co, ale ja po ciemku chodzić nie będę. Tym razem dokładnie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Szare, lekko osmolone ściany ze zdrapaną chyba niebieską farbą, podrapane krzesło koło starych sosnowych drzwi. Żelazna, ciężka klamka i zamknięcie od wewnątrz. Brudny kiedyś zapewne biały sufit pokryty dość niepokojącymi obrazami. Ruszyłem do drzwi. Szkło lekko chrzęściło mi pod stopami, a płomień podążał za mną. Mężczyzna podążył za mną. Wadą bycia tak wielkim jest to, że chodzisz jak wielki, czarny niedźwiedź. Sięgnąłem po klamkę, ale za nim otworzyłem drzwi rzuciłem jeszcze wzrokiem na krzesło. Nie pasowało tutaj. Mimo obdrapanych nóg oparcie i siedzisko wciąż wyglądały zbyt dostojnie jak na to miejsce. Zastanawiające. Przekręciłem gałkę w drzwiach i wyszedłem na korytarz. Płomień oświetlił kolejne pomieszczenie. Kątem oka zauważyłem jakiś ruch. Zaciekawiony ruszyłem w tamtym kierunku. Przeszedłem dość spory kawałek drogi, a Arszennik zniknął mi z oczu. Coś niespodziewanie przygwoździło mnie do podłogi. Poczułem zimny dotyk stali na gardle. Instynktownie zrzuciłem z siebie postać. O dziwo była bardzo lekka. Poderwałem się szybko do góry. Postać również. Usłyszałem kroki Arszennika. Przynajmniej tak mi się wydawało. Przyjrzałem się nieznajomej, bo postać była kobietą. Dla ostrożności wyjąłem sztylet z cholewki buta. Dziewczyna miała śnieżnobiałe włosy przyprószone lekko różowym. Długa blizna ciągnęła się przez lewy policzek, a nos był dziwnie mały i trochę nie pasował do groźnej twarzy. Usta wykrzywione w złośliwym uśmiechu i niebieskie oczy, które patrzy na mnie groźnie. Chuda, żylasta dłoń trzymała sztylet. W czasie gdy ja przyglądałem się dziewczynie podszedł do mnie nie kto inny jak Arszennik. Nagle postać wydała mi się znajoma. Zaskoczony prawie, że upuściłem broń.
- Apsalar? - zapytałem szeptem.
Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia. Jej sztylet głucho upadł na podłogę. Wyprostowała się. Świat jest taki mały... Prawie, że na każdym kroku widzę kogoś znajomego... Rozpoznanie Apsalar tylko pogłębiło mój strach. Była groźna. I to bardzo.
<Avaresh?>
- Apsalar? - zapytałem szeptem.
Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia. Jej sztylet głucho upadł na podłogę. Wyprostowała się. Świat jest taki mały... Prawie, że na każdym kroku widzę kogoś znajomego... Rozpoznanie Apsalar tylko pogłębiło mój strach. Była groźna. I to bardzo.
<Avaresh?>
Od Mishabiru C.D Dorian
Na dworze nadal światem władała zima, która była bardziej uciążliwa, niż niejeden stwór z Imperium. Wyrazisty chłód opatulił ich ciała, wzmożony przez zimowy monsun lgnący nad Syrenią Lagunę. Wypłowiałe ślady po ognistych rumakach nadal było widać na szlaku pomimo wolno nadchodzącego zmierzchu. Przystanął na krótką chwilę, patrząc w stronę miasta, jakby chciał się upewnić, że stworzenia nie powrócą. Bez słowa ruszył w przeciwnym kierunku, prosto do lasu, który był granicą pomiędzy dwoma wrogimi dla siebie światami. Wsunął katanę na jej miejsce tuż przy swoim boku, lecz zapobiegawczo trzymał na niej lewą dłoń. Im bliżej leśnej gęstwiny byli, tym mniej światła mogły dostrzec ich oczy. Właśnie w tej kniei biegały najsmakowitsze zwierzęta, według Alvareza oczywiście, czyli antymagiczne dziki. Myślał także o tym, jak bardzo niebezpieczne jest to miejsce, ale przecież umysłem nie uniknie wszechobecnego zła.
Mężczyzna spojrzał na Doriana, a wręcz zaczął mu się przyglądać z niemałym zaciekawieniem. Najbardziej interesującym elementem tego wilkołaka była jego torba, którą kurczowo trzymał w swoich dłoniach. Czyżby znajdowało się w niej coś nadzwyczaj cennego? Jeśli tak, to nie chciał mieć z tym nic wspólnego.
- Nie wiem, kim tak naprawdę jesteś, ale bronisz tego worka bardziej, niż własne życie. – Kiedy droga się skończyła, weszli pomiędzy drzewa. Mishabiru bez problemu odnalazł wydeptaną ścieżkę, idącą wzdłuż żerowisk poszukiwanej zwierzyny. – Nie interesuje mnie co w nim jest, ale jeśli dalej będziesz się tak zachowywał, to przetrącę ci obie ręce.
Chłopakowi dosłownie opadły ramiona. Po chwili uniósł je w geście niezadowolenia.
- Widać bardzo chcesz, abym pokazał jej zawartość. – Oburzył się i zbliżył do mężczyzny, w międzyczasie otwierając torbę. – Są w niej tylko…
Niedane mu było dokończyć zdania, gdyż dłoń wyższego zakryła jego usta, zaś palec drugiej przyłożył do ust, nakazując ciszę. Po tym wskazał na dzika, który przekopywał ziemię wśród krzaków jagodowych swym ryjem. Tak masywnego ciała nie dało się przeoczyć. Ze względu na obecność jednego osobnika oraz jego wielkości, był to odyniec, mający pojęcie o ich obecności, lecz ukazywał nadzwyczajny spokój. Dolne oraz górne, pożółkłe kły krzyżowały się ze sobą, tworząc groźny oręż. Trójkątne uszy wyłapały spokojny wydech Mishabiru, przez co zwierz obrócił się do nich przodem i bez ostrzeżenia rozpoczął szarżę. Alvarez odruchowo odtrącił Doriana i przemienił się w wilka. Machnął skrzydłami, powodując niewielką burzę piachu oraz leśnego runa, tym samym zmuszając odyńca do zatrzymania się. W chwili, gdy nawiązał kontakt wzrokowy z przekrwionymi oczami zwierza, Dorian wykorzystał ją i przeskoczył nad nimi, wgryzając się dzikowi w zad. Odyniec ruszył kłusem po polu jagód, wydając z siebie głośne kwiczenie wymieszane z opętanym warkotem, wraz z jakże pstrokatym wilkiem na grzbiecie. Samo ubarwienie wilka wprawiło Mishabiru w niemałe zdumienie, gdyż pierwszy raz spotkał się z takim zróżnicowaniem barw na wilczym ciele. W końcu się ocknął i ruszył w pogoń, gryząc przyszły posiłek po nogach, jednocześnie unikając wymierzonych ciosów szablami.
Dzik ostatecznie padł przez odniesione obrażenia, aczkolwiek dla pewności został jeszcze uduszony, aby nie dał już najmniejszej oznaki życia. Obaj mogli odetchnąć i zabrać się za posiłek. Kolejnym uciążliwym zajęciem było oskórowanie zwierzyny, by pozbyć się tego obrzydliwego, zabłoconego futra. Wtem do ich uszu dotarł niepokojący dźwięk kroków stawianych przez dość potężne zwierzęta. Alvarez nie chciał z tym czymś stanąć twarzą w twarz, więc przepchnął Doriana w pobliskie krzaki, gdzie położyli się, by być mniej widocznymi. Wstrzymali oddech, kiedy zza konarów drzew wyłoniła się para rosłych stworzeń. Ich błękitne oczy spojrzały na niedawno zabitą ofiarę, długie uszy wyłapywały najmniejszy szmer. Jeden z nich charknął donośnie i, z pomocą swoich szponów, podniósł martwe ciało dzika. Zaciągnął się jego zapachem niczym wysokiej jakości narkotykiem. Odrzucił posiłek wilków paręnaście metrów dalej.
- Wilkołaki… - Wywarczał tak niskim basem, że mógł uchodzić za trzęsienie ziemi.
W głowie Mishabiru nie było ani krzty pomysłu na wystarczająco dobrą ucieczkę. Nie mogli zawrócić do miejsca, z którego przybyli, gdyż naraziliby niewinnych na niebezpieczeństwo. Spodziewał się w tym lesie gargulców, bądź pająków, lecz nie satyrów. Zmartwiony tym spotkaniem, spojrzał na leżącego obok Doriana.
Mężczyzna spojrzał na Doriana, a wręcz zaczął mu się przyglądać z niemałym zaciekawieniem. Najbardziej interesującym elementem tego wilkołaka była jego torba, którą kurczowo trzymał w swoich dłoniach. Czyżby znajdowało się w niej coś nadzwyczaj cennego? Jeśli tak, to nie chciał mieć z tym nic wspólnego.
- Nie wiem, kim tak naprawdę jesteś, ale bronisz tego worka bardziej, niż własne życie. – Kiedy droga się skończyła, weszli pomiędzy drzewa. Mishabiru bez problemu odnalazł wydeptaną ścieżkę, idącą wzdłuż żerowisk poszukiwanej zwierzyny. – Nie interesuje mnie co w nim jest, ale jeśli dalej będziesz się tak zachowywał, to przetrącę ci obie ręce.
Chłopakowi dosłownie opadły ramiona. Po chwili uniósł je w geście niezadowolenia.
- Widać bardzo chcesz, abym pokazał jej zawartość. – Oburzył się i zbliżył do mężczyzny, w międzyczasie otwierając torbę. – Są w niej tylko…
Niedane mu było dokończyć zdania, gdyż dłoń wyższego zakryła jego usta, zaś palec drugiej przyłożył do ust, nakazując ciszę. Po tym wskazał na dzika, który przekopywał ziemię wśród krzaków jagodowych swym ryjem. Tak masywnego ciała nie dało się przeoczyć. Ze względu na obecność jednego osobnika oraz jego wielkości, był to odyniec, mający pojęcie o ich obecności, lecz ukazywał nadzwyczajny spokój. Dolne oraz górne, pożółkłe kły krzyżowały się ze sobą, tworząc groźny oręż. Trójkątne uszy wyłapały spokojny wydech Mishabiru, przez co zwierz obrócił się do nich przodem i bez ostrzeżenia rozpoczął szarżę. Alvarez odruchowo odtrącił Doriana i przemienił się w wilka. Machnął skrzydłami, powodując niewielką burzę piachu oraz leśnego runa, tym samym zmuszając odyńca do zatrzymania się. W chwili, gdy nawiązał kontakt wzrokowy z przekrwionymi oczami zwierza, Dorian wykorzystał ją i przeskoczył nad nimi, wgryzając się dzikowi w zad. Odyniec ruszył kłusem po polu jagód, wydając z siebie głośne kwiczenie wymieszane z opętanym warkotem, wraz z jakże pstrokatym wilkiem na grzbiecie. Samo ubarwienie wilka wprawiło Mishabiru w niemałe zdumienie, gdyż pierwszy raz spotkał się z takim zróżnicowaniem barw na wilczym ciele. W końcu się ocknął i ruszył w pogoń, gryząc przyszły posiłek po nogach, jednocześnie unikając wymierzonych ciosów szablami.
Dzik ostatecznie padł przez odniesione obrażenia, aczkolwiek dla pewności został jeszcze uduszony, aby nie dał już najmniejszej oznaki życia. Obaj mogli odetchnąć i zabrać się za posiłek. Kolejnym uciążliwym zajęciem było oskórowanie zwierzyny, by pozbyć się tego obrzydliwego, zabłoconego futra. Wtem do ich uszu dotarł niepokojący dźwięk kroków stawianych przez dość potężne zwierzęta. Alvarez nie chciał z tym czymś stanąć twarzą w twarz, więc przepchnął Doriana w pobliskie krzaki, gdzie położyli się, by być mniej widocznymi. Wstrzymali oddech, kiedy zza konarów drzew wyłoniła się para rosłych stworzeń. Ich błękitne oczy spojrzały na niedawno zabitą ofiarę, długie uszy wyłapywały najmniejszy szmer. Jeden z nich charknął donośnie i, z pomocą swoich szponów, podniósł martwe ciało dzika. Zaciągnął się jego zapachem niczym wysokiej jakości narkotykiem. Odrzucił posiłek wilków paręnaście metrów dalej.
- Wilkołaki… - Wywarczał tak niskim basem, że mógł uchodzić za trzęsienie ziemi.
W głowie Mishabiru nie było ani krzty pomysłu na wystarczająco dobrą ucieczkę. Nie mogli zawrócić do miejsca, z którego przybyli, gdyż naraziliby niewinnych na niebezpieczeństwo. Spodziewał się w tym lesie gargulców, bądź pająków, lecz nie satyrów. Zmartwiony tym spotkaniem, spojrzał na leżącego obok Doriana.
Od Ascrasii C.D Avaresh
Gdy Avaresh wziął mnie na ręce, myślałam, że się wkurzę. Umiem sama chodzić! Zeskoczyłam z niego, zmieniając się w człowieka i zaczęłam biec obok niego. Na chwilę się zatrzymałam, słysząc kroki. Nagle poczułam wielki ból. Złapałam się za głowę, ściskając oczy. Gdy je otworzyłam za mną stał jakiś mężczyzna. Przyłożyłam mu lód do szyi, by nawet nie drgnął.
*trzecia perspektywa*
Ascrasi jasne włosy, pociemniały, a oczy wypełniły czarnym kolorem. Gdy spojrzała na Avaresha, natychmiast go obezwładniła i przyłożyła ostrze do jego szyi. Nie minęła chwila, gdy jej włosy w jakimś kawałku, zrobiły się białe. Kobieta puściła lodowe ostrze i się cofnęła. Wnet poczuła jakby coś ją ukuło w kark. Zaczęła się cała trząść.
- Ktoś tu jest! - usłyszeli nagle głosy dobiegające zza zakrętu za nimi. Spojrzeli na siebie. Ass przewróciła króla i zrobiła wokół nich otoczkę z cienia. Nagle usłyszeli czyjeś kroki. Ass miała ściśnięte oczy, jakby ledwo co się trzymała na tej otoczce.
*Pierwsza perspektywa*
Ledwo co utrzymywałam swoje moce pod kontrolą. W tym miejscu wszystko chce, bym...
~ Zabij... - znowu usłyszałam ten sam głos... ~ zabij go... masz szansę!
- N... - cicho szepnęłam i nagle kroki się zatrzymały. Cicho dyszałam, a serce zaczęło mi walić jak szalone. Avaresh przyłożył mi palec do ust w znak, bym była cicho. Przez powłoczkę widziałam jak ktoś obok nas przechodzi. Zacisnęłam ręce na jego koszulce.
- Wracać! Zaraz wszystko się zawali! - ludzie szybko pobiegli. Puściłam powłokę, zaczynając dyszeć. Wstałam, łapiąc się za głowę.
~ Zabij... TERAZ! - coś wciąż kazało mi kogoś zabić... ale kogo? Spojrzałam na swoje włosy, które robiły się znowu czarne. Moje ręce zaczął pokrywać czarny szron. Ręka automatycznie skierowała się do Avaresha. Nie mogłam jej zabrać, jakbym była zahipnotyzowana...
- TUTAJ SĄ! - usłyszałam mężczyznę. Szybko zrobiłam ścianę z lodu, która była cała czarna. Szybko ja i Avaresh zmieniliśmy się w wilki. Chyba oboje wiedzieliśmy, że lepiej mieć cztery łapy niż dwie nogi do biegania. Cieniami starałam się utorować nam drogę. Po chwili zatrzymałam się. Nie znowu... Nagle usłyszałam za sobą cichy śmiech.
- To było głupie, Ascrasio... Wiedziałaś doskonale, że jak tu wrócisz, to znów cie użyjemy jako broni... - mężczyzna miał na ręce znak... ten sam co miałam na szyi. Wypowiedział jakieś słowa, a ja zaczęłam robić się czarna...
- C... Co się ze mną dzieję?! - popatrzyłam na swoje futro, a za mną nie stał Avaresh, a... morderca moich rodziców. Zaczęłam warczeć na niego.
- Lightwood - Greyse zrobił krok do tyłu - otrząśnij się!
- Z czego?! - warknęłam w myślach. Spojrzałam na Avaresha, trzymającego ten talizman.
- Zabij go - jego słowa jakby mną władały. Skoczyłam na Greyse'a. Ten zrobił unik.
- Ascrasio to tylko iluzja! - krzyknął - otrząśnij się!
- Ona nie jest taka głupia - powiedział mężczyzna i zaczął się śmiać.
*Ponownie trzecia perspektywa*
Wadera niczym zabawka zaczęła atakować swojego władcę. Basior unikał jej ataków najbardziej jak się da.
- Otrząśnij się! - warknął - to ON Jest twoim wrogiem, nie ja! - basior wskazał łapą za waderę - pomyśl chwilę. Czy ja bym ci kazał kogokolwiek zabić od tak? - wadera zrobiła się szara, spoglądając za siebie. Zaczęło jej mrugać rzeczywistością przed oczami.
~ Zabij go! - znowu głos w głowie czarnej wadery ~ Masz okazję!
- Nikt mi nie będzie rozkazywał - samica skoczyła na mężczyznę i zaczęła go dusić do utraty przytomności. Spojrzała na Avaresha z nutką strachu w oczach. Szybko wyszli z jaskini i zawalili wejście.
- Musimy ostrzec wszystkich - basior pobiegł przed siebie, lecz wadera stała w miejscu. Po dłuższej chwili, władca stanął, odwracając się.
- Ascrasio, musimy iść.
- Jestem stworzona, by cię zabić - zrobiła krok do tyłu.
- Ascrasia!
- Nie zbliżaj się do mnie! - zmieniła się w cień i zniknęła w koronach drzew. Zaczęła uciekać jak najdalej.
<Avaresh?>
*trzecia perspektywa*
Ascrasi jasne włosy, pociemniały, a oczy wypełniły czarnym kolorem. Gdy spojrzała na Avaresha, natychmiast go obezwładniła i przyłożyła ostrze do jego szyi. Nie minęła chwila, gdy jej włosy w jakimś kawałku, zrobiły się białe. Kobieta puściła lodowe ostrze i się cofnęła. Wnet poczuła jakby coś ją ukuło w kark. Zaczęła się cała trząść.
- Ktoś tu jest! - usłyszeli nagle głosy dobiegające zza zakrętu za nimi. Spojrzeli na siebie. Ass przewróciła króla i zrobiła wokół nich otoczkę z cienia. Nagle usłyszeli czyjeś kroki. Ass miała ściśnięte oczy, jakby ledwo co się trzymała na tej otoczce.
*Pierwsza perspektywa*
Ledwo co utrzymywałam swoje moce pod kontrolą. W tym miejscu wszystko chce, bym...
~ Zabij... - znowu usłyszałam ten sam głos... ~ zabij go... masz szansę!
- N... - cicho szepnęłam i nagle kroki się zatrzymały. Cicho dyszałam, a serce zaczęło mi walić jak szalone. Avaresh przyłożył mi palec do ust w znak, bym była cicho. Przez powłoczkę widziałam jak ktoś obok nas przechodzi. Zacisnęłam ręce na jego koszulce.
- Wracać! Zaraz wszystko się zawali! - ludzie szybko pobiegli. Puściłam powłokę, zaczynając dyszeć. Wstałam, łapiąc się za głowę.
~ Zabij... TERAZ! - coś wciąż kazało mi kogoś zabić... ale kogo? Spojrzałam na swoje włosy, które robiły się znowu czarne. Moje ręce zaczął pokrywać czarny szron. Ręka automatycznie skierowała się do Avaresha. Nie mogłam jej zabrać, jakbym była zahipnotyzowana...
- TUTAJ SĄ! - usłyszałam mężczyznę. Szybko zrobiłam ścianę z lodu, która była cała czarna. Szybko ja i Avaresh zmieniliśmy się w wilki. Chyba oboje wiedzieliśmy, że lepiej mieć cztery łapy niż dwie nogi do biegania. Cieniami starałam się utorować nam drogę. Po chwili zatrzymałam się. Nie znowu... Nagle usłyszałam za sobą cichy śmiech.
- To było głupie, Ascrasio... Wiedziałaś doskonale, że jak tu wrócisz, to znów cie użyjemy jako broni... - mężczyzna miał na ręce znak... ten sam co miałam na szyi. Wypowiedział jakieś słowa, a ja zaczęłam robić się czarna...
- C... Co się ze mną dzieję?! - popatrzyłam na swoje futro, a za mną nie stał Avaresh, a... morderca moich rodziców. Zaczęłam warczeć na niego.
- Lightwood - Greyse zrobił krok do tyłu - otrząśnij się!
- Z czego?! - warknęłam w myślach. Spojrzałam na Avaresha, trzymającego ten talizman.
- Zabij go - jego słowa jakby mną władały. Skoczyłam na Greyse'a. Ten zrobił unik.
- Ascrasio to tylko iluzja! - krzyknął - otrząśnij się!
- Ona nie jest taka głupia - powiedział mężczyzna i zaczął się śmiać.
*Ponownie trzecia perspektywa*
Wadera niczym zabawka zaczęła atakować swojego władcę. Basior unikał jej ataków najbardziej jak się da.
- Otrząśnij się! - warknął - to ON Jest twoim wrogiem, nie ja! - basior wskazał łapą za waderę - pomyśl chwilę. Czy ja bym ci kazał kogokolwiek zabić od tak? - wadera zrobiła się szara, spoglądając za siebie. Zaczęło jej mrugać rzeczywistością przed oczami.
~ Zabij go! - znowu głos w głowie czarnej wadery ~ Masz okazję!
- Nikt mi nie będzie rozkazywał - samica skoczyła na mężczyznę i zaczęła go dusić do utraty przytomności. Spojrzała na Avaresha z nutką strachu w oczach. Szybko wyszli z jaskini i zawalili wejście.
- Musimy ostrzec wszystkich - basior pobiegł przed siebie, lecz wadera stała w miejscu. Po dłuższej chwili, władca stanął, odwracając się.
- Ascrasio, musimy iść.
- Jestem stworzona, by cię zabić - zrobiła krok do tyłu.
- Ascrasia!
- Nie zbliżaj się do mnie! - zmieniła się w cień i zniknęła w koronach drzew. Zaczęła uciekać jak najdalej.
<Avaresh?>
czwartek, 23 lutego 2017
Od Avaresha C.D Dorian
Cofnąłem się delikatnie, kiedy ciało Doriana znalazło się na tyle wysoko, że objęły je ostatnie promienie zachodzącego słońca. Pomiędzy domami rozległ się ostry trzask, po nim zaś huk podobny do ognia buchającego pod podmuchem wiatru. Po chwili znalazłem się na dachu i powoli złożyłem skrzydła. Mężczyzna wyszeptał coś, jednak nic nie doszło do moich uszu. Zaczął rozmasowywać obolałe dłonie i poprzez systematyczne ruchy głową patrzył na okolicę.
- Dlaczego tu weszliśmy? - Zapytałem z zaciekawieniem. Chociaż przypuszczałem odpowiedzi, że chce się ode mnie uwolnić i myślał, że to podziała.
- W sumie sam nie wiem, ale fajnie czasem popatrzeć na coś z góry - Odparł w najspokojniejszym tonie, jaki dotąd u niego usłyszałem. Co mnie lekko zdziwiło. Aż zacząłem się zastanawiać, czy zwyczajnie przywykł do mojego towarzystwa. Dorian podszedł do starego komina i zaczął się mu dokładnie przyglądać. Bacznie patrzyłem na poczynania mężczyzny. W pewnym momencie wyjął jedną z cegieł i rzucił nią o dach. Pod wpływem niespodziewanego hałasu zmrużyłem oczy. Kiedy w pełni je otworzyłem zobaczyłem jak chłopak nad czymś przykucnął. W skorupach leżały fioletowe kamienie. Początkowo myślałem, że to zwyczajny ametyst, dość pospolity w tych rejonach. Można go spotkać w skupieniach zbitych i ziarnistych. Jednak to nie było to. Dorian zaczął wyciągać rękę by podnieść minerały.
- Nie dotykaj - Powiedziałem stanowczo. Mężczyzna spojrzał na mnie zdezorientowany - Odsuń się od nich - Uśmiechnąłem się do niego miło i napotkałem jego niezadowolone spojrzenie, jednak po chwili cofnął się o dwa kroki. Powietrze wokół mnie zaczęło wibrować. Przybrałem ludzką postać i zastrzygłem wilczymi uszami. Moje przypuszczenia był dobre. Wziąłem w dłonie kamienie i ścisnąłem z całej siły. Twarde...
- Co robisz Arszeniku? - Zapytał z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej, Dorian.
- To tanzanit - Spojrzałem na chłopaka, jednak ten nie rozumiał co w tym takiego ciekawego - Dodatkowo ulepszony za pomocą umiejętności Draenei, nie powinien być na terenach Wilkołaków - Zmarszczyłem brwi.
- Skąd wiesz? Dla mnie wygląda jak zwykły ametyst - Burknął
- Ametyst, jak i tanzanit jest kruchy - Pokazałem mu ściśniętą pięść, w której znajdowały się minerały. Mężczyzna wyraźnie dojrzał wystające żyły spowodowane wysiłkiem.
- Skoro są kruche, to powinny zostać z nich teraz tylko kawałeczki.. - Odchrząknął zadowolony, jakby rozwikłał zagadkę. Rozluźniłem dłoń i pokazałem, że kamienie są w jednym kawałku. Rozszerzył oczy z zaciekawienia, jak i zadumy.
- Tanzanit ma odcienie błękitu - Rozpocząłem tłumaczenie - Jednak pod wpływem niezwykłej magii Draenei, zmienia kolor na fiolet i ma niesamowite właściwości. Zostają one wszczepiane w zbroje i bronie, dzięki czemu stają się o wiele silniejsze - Zdjąłem olbrzymią dwuręczną broń z moich pleców i pokazałem chłopakowi - Dzięki temu, mogę uwalniać moją moc światła, co kiedyś było dla mnie niemożliwe - Wskazałem na drobny kamień tkwiący w "tasaku" - Jednak jest to bardzo rzadkie, by ktokolwiek takie posiadał, chyba że wywodzi się z obrzydliwie bogatej rodziny.. - Przerwały mi słowa towarzysza.
- Jak ty Arszeniku? - Zapytał nagle Dorian. Zrozumiałem przez to, że nadal nie zna mojej tożsamości, co mnie nie lada ucieszyło.
- Jak ja - Uśmiechnąłem się i po chwili przywdziałem niewzruszoną minę - Jeśli ktoś rozprowadza je po stolicy i nie wie jakie szkody może wyrządzić, osoba nie potrafiąca się nimi posługiwać, mamy spore kłopoty - Zmarszczyłem brwi i wbiłem broń na krańcu dachu.
- Co może się stać? - Zapytał przyglądając się temu co robię.
- Jeśli ktoś nie wie jak wkuć ulepszony tanzanit w broń, może doprowadzić do wielkiego wybuchu - Odparłem i umieściłem rękojeść broni tak by zwisała z dachu. - Ale bardziej obawiam się gniewu Draenei... - Z delikatnego rozbiegu skoczyłem w jej kierunku i mocno ją złapałem. Zwisając kilka metrów nad ziemią patrzyłem w okno, na przeciw którego się znalazłem.
- Co ty robisz?! - Wykrzyknął Dorian, który zaczął mocno trzymać mają broń, bojąc się, że zaraz spadnę.
- Trzeba się dowiedzieć czyje to jest - Odpowiedziałem z promiennym uśmiechem. Lekko się rozbujałem i wskoczyłem do domku, przy okazji wybijając szybę nogą. Typowa speluna złodzieja.
<Dorian?>
- Dlaczego tu weszliśmy? - Zapytałem z zaciekawieniem. Chociaż przypuszczałem odpowiedzi, że chce się ode mnie uwolnić i myślał, że to podziała.
- W sumie sam nie wiem, ale fajnie czasem popatrzeć na coś z góry - Odparł w najspokojniejszym tonie, jaki dotąd u niego usłyszałem. Co mnie lekko zdziwiło. Aż zacząłem się zastanawiać, czy zwyczajnie przywykł do mojego towarzystwa. Dorian podszedł do starego komina i zaczął się mu dokładnie przyglądać. Bacznie patrzyłem na poczynania mężczyzny. W pewnym momencie wyjął jedną z cegieł i rzucił nią o dach. Pod wpływem niespodziewanego hałasu zmrużyłem oczy. Kiedy w pełni je otworzyłem zobaczyłem jak chłopak nad czymś przykucnął. W skorupach leżały fioletowe kamienie. Początkowo myślałem, że to zwyczajny ametyst, dość pospolity w tych rejonach. Można go spotkać w skupieniach zbitych i ziarnistych. Jednak to nie było to. Dorian zaczął wyciągać rękę by podnieść minerały.
- Nie dotykaj - Powiedziałem stanowczo. Mężczyzna spojrzał na mnie zdezorientowany - Odsuń się od nich - Uśmiechnąłem się do niego miło i napotkałem jego niezadowolone spojrzenie, jednak po chwili cofnął się o dwa kroki. Powietrze wokół mnie zaczęło wibrować. Przybrałem ludzką postać i zastrzygłem wilczymi uszami. Moje przypuszczenia był dobre. Wziąłem w dłonie kamienie i ścisnąłem z całej siły. Twarde...
- Co robisz Arszeniku? - Zapytał z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej, Dorian.
- To tanzanit - Spojrzałem na chłopaka, jednak ten nie rozumiał co w tym takiego ciekawego - Dodatkowo ulepszony za pomocą umiejętności Draenei, nie powinien być na terenach Wilkołaków - Zmarszczyłem brwi.
- Skąd wiesz? Dla mnie wygląda jak zwykły ametyst - Burknął
- Ametyst, jak i tanzanit jest kruchy - Pokazałem mu ściśniętą pięść, w której znajdowały się minerały. Mężczyzna wyraźnie dojrzał wystające żyły spowodowane wysiłkiem.
- Skoro są kruche, to powinny zostać z nich teraz tylko kawałeczki.. - Odchrząknął zadowolony, jakby rozwikłał zagadkę. Rozluźniłem dłoń i pokazałem, że kamienie są w jednym kawałku. Rozszerzył oczy z zaciekawienia, jak i zadumy.
- Tanzanit ma odcienie błękitu - Rozpocząłem tłumaczenie - Jednak pod wpływem niezwykłej magii Draenei, zmienia kolor na fiolet i ma niesamowite właściwości. Zostają one wszczepiane w zbroje i bronie, dzięki czemu stają się o wiele silniejsze - Zdjąłem olbrzymią dwuręczną broń z moich pleców i pokazałem chłopakowi - Dzięki temu, mogę uwalniać moją moc światła, co kiedyś było dla mnie niemożliwe - Wskazałem na drobny kamień tkwiący w "tasaku" - Jednak jest to bardzo rzadkie, by ktokolwiek takie posiadał, chyba że wywodzi się z obrzydliwie bogatej rodziny.. - Przerwały mi słowa towarzysza.
- Jak ty Arszeniku? - Zapytał nagle Dorian. Zrozumiałem przez to, że nadal nie zna mojej tożsamości, co mnie nie lada ucieszyło.
- Jak ja - Uśmiechnąłem się i po chwili przywdziałem niewzruszoną minę - Jeśli ktoś rozprowadza je po stolicy i nie wie jakie szkody może wyrządzić, osoba nie potrafiąca się nimi posługiwać, mamy spore kłopoty - Zmarszczyłem brwi i wbiłem broń na krańcu dachu.
- Co może się stać? - Zapytał przyglądając się temu co robię.
- Jeśli ktoś nie wie jak wkuć ulepszony tanzanit w broń, może doprowadzić do wielkiego wybuchu - Odparłem i umieściłem rękojeść broni tak by zwisała z dachu. - Ale bardziej obawiam się gniewu Draenei... - Z delikatnego rozbiegu skoczyłem w jej kierunku i mocno ją złapałem. Zwisając kilka metrów nad ziemią patrzyłem w okno, na przeciw którego się znalazłem.
- Co ty robisz?! - Wykrzyknął Dorian, który zaczął mocno trzymać mają broń, bojąc się, że zaraz spadnę.
- Trzeba się dowiedzieć czyje to jest - Odpowiedziałem z promiennym uśmiechem. Lekko się rozbujałem i wskoczyłem do domku, przy okazji wybijając szybę nogą. Typowa speluna złodzieja.
<Dorian?>
Od Natalie C.D Tantum
Jak każdego ranka siedziałam na Kamieniu nad jeziorkiem. Teraz "Kamień" to już nazwa własna, bo to ten historyczny głaz który sobie przywłaszczyłam kiedy miałam 3 lata. I tak nikt inny z niego nie korzysta. W każdym razie siedziałam na nim i nuciłam pod nosem jakąś piosenkę. Sama nie mam pojęcia jaką, bo kiedy śpiewam słowa same opuszczają moje... usta? Gardło? Struny głosowe? No, po prostu nie mam nad nimi kontroli. Najwidoczniej jednak nie śpiewałam tak cicho, jak mi się wydawało, bo nie usłyszałam kroków za swoimi plecami. W pewnym momencie poczułam jednak czyjąś obecność. Odwróciłam się gwałtownie, szykując się na atak lub wyśmianie. Pierwszego oczekiwałam po zwierzęciu, natomiast drugiego po człowieku. Albo jakimś innym stworzeniu z na tyle rozwiniętym mózgiem, by posiadać choć namiastkę słuchu muzycznego. Nie doczekałam się jednak ani jednego, ani drugiego. Poczułam jak zdradziecki rumieniec wypływa mi na policzki.
- Nie ma się czego wstydzić. Ładnie śpiewasz - zaśmiał się pod nosem.
- Dzięki - odparłam mile połechtana komplementem, a czerwień na mojej twarzy zintensywniała. Czułam się trochę głupio. Nikt mnie wcześniej nie przyłapał na śpiewaniu, a tym bardziej nie pochwalił moich umiejętności w tej dziedzinie. Zapadła krępująca cisza. Przynajmniej dla mnie krępująca, bo mężczyzna wydawał się całkowicie pewny siebie.
- Dlaczego ukrywasz swój talent zamiast się nim przed wszystkimi chwalić? - spytał.
Zastanowiłam się chwilę.
- A przed kim mam się popisywać? - zapytałam. Do tej pory myślałam, że tą okolicę odwiedzam tylko ja. Jak widać się myliłam.
- Mi możesz! - odparł szybko, a dziwny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Eee... - zająknęłam się. - Nie sądzę, żeby chciało ci się tego słuchać. Chętniej zobaczę twoje talenty - uśmiechnęłam się lekko, zawstydzona tą propozycją. - Tak w ogóle to jestem Natalie - podałam mu dłoń.
- Ja mam nieco bardziej oryginalne imię. Tantum - przedstawił się. - Ej, idziesz ze mną zapolować na zająca?
- Jasne - rozpromieniłam się. Od czasu do czasu i tak musiałam zjeść jakieś mięso, jak bardzo bym się tego nie wystrzegała, a w sumie nie miałam dzisiaj co robić. Mimo że czułam się trochę nieswojo przy Tantum'ie, to muszę przyznać, że mnie zaintrygował.
- To chodź tędy, znam miejsce, gdzie jest ich wiele!
Ruszyłam za nim. Po drodze omawialiśmy strategię. Mi przypadło zagonienie królików do ślepego zaułka. Już jako wilk ruszyłam w kierunku białych zwierzątek. Zaczęły przede mną uciekać. Próbowałam je dogonić i okrążyć, ale były bardzo szybkie. Skupiłam całą swoją uwagę na jasnych kształtach, nie rozglądając się po otaczającym mnie lesie. Przebiegłam kilkadziesiąt metrów, gdy poczułam ostry ból w łopatce. Zdezorientowana przewróciłam się na ziemię. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Zdążyłam jeszcze zobaczyć wystającą z mojego barku strzałę. Zawołałam słabo mojego towarzysza na pomoc, po czym zemdlałam.
Pierwszym co poczułam po odzyskaniu świadomości był chłodny metal pode mną. Otworzyłam oczy i zamrugałam szybko. No po prostu cudownie. Znowu w klatce! Podniosłam się gwałtownie to pozycji siedzącej. Byłam już w formie człowieka, więc najwidoczniej zmieniłam się w niego po utracie przytomności. Poczułam piekący ból w barku. Zerknęłam na niego i natychmiast odwróciłam wzrok. Zrobiło mi się niedobrze. Jakoś obok łopatki miałam wielką dziurę w ciele, z której wciąż sączyła się krew. Na dodatek mieszała się z czymś zielonkawym. Fuj. I jeszcze ten okropny ból... Zerknęłam na siedzące obok klatki stwory. Trudno było stwierdzić co to właściwie jest, w każdym razie było ogromne, umięśnione, ogoniaste i czerwone jak krew sącząca się ze świeżej rany na moich plecach. No może bez tego dziwnego zielonego czegoś. Rozmawiali o czymś w dziwnym, bulgoczącym języku. Oparłam się lewym ramieniem o pręty, nie chcąc podrażnić rany opierając się drugim. Była to trochę niewygodna pozycja, ale przynajmniej mogłam mieć na oku dwóch tajemniczych jegomościów. Jednak z moich obserwacji nic nie wynikło, a ja wkrótce potem zasnęłam.
Obudziłam się gdy niebo zaczynało już szarzeć. Dziwne stworzenia rozpaliły ognisko. W półmroku ich białka błyskały złowieszczo w czerwonym świetle ognia, a ich skóra przybrała jeszcze bardziej krwisty odcień. Jednym słowem wyglądały strasznie. Upiornie. Potwornie. Czy jakoś tak. Nagle gdzieś za swoimi plecami usłyszałam szelest. Odwróciłam się gwałtownie. Z krzaków wystawała śnieżnobiała czupryna. Tantum mnie znalazł!
<Tantum?>
- Nie ma się czego wstydzić. Ładnie śpiewasz - zaśmiał się pod nosem.
- Dzięki - odparłam mile połechtana komplementem, a czerwień na mojej twarzy zintensywniała. Czułam się trochę głupio. Nikt mnie wcześniej nie przyłapał na śpiewaniu, a tym bardziej nie pochwalił moich umiejętności w tej dziedzinie. Zapadła krępująca cisza. Przynajmniej dla mnie krępująca, bo mężczyzna wydawał się całkowicie pewny siebie.
- Dlaczego ukrywasz swój talent zamiast się nim przed wszystkimi chwalić? - spytał.
Zastanowiłam się chwilę.
- A przed kim mam się popisywać? - zapytałam. Do tej pory myślałam, że tą okolicę odwiedzam tylko ja. Jak widać się myliłam.
- Mi możesz! - odparł szybko, a dziwny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Eee... - zająknęłam się. - Nie sądzę, żeby chciało ci się tego słuchać. Chętniej zobaczę twoje talenty - uśmiechnęłam się lekko, zawstydzona tą propozycją. - Tak w ogóle to jestem Natalie - podałam mu dłoń.
- Ja mam nieco bardziej oryginalne imię. Tantum - przedstawił się. - Ej, idziesz ze mną zapolować na zająca?
- Jasne - rozpromieniłam się. Od czasu do czasu i tak musiałam zjeść jakieś mięso, jak bardzo bym się tego nie wystrzegała, a w sumie nie miałam dzisiaj co robić. Mimo że czułam się trochę nieswojo przy Tantum'ie, to muszę przyznać, że mnie zaintrygował.
- To chodź tędy, znam miejsce, gdzie jest ich wiele!
Ruszyłam za nim. Po drodze omawialiśmy strategię. Mi przypadło zagonienie królików do ślepego zaułka. Już jako wilk ruszyłam w kierunku białych zwierzątek. Zaczęły przede mną uciekać. Próbowałam je dogonić i okrążyć, ale były bardzo szybkie. Skupiłam całą swoją uwagę na jasnych kształtach, nie rozglądając się po otaczającym mnie lesie. Przebiegłam kilkadziesiąt metrów, gdy poczułam ostry ból w łopatce. Zdezorientowana przewróciłam się na ziemię. Przed oczami pojawiły mi się mroczki. Zdążyłam jeszcze zobaczyć wystającą z mojego barku strzałę. Zawołałam słabo mojego towarzysza na pomoc, po czym zemdlałam.
Pierwszym co poczułam po odzyskaniu świadomości był chłodny metal pode mną. Otworzyłam oczy i zamrugałam szybko. No po prostu cudownie. Znowu w klatce! Podniosłam się gwałtownie to pozycji siedzącej. Byłam już w formie człowieka, więc najwidoczniej zmieniłam się w niego po utracie przytomności. Poczułam piekący ból w barku. Zerknęłam na niego i natychmiast odwróciłam wzrok. Zrobiło mi się niedobrze. Jakoś obok łopatki miałam wielką dziurę w ciele, z której wciąż sączyła się krew. Na dodatek mieszała się z czymś zielonkawym. Fuj. I jeszcze ten okropny ból... Zerknęłam na siedzące obok klatki stwory. Trudno było stwierdzić co to właściwie jest, w każdym razie było ogromne, umięśnione, ogoniaste i czerwone jak krew sącząca się ze świeżej rany na moich plecach. No może bez tego dziwnego zielonego czegoś. Rozmawiali o czymś w dziwnym, bulgoczącym języku. Oparłam się lewym ramieniem o pręty, nie chcąc podrażnić rany opierając się drugim. Była to trochę niewygodna pozycja, ale przynajmniej mogłam mieć na oku dwóch tajemniczych jegomościów. Jednak z moich obserwacji nic nie wynikło, a ja wkrótce potem zasnęłam.
Obudziłam się gdy niebo zaczynało już szarzeć. Dziwne stworzenia rozpaliły ognisko. W półmroku ich białka błyskały złowieszczo w czerwonym świetle ognia, a ich skóra przybrała jeszcze bardziej krwisty odcień. Jednym słowem wyglądały strasznie. Upiornie. Potwornie. Czy jakoś tak. Nagle gdzieś za swoimi plecami usłyszałam szelest. Odwróciłam się gwałtownie. Z krzaków wystawała śnieżnobiała czupryna. Tantum mnie znalazł!
<Tantum?>
Od Tantum'a Do Natalie
Obudziłem się około dziesiątej, był to nawet w porządku wynik, gdyż położyłem się o trzeciej. Nie moja wina, że jakaś zwierzyna ciągle biegała koło mojej chałupy. Zrzuciłem z siebie niedźwiedzią skórę i podszedłem do półki z ubraniami. Przytrzymując nogami wypadające ciuchy wyjąłem z dna mundur i spodnie. Szybko zarzuciłem je na siebie i wyszedłem.
Chciałem zabić jakiegoś zająca, ale dziwna melodia przykuła moją uwagę. Dochodziła z głębi lasu. W sumie miałem po drodze, więc idąc tym tropem coraz wyraźniej słyszałem dźwięk. Był to śpiew. Kiedy byłem już wystarczająco blisko zauważyłem właścicielkę głosu. Stała przede mną dziewczyna. Niewątpliwie kobieta. Choć widziałem ją od tyłu byłbym idiotą gdybym nazwał ją mężczyzną. Wyróżniała się smukła figura i piękne długie włosy, niecodziennego koloru. Kiedy wyczuła moją obecność szybko się odwróciła. Na jej delikatnej twarzy pojawił się rumieniec.
-Nie ma się czego wstydzić-zaśmiałem się cicho.-Ładnie śpiewasz.
-Dzięki-odparła wciąż zawstydzona dziewczyna-nie starałam się zbytnio.
Po jej wypowiedzi nastała chwilowa cisza. Nie od razu krępujący moment, po prostu chwila, która nie była wypełniona rozmową. W przeciwieństwie do innych nie czułem się przy takim milczeniu źle. Mogłem i z nikim nie gawędzić dzień i noc, a nawet trochę bym się nie przejął. Czyny robią nas wartościowymi przecież, a nie słowa.
-Dlaczego ukrywasz swój talent, zamiast się nim przed wszystkimi chwalić?-spytałem, bo znając niektórych ludzi by to od razu wykorzystali.
-A komu mam się popisywać?-odparła pytaniem na pytanie.
-Mi możesz!-odpowiedziałem szybko, a lekko szatański uśmiech zawisł na mojej twarzy.
-Ee... Wątpię aby chciało Ci się tego słuchać, chętniej ja pooglądam twoje talenty-powiedziała, tym samym też zamknęła temat, bo od razu znalazła inny.-Tak w ogóle jestem Natalie.
-Ja mam nieco bardziej oryginalne imię; Tantum-przedstawiłem się.-Ej, idziesz ze mną zapolować na zająca?-zaproponowałem, bo brzuch już dawał o sobie poznać.
-Jasne jak słońce!-przytaknęła
-To chodź tędy, znam miejsce gdzie jest ich wiele!
To mówiąc przemieniliśmy się w wilki. Szedłem przodem. Niebawem na polanie ukazały się bielutkie zwierzątka. Były bardzo szybkie, tak więc trzeba było je jakoś przechytrzyć, a nas była dwójka. Ustaliliśmy strategię. Ja miałem stać w ślepym zaułku, a Natalie miała je tam zagonić. Rozdzieliliśmy się. Cierpliwie czekałem na to by wykonać to na co się umawialiśmy. Chwile mi się dłużyły i dłużyły. Czułem, że coś było nie tak. W końcu moje oczekiwania dobiegły końca. Ruszyłem w poszukiwaniu wadery. Nie było ani śladu jej ani zajęcy. Nie uwierzyłem, że dziewczyna mogła mnie wystawić i wziąć zdobycz tylko dla siebie.
-Natalie?!-wołałem-NATALIE! NATALIE! JESTEŚ TAM?
-Tantum...-usłyszałem ciche wołanie.
-Co się dzieje? Gdzie jesteś?-krzyczałem, bez odpowiedzi.-No do cholery jasnej daj jakiś znak życia!
<Natalie?>
Chciałem zabić jakiegoś zająca, ale dziwna melodia przykuła moją uwagę. Dochodziła z głębi lasu. W sumie miałem po drodze, więc idąc tym tropem coraz wyraźniej słyszałem dźwięk. Był to śpiew. Kiedy byłem już wystarczająco blisko zauważyłem właścicielkę głosu. Stała przede mną dziewczyna. Niewątpliwie kobieta. Choć widziałem ją od tyłu byłbym idiotą gdybym nazwał ją mężczyzną. Wyróżniała się smukła figura i piękne długie włosy, niecodziennego koloru. Kiedy wyczuła moją obecność szybko się odwróciła. Na jej delikatnej twarzy pojawił się rumieniec.
-Nie ma się czego wstydzić-zaśmiałem się cicho.-Ładnie śpiewasz.
-Dzięki-odparła wciąż zawstydzona dziewczyna-nie starałam się zbytnio.
Po jej wypowiedzi nastała chwilowa cisza. Nie od razu krępujący moment, po prostu chwila, która nie była wypełniona rozmową. W przeciwieństwie do innych nie czułem się przy takim milczeniu źle. Mogłem i z nikim nie gawędzić dzień i noc, a nawet trochę bym się nie przejął. Czyny robią nas wartościowymi przecież, a nie słowa.
-Dlaczego ukrywasz swój talent, zamiast się nim przed wszystkimi chwalić?-spytałem, bo znając niektórych ludzi by to od razu wykorzystali.
-A komu mam się popisywać?-odparła pytaniem na pytanie.
-Mi możesz!-odpowiedziałem szybko, a lekko szatański uśmiech zawisł na mojej twarzy.
-Ee... Wątpię aby chciało Ci się tego słuchać, chętniej ja pooglądam twoje talenty-powiedziała, tym samym też zamknęła temat, bo od razu znalazła inny.-Tak w ogóle jestem Natalie.
-Ja mam nieco bardziej oryginalne imię; Tantum-przedstawiłem się.-Ej, idziesz ze mną zapolować na zająca?-zaproponowałem, bo brzuch już dawał o sobie poznać.
-Jasne jak słońce!-przytaknęła
-To chodź tędy, znam miejsce gdzie jest ich wiele!
To mówiąc przemieniliśmy się w wilki. Szedłem przodem. Niebawem na polanie ukazały się bielutkie zwierzątka. Były bardzo szybkie, tak więc trzeba było je jakoś przechytrzyć, a nas była dwójka. Ustaliliśmy strategię. Ja miałem stać w ślepym zaułku, a Natalie miała je tam zagonić. Rozdzieliliśmy się. Cierpliwie czekałem na to by wykonać to na co się umawialiśmy. Chwile mi się dłużyły i dłużyły. Czułem, że coś było nie tak. W końcu moje oczekiwania dobiegły końca. Ruszyłem w poszukiwaniu wadery. Nie było ani śladu jej ani zajęcy. Nie uwierzyłem, że dziewczyna mogła mnie wystawić i wziąć zdobycz tylko dla siebie.
-Natalie?!-wołałem-NATALIE! NATALIE! JESTEŚ TAM?
-Tantum...-usłyszałem ciche wołanie.
-Co się dzieje? Gdzie jesteś?-krzyczałem, bez odpowiedzi.-No do cholery jasnej daj jakiś znak życia!
<Natalie?>
środa, 22 lutego 2017
Megumi Masade
R a n g a: Rekrut
W ł a ś c i c i e l: wikiwikirazy2
O wiele łatwiej jest kogoś opuścić
niż zostać opuszczonym
I m i ę: MegumiN a z w i s k o: Masade
P s e u d o n i m: Meg
P ł e ć: Kobieta
T e r e n: Blekheart
R a s a: wilkołak
Nie potrzebuje faceta aby
rozwiązać problem ,potrzebuję faceta
który nie stanie się problemem
C h a r a k t e r: Megumi jest głośną i zdecydowaną osobą . Bez wahania mówi o tym co o tobie myśli . Mimo tego że może wydawać się nieśmiała i delikatna to tak na prawdę jest bardzo impulsywna . Bardzo kocha zwierzęta , przez kilka lat przemierzała świat wraz ze swoim koniem -Frugo został on zabity przez okoliczne bestie .Po tym wydarzeniu Megumi zamknęła się w sobie jednak po odnalezieniu siostry odzyskała żywiołowość . Tak samo jak jest siostra -Yuno , dziewczyna bardzo dba o wygląd i rzadko kiedy nosi spodnie , preferuje kobiece ubrania takie jak suknie czy spódniczki . Ma bardzo słabą głowę do alkoholu po nim staje się dużo bardziej otwarta chociaż na co dzień także nie jest szarą myszką. Jest zupełnym przeciwieństwem swojej młodszej siostry,w przeciwieństwie do niej , Megumi jest duszą towarzystwa i bardzo lubi rozmawiać . Jest wiecznie pogodna i uśmiechnięta. Jeżeli chodzi o nieprzyjaciół , dziewczyna nie traktuje ich z powagą ,często rzuca w ich stronę chamskie żarty i wciąż uśmiecha się szczerze. Gdy ktoś jej się podoba nie hamuje się i od razu wali prosto z mostu ,chociaż zwykle dziewczyna nie musi zwracać na siebie uwagi gdyż zwykle to chłopacy podchodzą do niej pierwsi .Na pewno należy do osób bardzo pracowitych , często sama zgłasza się do pomocy nawet jeśli ubrudzenie się przy niej jest konieczne.Dziewczyna uwielbia droczyć się ze swoją siostrą i poruszać tematy zauroczeń . Mimo tego że jest starsza zdaje sobie sprawę że jej siostra jest wiele dojrzalsza i to ją traktuję jako głowę ''rodziny'' . Jest bardzo rozgadana i zdecydowanie potrafi się targować ,nie rozmową a jej dziecięcymi , dużymi oczami którymi roztapia serca nawet największych twardzieli . Wszystko przychodzi jej łatwiej niż innym z powodu jej uroku, często dostaje liczne przeceny czy podarunki. Megumi bardzo lubi pleść włosy swojej siostrze lub gotować, jeśli ją szukasz to bardzo prawdopodobne że biega gdzieś po straganach i kupuje różnego rodzaju błyskotki . Lubuje się ona we wszelkiego rodzaju ozdobach typu kokardki , bożki czy kwiaty co łatwo można zauważyć. Nie lubi czytać książek , rodzice często ją do tego zmuszali więc jeśli chcesz jej kupić książkę to raczej słaby pomysł.Lepiej kup jej jakąś błyskotkę , chyba jej największą wadą jest to że można ją przekupić za błyskotki , może walczyć z ogromną bestią , otrzeć się o śmierć aby zdobyć śmiercionośny miecz po czym oddać ci go bez zastanowienia w zamian za ładną brożkę lub naszyjnik. Bardzo łatwo się rozprasza ,zwłaszcza gdy zobaczy małego zwierzaka , nie ważne jak poważna była by sprawa , Megumi odwróci się od ciebie aby pogłaskać małego kotka po czym wznowi rozmowę jakby nigdy nic.
Z m i a n y: Pierwotnie Megumi miała krótkie ,czarne włosy a jako wilk jej sierść także była czarna. Także jej ubiór się zmienił ,stał się bardziej kobiecy a dziewczyna nabrała pewności siebie.
M o c e:
Jako wilk:
- Regeneracja - moc może wydawać się dość niesmaczna ale niezwykle przydatna , gdy Meg straci jakąś kończynę na jej miejsce za raz wyrośnie kolejna, także wszelkiego rodzaju rany bardzo szybko się goją.
Jako człowiek:
- Tworzenie demonów . - za pomocą pędzla którego zawsze ma przy sobie ,dziewczyna jest w stanie wytworzyć demona który pomaga jej podczas walki poprzez kilka machnięć narzędziem.
W i e k: 22 l / 22.06
C e c h y c h a r a k t e r y s t y c z n e: dziewczyna nie ma wielu zdolności , oprócz umiejętności przekonywania za pomocą swojego dziecięcego wzroku potrafi bardzo dobrze grać na skrzypcach oraz gotować.
R o z p o z n a w a l n o ś ć: długie ,białe włosy , czerwonek kokardy na włosach oraz błękitne oczy. Jako wilk jedyną charakterystyczną dla niej cechą są czarne elementy na skrzydłach i pod oczami , posiada całkiem duże ,opierzone skrzydła i miękka ,gęstą białą sierść a jej tęczówki są srebrne.
W y g l ą d: dziewczyna zawsze nosi sukienki . Bardzo charakterystyczne są jej długie ,białe włosy które ozdabiają czerwone kokardy a wiosną i latem także kwiaty i piękne oczy o niebieskich tęczówkach przykuwających uwagę z powodu intensywnego koloru .Nigdy nie rozstaje się ze swoim zdobionym mieczem z dwoma białymi wstęgami a w zimniejsze dni także ze swoją białą , ciepłą kurtkę. Dziewczyna jest dokładnie o 0,5 cm wyższa od swojej siostry , mierzy ona 170 cm i 5 mm czym bardzo często się chwali w obecności Yuno .Jej skóra jest bardzo gładka a jej policzki ozdabiają rumieńce dodające dziewczynie uroku . Jako wilk posiada długą , białą sierść i średniej wielkości skrzydła zakończone ostrym kolcem.Zamiast wilczego ogona posiada duże sterówki a jej uszy zdobią złote łańcuszki .
O r i e n t a c j a: Mimo tego że zachowuje się jakby była biseksualna to tak na prawdę jest heteroZ a u r o c z e n i e: Jeżeli nie powiedziała ci że jej się podobasz , to znaczy że jej się nie podobasz, dziewczyna od razu o tym mówi . Wszystkich traktuje jak przyszłych eks jednak na razie nikogo lepiej nie poznała.
H i s t o r i a: Jej historia nie jest jakaś ciekawa a tym bardziej długa. Pewnego dnia podczas spaceru ze swoją siostrą napotkała złodziei , gdy oni zauważyli dziewczynki zaczęli je gonić. Podczas ucieczki Megumi rozdzieliła się z siostrą i nigdy jej nie znalazła . Gdy chciała powiadomić rodziców zastała płonącą wioskę. Przez 12 lat nie widziała siostry do dnia gdy jeden podczas przemierzania terenu przymierza ją i jej konia zaatakował wściekły berserk . Niedługo po tym wydarzeniu spotkała swoją siostrę .
C i e k a w o s t k i: - Bardzo lubi węże ,w dzieciństwie karmiła jednego szczurami znalezionymi w lesie.
- Bardzo ładnie śpiewa jednak robi to tylko dla siebie lub dla swojej siostry.
J a k o W i l k:
O c e n a: 0/0
G ł o s:
Intelekt:60
Wytrzymałość: 50
Siła:30
Zwinność: 60
Bonusy: -
wtorek, 21 lutego 2017
Od Caitlyn C.D Ruki'ego
Na początku czułam się lekko nieswojo. Nic dziwnego skoro fakt, że się myliłam był druzgocący. Sama wiedziałam z doświadczenia, że jak się rozwija, to można wyleczyć. Jednakże jak to już stadium zaawansowane, to w większości przypadków nie da się wyleczyć, albo jest to po prostu trudniejsze. Chciałam go pocieszyć, dać nadzieję ale co otrzymałam? Jego zdenerwowanie, wywołany moim współczuciem i chęcią pomocy? Nie wiem, irytacja była na pewno, każdy głupi by to zauważył. Po za tym jak sam stwierdził, żaden alchemik nie jest w stanie mu pomóc. Był u najlepszych lekarzy. I nic. Nic dziwnego. Najwybitniejsi alchemicy i medycy, są po prostu zawalani różnymi sprawami i nie mają czasu rozpatrzeć pod każdym kątem.
Za swoje uniesienie również przeprosił i widocznie trafiamy na głębsze tematy, na które Ruki nie jest gotowy mówić.Szczerze jakoś mnie to nie interesuje. Wiem, że to przeszłość a on jest silnym mężczyzną, który da radę sobie ze wszystkim. I posiada wiele szczęścia. Ja osobiście pomimo, że nie miałam za pewne tak dramatycznej historii jak on, nie chciałabym o niej mówić. Przeszłość to temat zamknięty, jedyne co mnie interesuje to przyszłość.
Ruki wytłumaczył też, że choroba objawia się wzmożoną agresją w stosunku do innych i za pewnie nie tylko. Milczałam, wpatrując się w jego plamy, analizując od czego powinnam zacząć. Tak, będę dążyła do likwidacji, a przynajmniej osłabienia skutków tej tajemniczej choroby. Wziął wiszący na gałęzi sweter i prędko go założył. Przemienił się w wilka i usiadł do mnie plecami, potulnie jak baranek. Otworzyłam oczy szerzej. Plamy na sierści wyglądały niesamowicie, nadawały mu charakter, jakby był mieszańcem. Połączeniem wilka z jakimś kotowatym, które ma futerko w plamki. Podeszłam do niego i dotknęłam pleców, gładząc je.
-Proszę, powiedz coś - wyszeptał obracając głowę, by spojrzeć na mnie złotymi, wilczymi ślepiami.
Swoje spojrzenie z pleców przeniosłam na oczy Ruki'ego.
-To tylko skutek magii. Twoim skutkiem są niegroźne plamy i wzmożona agresja. Dobrze by było, gdybyś unikał sytuacji w których łatwo wybuchasz - powiedziałam to co mogłam spokojnie wywnioskować.
-Łatwo ci mówić - prychnął. - Skąd możesz wiedzieć takie rzeczy.
-Opatrywałam ci ranę. Widzę, że zapomniałeś, że sobie cokolwiek zrobiłeś. Alchemia wiąże się w pewien sposób z medycyną. Po za tym to za długa historia, mogłabym ci o tym mówić i mówić - westchnęłam lekko mrużąc oczy.
-Ah... przepraszam, przez to wszystko chyba rzeczywiście zapomniałem - bąknął pod nosem zmieszany.
-Nie szkodzi. I wiem, że zastosowanie się do mojej rady będzie trudne ale w niektórych sytuacjach tak się da - zaczęłam głaskać go po miękkim futrze. -Niektórzy na przykład nic także nie mogą zrobić. Muszą być jedynie bardzo ostrożni, a najlepiej żeby w ogóle nie korzystali z formy wilczej - dodałam lekko inspirując się swoim przypadkiem.
Łamliwość przednich łap i pozostałości po skrzydłach to naprawdę coś niepraktycznego, z czym nikt nie chciałby się spotkać. Nijak polować, nijak uciekać w gąszczach. Po prostu słaby organizm.
-Aż tak źle? - zdziwił się. - Spotkałaś takich osobników? - dopytał chcąc chyba wiedzieć jak bardzo inny mają gorzej, więc nie może marudzić, że on ma wybitnie źle. Ja jedynie kiwnęłam głową. Zastanawiałam się czy mogę mu się pokazać w tej wilczej formie. Biłam się z myślami, ponieważ to mógłby być mój koniec. Wzięłam się jednak w garść i zabrałam niepewnie rękę. Odsunęłam się na jeden krok i dokonałam przemiany w swoją prawdziwą, formę. Mogłabym być dumna ze swojej wilczej krwi ale to, co zrobiła magia, to cios poniżej pasa. Wiem, że siedzę w alchemii, ale chciałabym się bronić w tej formie, nie bojąc o złamanie. Delikatnie wystąpiłam przed niego by pokazać to, jak ja wyglądam. Bardzo bałam się jego reakcji, tego, że zacznie mi współczuć. Nie pragnę współczucia, chcę być po prostu silna i umieć z tym żyć. Wszystko jest przecież możliwe. Nie raz mi to życie pokazało. Przeważnie nie zmieniający się wyraz pyska, wyrachowana i bijąca chłodem postawa jest całkowitym przeciwieństwem mojego charakteru.
(Ruki?)
Za swoje uniesienie również przeprosił i widocznie trafiamy na głębsze tematy, na które Ruki nie jest gotowy mówić.Szczerze jakoś mnie to nie interesuje. Wiem, że to przeszłość a on jest silnym mężczyzną, który da radę sobie ze wszystkim. I posiada wiele szczęścia. Ja osobiście pomimo, że nie miałam za pewne tak dramatycznej historii jak on, nie chciałabym o niej mówić. Przeszłość to temat zamknięty, jedyne co mnie interesuje to przyszłość.
Ruki wytłumaczył też, że choroba objawia się wzmożoną agresją w stosunku do innych i za pewnie nie tylko. Milczałam, wpatrując się w jego plamy, analizując od czego powinnam zacząć. Tak, będę dążyła do likwidacji, a przynajmniej osłabienia skutków tej tajemniczej choroby. Wziął wiszący na gałęzi sweter i prędko go założył. Przemienił się w wilka i usiadł do mnie plecami, potulnie jak baranek. Otworzyłam oczy szerzej. Plamy na sierści wyglądały niesamowicie, nadawały mu charakter, jakby był mieszańcem. Połączeniem wilka z jakimś kotowatym, które ma futerko w plamki. Podeszłam do niego i dotknęłam pleców, gładząc je.
-Proszę, powiedz coś - wyszeptał obracając głowę, by spojrzeć na mnie złotymi, wilczymi ślepiami.
Swoje spojrzenie z pleców przeniosłam na oczy Ruki'ego.
-To tylko skutek magii. Twoim skutkiem są niegroźne plamy i wzmożona agresja. Dobrze by było, gdybyś unikał sytuacji w których łatwo wybuchasz - powiedziałam to co mogłam spokojnie wywnioskować.
-Łatwo ci mówić - prychnął. - Skąd możesz wiedzieć takie rzeczy.
-Opatrywałam ci ranę. Widzę, że zapomniałeś, że sobie cokolwiek zrobiłeś. Alchemia wiąże się w pewien sposób z medycyną. Po za tym to za długa historia, mogłabym ci o tym mówić i mówić - westchnęłam lekko mrużąc oczy.
-Ah... przepraszam, przez to wszystko chyba rzeczywiście zapomniałem - bąknął pod nosem zmieszany.
-Nie szkodzi. I wiem, że zastosowanie się do mojej rady będzie trudne ale w niektórych sytuacjach tak się da - zaczęłam głaskać go po miękkim futrze. -Niektórzy na przykład nic także nie mogą zrobić. Muszą być jedynie bardzo ostrożni, a najlepiej żeby w ogóle nie korzystali z formy wilczej - dodałam lekko inspirując się swoim przypadkiem.
Łamliwość przednich łap i pozostałości po skrzydłach to naprawdę coś niepraktycznego, z czym nikt nie chciałby się spotkać. Nijak polować, nijak uciekać w gąszczach. Po prostu słaby organizm.
-Aż tak źle? - zdziwił się. - Spotkałaś takich osobników? - dopytał chcąc chyba wiedzieć jak bardzo inny mają gorzej, więc nie może marudzić, że on ma wybitnie źle. Ja jedynie kiwnęłam głową. Zastanawiałam się czy mogę mu się pokazać w tej wilczej formie. Biłam się z myślami, ponieważ to mógłby być mój koniec. Wzięłam się jednak w garść i zabrałam niepewnie rękę. Odsunęłam się na jeden krok i dokonałam przemiany w swoją prawdziwą, formę. Mogłabym być dumna ze swojej wilczej krwi ale to, co zrobiła magia, to cios poniżej pasa. Wiem, że siedzę w alchemii, ale chciałabym się bronić w tej formie, nie bojąc o złamanie. Delikatnie wystąpiłam przed niego by pokazać to, jak ja wyglądam. Bardzo bałam się jego reakcji, tego, że zacznie mi współczuć. Nie pragnę współczucia, chcę być po prostu silna i umieć z tym żyć. Wszystko jest przecież możliwe. Nie raz mi to życie pokazało. Przeważnie nie zmieniający się wyraz pyska, wyrachowana i bijąca chłodem postawa jest całkowitym przeciwieństwem mojego charakteru.
(Ruki?)
Od Doriana C.D Mishabiru
Czy powinniśmy coś zjeść? Zmarszczyłem brwi. Chyba tak. Tak powinniśmy coś zjeść, jestem nawet głodny. Czemu w ogóle zastanawiam się nad tym pytaniem? Mishabiru stał przede mną. W dłoni, na której miał czarną rękawiczkę trzymał długą katanę. Jej stalowe ostrze błyszczało w delikatnym świetle słońca, które wpadało przez okno. Broń wyglądała groźnie i przez nią ostre rysy mężczyzny wyglądały jeszcze groźniej.
- Tak. - mój głos mimo starań zabrzmiał lekko niepewnie.
Nie byłem pewien czy Mishabiru stwierdził, że powinniśmy tak zrobić czy pytał się o zdanie. Atmosfera między nami była tak gęsta, że można by ją jeść łyżką. Dorian, chyba za dużo myślisz o jedzeniu... Pomyślmy więc o czymś ważniejszym. Czemu mówię o sobie w liczbie mnogiej? To akurat nie jest ważne. Kim do jasnej Anielki jesteś Mishabiru? Nadal nie byłem pewien swojego stosunku do mężczyzny. Fakt wziął mnie do siebie do domu, kiedy bardzo odpowiedzialnie zasnąłem w środku lasu, ale... W sumie na razie wszystkie fakty przemawiają na jego korzyść. Zmrużyłem oczy jakby próbując znaleźć w jego postawie coś przemawiającego na jego niekorzyść. W sumie walić to. Mishabiru wtrącił mnie z moich jakże ważnych przemyśleń, chwytając płaszcz wiszący za moimi plecami. Przestraszony jego nagłym ruchem zacząłem machać rękami we wszystkie strony, przez co o mało nie spadłem z krzesła. Mishabiru z czarnym płaszczem w ręku patrzył na mnie jak na jakiegoś dziwaka, którym zapewne jestem. Udając, że wszystko było od początku przemyślane i zaplanowane wstałem z krzesła. Stałem teraz naprzeciwko mężczyzny i ze smutkiem zauważyłem, że jest ode mnie parę centymetrów wyższy.
- Idziemy? - zapytał z lekko uniesioną prawą brwią.
Pokiwałem głową. Jak on robi ten fikuśny wyraz twarzy? To nie jest ważne, nie lubię zatrzymywać potoku moich myśli, ale tym razem nie skończyłoby się dobrze. Poza tym chyba czegoś zapomniałem... Torba! Chwyciłem mój jakże męski atrybut i przyspieszyłem kroku doganiając Mishabiru, który nie wiadomo kiedy zaczął iść. Chwycił jak dla mnie lekko kiczowato zdobioną klamkę, ale moja ocena nie jest obiektywna, bo nienawidzę sztuki. Przekręcił ją i po chwili wyszliśmy z pomieszczenia. Od razu poczułem zapach palonego węgla. Delikatny powiew dymu ledwo dało się wyczuć. Lekko zbladłem. Pomacałem torbę jakby próbując sprawdzić jej zawartość. Cykuta, Arszennik, Tojad... Chyba wszystko będzie w porządku... Tak się kończy kiedy jesteś jakimś beznadziejnym zielnikiem. Niezauważalnie musnąłem Mishabiru palcem. Kopnął mnie prąd. Elektryczność. Strzepnął lekko obolały palec jakby miało to coś pomóc. Znowu musiałem lekko przyśpieszyć kroku żeby dogonić mężczyznę. Mishabiru stawał się coraz ciekawszą postacią i okrywała go peleryna tajemnicy i niewiedzy. Coraz bardziej interesowała mnie jego osoba.
< Mishabiru? >
- Tak. - mój głos mimo starań zabrzmiał lekko niepewnie.
Nie byłem pewien czy Mishabiru stwierdził, że powinniśmy tak zrobić czy pytał się o zdanie. Atmosfera między nami była tak gęsta, że można by ją jeść łyżką. Dorian, chyba za dużo myślisz o jedzeniu... Pomyślmy więc o czymś ważniejszym. Czemu mówię o sobie w liczbie mnogiej? To akurat nie jest ważne. Kim do jasnej Anielki jesteś Mishabiru? Nadal nie byłem pewien swojego stosunku do mężczyzny. Fakt wziął mnie do siebie do domu, kiedy bardzo odpowiedzialnie zasnąłem w środku lasu, ale... W sumie na razie wszystkie fakty przemawiają na jego korzyść. Zmrużyłem oczy jakby próbując znaleźć w jego postawie coś przemawiającego na jego niekorzyść. W sumie walić to. Mishabiru wtrącił mnie z moich jakże ważnych przemyśleń, chwytając płaszcz wiszący za moimi plecami. Przestraszony jego nagłym ruchem zacząłem machać rękami we wszystkie strony, przez co o mało nie spadłem z krzesła. Mishabiru z czarnym płaszczem w ręku patrzył na mnie jak na jakiegoś dziwaka, którym zapewne jestem. Udając, że wszystko było od początku przemyślane i zaplanowane wstałem z krzesła. Stałem teraz naprzeciwko mężczyzny i ze smutkiem zauważyłem, że jest ode mnie parę centymetrów wyższy.
- Idziemy? - zapytał z lekko uniesioną prawą brwią.
Pokiwałem głową. Jak on robi ten fikuśny wyraz twarzy? To nie jest ważne, nie lubię zatrzymywać potoku moich myśli, ale tym razem nie skończyłoby się dobrze. Poza tym chyba czegoś zapomniałem... Torba! Chwyciłem mój jakże męski atrybut i przyspieszyłem kroku doganiając Mishabiru, który nie wiadomo kiedy zaczął iść. Chwycił jak dla mnie lekko kiczowato zdobioną klamkę, ale moja ocena nie jest obiektywna, bo nienawidzę sztuki. Przekręcił ją i po chwili wyszliśmy z pomieszczenia. Od razu poczułem zapach palonego węgla. Delikatny powiew dymu ledwo dało się wyczuć. Lekko zbladłem. Pomacałem torbę jakby próbując sprawdzić jej zawartość. Cykuta, Arszennik, Tojad... Chyba wszystko będzie w porządku... Tak się kończy kiedy jesteś jakimś beznadziejnym zielnikiem. Niezauważalnie musnąłem Mishabiru palcem. Kopnął mnie prąd. Elektryczność. Strzepnął lekko obolały palec jakby miało to coś pomóc. Znowu musiałem lekko przyśpieszyć kroku żeby dogonić mężczyznę. Mishabiru stawał się coraz ciekawszą postacią i okrywała go peleryna tajemnicy i niewiedzy. Coraz bardziej interesowała mnie jego osoba.
< Mishabiru? >
Od Avaresha C.D Ascrasia (Fabuła)
(Opowiadanie zawiera ważny wątek, który zdarzył się po przedstawionych wydarzeniach zawartych w fabule - Innymi słowy kontynuacja wydarzeń)
Avaresh słysząc odgłos kroków natychmiastowo zgasił ogień i okrył Ascrasię granatowymi skrzydłami, by zakryć jasną sierść widoczną w ciemności. Czasami słyszał głos matki, lecz zawsze dobiegał z oddali, coraz słabszy i słabszy, aż całkiem zamierał, on zaś pozostawał sam w ciemności. Chciał wychylić głowę zza skrzydeł i podążyć za nim, lecz przysunął mocniej do swojego ciała wilczycę, by być pewnym, że nadal przy nim jest. Czuł szybkie bicie jej serca. Wiedział, że towarzyszka zdawała sobie sprawę z zagrożenia. Avaresh postanowił spokojnie poczekać i policzyć do dwustu. Myślał, że potem będą mogli bezpiecznie ruszyć dalej. Kiedy doliczył do dziewięćdziesięciu dwóch, w jaskini zrobiło się jaśniej. Zrozumiał, że to przez to, że jego oczy przyzwyczaiły się do spowijającej go ciemności. Powoli postacie wokół stawały się coraz bardziej widoczne. Z mroku wyzierały ogromne puste oczodoły i nierówne cienie ostrych zębów. Potępieni. Zapomniał o liczeniu, poczuł narastający w nim strach. Miał ochotę niczym dziecko zamknąć oczy i powtarzać w głowie, że potwory zaraz znikną. Próbował pozbyć się strachu za wszelką cenę, lecz wszystko szło na próżno. Poczuł w okolicy łap dziwny chłód. Patrząc w tamtym kierunku zobaczył, jak łapy wadery zaczynają pokrywać się lodem. Wtedy dostrzegł na jej twarzy wycieńczenie. Bestie wciąż były przy nich, ale strach zniknął. Wiedział, że musi zabrać ją z tego miejsca jak najszybciej. Powoli składał skrzydła, by nie wydać nimi nawet najmniejszego dźwięku. Pomógł się podnieść Ascrasii i ruszył ostrożnie. Kiedy jego łapa spoczęła na gładkiej kości. Zobaczył usłany dywan szczątek. Byli w więzieniu. Zadrżał. Powoli ruszył dalej upewniając się, że on jak i wadera nie wydadzą żadnego, nawet najmniejszego hałasu. Miał wrażenie, że idzie wąską ścieżką już długie mile. Zmęczenie nawet mu zaczęło dawać siwe znaki, bał się myśleć w jakim stanie może być jego towarzyszka. Lewy bok wilka muskał surowy kamień. Dotykając go delikatnie, szedł wzdłuż ściany. Każdy korytarz dokądś prowadzi. Skoro jest wejście, musi być i wyjście. Wydawało mu się, że idzie bez końca, gdy nagle ściana zniknęła nieoczekiwanie, a Avaresh dostrzegł niedaleko rozbłyskujące światło. Gdzieś za sobą usłyszał stąpanie, ledwo słyszalne głosy, czy nawet krzyki. Wiedział, że to nie jest prawdziwe. Zła moc, którą wyczuwał, była na tyle blisko, że potępiała jego zmysły. Podchodził coraz bliżej, skrywając się w mroku. Cień w końcu się skończył, a Godark ukrył się z Ascrasią za potężną skałą. Zobaczył starszego mężczyznę. Miał długą siwą brodę, a cała skóra była pokryta zmarszczkami. Jego ciało było otoczone drogim materiałem, dodatkowo jego krój wskazywał na to, że jest magiem. Siedział przy lampie oliwnej pochylony nad największą księgą, jaką Avaresh kiedykolwiek widział. Było to opasłe tomisko o pożółkłych i porwanych stronicach, zapisanych niewyraźnym pismem, oprawione w wypłowiałą skórę. Po chwili przysłuchiwania się, zrozumiał, że to język Hughol, pradawnych mitycznych stworzeń. Były to wielkie czerwone demony, które w czasach jego młodości zostały zamknięte za piekielnymi wrotami Dulzdah, przez walecznych przodków. Słyszenie na nowo tego splugawionego języka wywoływał w Godarku ogromny gniew. Byli nieliczni zaledwie kilka setek, jedna moc jednego równała się z całą hordą. Hughol to dawniejsi Draenei przekupieni ogromną mocą demonów. Ich skóra przybrała piekielny kolor, a dusza została stracona. Ich celem było uporządkowanie wszechświata. Pustoszyli wszystko na swojej drodze, oszczędzali jedynie tych, którzy zgodzili im się służyć. Nie zapominając pokazać jak traktują tych, którzy im się sprzeciwią. Serce Avaresha jakby się rozdzierało, gdy przypomniał sobie widok nabitej głowy jego ojca na drewniany pal. Duma posiadania takiego rodziciela, nie równała się z siedzącym w nim cierpieniem. Wilk w pewnej chwili poczuł szturchnięcie i spojrzał w stronę towarzyszki. Ascrasia wyszeptała kilka słów i jego wzrok spoczął na niewielkim lewitującym kamieniu. Pod wpływem rytuału mężczyzny świeciły wyryte na nim runy, których odczytanie było niemożliwe dla Króla. Skutki jego ogromnej mocy, były ujawnione zaledwie kilka metrów dalej. Przez czerwone niczym krew promienie wychodziły to inne stworzenia. Minotaury, lizardy, ghoule, ludzie. A więc, znaleźli portal. Avaresh upewniając się, że są dobrze ukryci i zbadał stan wilczycy. Całe łapy były pokryte ciemnym jak smoła lodem. Musiał powstrzymać rytuał za wszelką cenę, lecz nie wyobrażał sobie, by tą ceną było życie Ascrasii. Zmarszczył brwi w głębokiej zadumie, co ma teraz poczynić. Do jego uszu doszedł głos maga, który stał się głośniejszy i bardziej intensywny. Kiedy spojrzał pod łapy, zauważył, że co drobniejsze kamyczki zaczynają podskakiwać, jakby w nostalgicznym błaganiu o pomoc. Powoli wszystko zaczynało drżeć. Avaresh poczuł ogromny ból, krainy Przymierza rozrywały się niczym płachty. Trzęsienie stało się tak silne, że Godark ledwo utrzymywał się na nogach.
- Głupcy! Wesprzyjcie ściany magią, jeśli jaskinia runie, nasz plan zostanie zrujnowany! - Wykrzyczał mężczyzna, a pod każdą ścianę podbiegł młody czarnoksiężnik. Wszyscy naraz z zamkniętymi oczami zaczęli coś szeptać. Takie efekty, są używania tego kamienia? Avaresh spojrzał na starca. W takim razie jakie szkody, musi wyrządzać w jego ciele? W głowie wilka znowu pojawiły się natarczywe szepty. Zacisną zęby i zaczął się szamotać. Kiedy na nowo odzyskał rozum spojrzał w stronę portalu. Zamarł. Nie potrafił się ruszyć, miał wrażenie, że jest w najgorszym koszmarze. Z portalu wyłonił się powoli wielki czerwony stwór, który wydał z siebie okropny okrzyk. Godark miał wrażenie, że w jego głowę wbiją się setki ostrzy. Dreszcze przeszły jego ciało. Prędko odwrócił się do wadery i zamieniając się człowieka wziął ją na ręce i ruszył biegiem przed siebie. Pragnął jak najszybciej powiadomić innych królów, jednak mroczna moc spowijająca to miejsce, uniemożliwiała mu kontakt telepatyczny. Co się teraz stanie? Hughol, najniebezpieczniejsze stworzenia jakie chodziły po tym świecie znowu wracają by siać zniszczenie. Czuł jak ziemia się rozstępuje. Natura, sama próbowała ostrzec Przymierze. To już nie była wojna, a apokalipsa.
<Ascrasia?>
Odkrycie:
Hughol
Strona: Imperium
Opis: Hughol to dawniejsi Draenei przekupieni ogromną mocą demonów. Ich skóra przybrała piekielny kolor, a dusza została stracona. Ich celem jest uporządkowanie wszechświata. Mężczyźni mają wąsopodobne macki wyrastające z ich bród oraz kościste czoła, wyrastające ponad krzywiznę czaszki. Posiadają oni również długie ogony, które w górze trzymane są przez silnie rozbudowane mięśnie. Kobiety dość znacznie się różnią: zamiast rozbudowanych czół posiadają raczej niewielkie, przypominające rogi wypustki, które wyrastają z obu stron czoła. Damskie macki wyrastają zza uszu i są na tyle długie, by sięgnąć ramion. Są one cieńsze, niż męskie macki. Podobnie ogony kobiet - są krótsze i nie tak umięśnione. U obu płci dostrzec można relatywnie małe kopyta, które kontrastują mocno z ogromnymi kopytami ich dobrych odpowiedników. Okolice ich oczu często pokryte są kościstymi kolcami. Odcień skóry pozostaje jedynie przy czerwieni. Po zamknięciu za piekielnymi wrotami Dulzdah wrócili z nieznanym surowcem, z którego wytwarzają niezwykle silne bronie i zbroje. Jedynym pozytywnym aspektem dla Przymierza, jest ich pycha, przez co tajemniczym kamieniem nie dzielą się z resztą Imperium.
Herb:
Od Yuno Do Tantum
Biegłam z wielką kulą ubitego śniegu z wielkiej góry z zamiarem stworzenia ogromnego bałwana .
-Jeszcze tylko trochę!-Krzyknęłam przyciszonym głosem , pchając z trudem ogromną kulę śniegu . Przerwałam natychmiast słysząc trzeszczenie w pobliskim lesie . Nie odezwałam się ani słowem , obserwowałam las w całkowitym bezruchu . Spomiędzy cienkich pni pokrytych grubą warstwą śniegu wyłonił się białowłosy chłopak o niebieskich oczach . Nie przejęłam się obcym i wznowiłam budowę . Po chwili postawiła śnieżną głowę na samej górze bałwana i zaczęła ozdabiać jego twarz . Za oczy i uśmiech posłużyły kamienie leżące gdzieś pod grubą warstwą śniegu , brakowało jeszcze jednego -marchewki .
-Kurczę..-powiedziałam w myślach , ja jak to ja musiałam zapomnieć wziąć ją z chatki . Cały obszar wokół bałwana obłożyłam ciemnymi głazami aby choć trochę wyróżniał się wśród białego śniegu . Natychmiast zmieniłam się w wilka i pobiegłam do pobliskiej wioski . Z powrotem przybrałam moją ludzką postać i przeszłam przez kamienną uliczkę pełną ludzi , wilkołaków i innych odmieńców . Rozglądałam się po straganach jednak w żadnym nie było śladu marchewki , zawiedziona miałam już wracać gdy zauważyłam grubego mężczyznę który wziął w rękę ostatnią marchewkę i miał zamiar ją wyrzucić.
-Stój! Proszę pana , mogę ją wziąć?-Spytałam zdyszana.
-A bierz ją , tylko że jest zgniła , nie radziłbym ją zjeść.-Powiedział podciągając co chwilę nosem .
-Nie ważne , nie mam zamiaru jej jeść.-Powiedziałam uśmiechając się ,wzięłam marchewkę z suchych rąk mężczyzny i pobiegłam w stronę bałwana. Marchewka może nie wyglądała zbyt apetycznie ale to niezbędna część każdego bałwana. Z daleka ujrzałam czarne głazy otaczające mój twór i z zawrotną prędkością pobiegłam w jego stronę. Wsadziłam na miejsce marchewkę i z dumą założyłam na jego ''szyi'' stary babciny szal .
-Gotowe !-Uśmiechnęłam się promiennie i z dumą oglądałam dzieło .Nagle gdzieś spomiędzy gór rozległ się potężny hałas wywołany przez wybuch .. sama z resztą nie wiem czego .
-O kur-Przeklęłam widząc potężną lawinę pędzącą w moją stronę, co sił zaczęłam uciekać w stronę lasu z każdym krokiem moje buty coraz głębiej zapadały się w śnieg. Gdy w końcu zapadłam się po kolana , lawina zasypała mnie przykrywając wszystko białym puchem .
-Kurde nic ci nie jest?!-Usłyszałam męski głos i po chwili moje oczy oślepiło światło . Ujrzałam twarz chłopaka którego spotkałam wcześniej .
-Nie..chyba nie. -Powiedziałam dość oszołomiona. Z trudem wygramoliłam się spod śniegu i wstałam otrzepując się z niego .
-Nie!!-Krzyknęłam widząc zniszczonego bałwana , klęknęłam przy nim i zaczęłam go odbudowywać jednak nim dłużej próbowałam tym bardziej mój twór się niszczył .-Richard! -Powiedziałam przytulając resztki dolnej kuli.
-Richard? Na prawdę dałaś mu imię ? -Spytał śmiejąc się pod nosem.
-Tak ..-Stwierdziłam i powróciłam do pionu . -Dzięki tak w ogóle.-Przypomniałam sobie że jeszcze nie podziękowałam nieznajomemu za wydobycie mnie z grubej warstwy zimnego śniegu . -Mam na imię Yuno . -Przedstawiłam się zanim chłopak zdążył jakkolwiek zareagować .
-Tantum . -Odpowiedział uśmiechając się .
-Mam teraz u ciebie dług . -Zaśmiałam się przyjaźnie do chłopaka.
(Tantum ? przepraszam za długość ale nie potrafię jeszcze twoją postacią kierować :3 sorry jak cie zawiodłam ;-; )
-Jeszcze tylko trochę!-Krzyknęłam przyciszonym głosem , pchając z trudem ogromną kulę śniegu . Przerwałam natychmiast słysząc trzeszczenie w pobliskim lesie . Nie odezwałam się ani słowem , obserwowałam las w całkowitym bezruchu . Spomiędzy cienkich pni pokrytych grubą warstwą śniegu wyłonił się białowłosy chłopak o niebieskich oczach . Nie przejęłam się obcym i wznowiłam budowę . Po chwili postawiła śnieżną głowę na samej górze bałwana i zaczęła ozdabiać jego twarz . Za oczy i uśmiech posłużyły kamienie leżące gdzieś pod grubą warstwą śniegu , brakowało jeszcze jednego -marchewki .
-Kurczę..-powiedziałam w myślach , ja jak to ja musiałam zapomnieć wziąć ją z chatki . Cały obszar wokół bałwana obłożyłam ciemnymi głazami aby choć trochę wyróżniał się wśród białego śniegu . Natychmiast zmieniłam się w wilka i pobiegłam do pobliskiej wioski . Z powrotem przybrałam moją ludzką postać i przeszłam przez kamienną uliczkę pełną ludzi , wilkołaków i innych odmieńców . Rozglądałam się po straganach jednak w żadnym nie było śladu marchewki , zawiedziona miałam już wracać gdy zauważyłam grubego mężczyznę który wziął w rękę ostatnią marchewkę i miał zamiar ją wyrzucić.
-Stój! Proszę pana , mogę ją wziąć?-Spytałam zdyszana.
-A bierz ją , tylko że jest zgniła , nie radziłbym ją zjeść.-Powiedział podciągając co chwilę nosem .
-Nie ważne , nie mam zamiaru jej jeść.-Powiedziałam uśmiechając się ,wzięłam marchewkę z suchych rąk mężczyzny i pobiegłam w stronę bałwana. Marchewka może nie wyglądała zbyt apetycznie ale to niezbędna część każdego bałwana. Z daleka ujrzałam czarne głazy otaczające mój twór i z zawrotną prędkością pobiegłam w jego stronę. Wsadziłam na miejsce marchewkę i z dumą założyłam na jego ''szyi'' stary babciny szal .
-Gotowe !-Uśmiechnęłam się promiennie i z dumą oglądałam dzieło .Nagle gdzieś spomiędzy gór rozległ się potężny hałas wywołany przez wybuch .. sama z resztą nie wiem czego .
-O kur-Przeklęłam widząc potężną lawinę pędzącą w moją stronę, co sił zaczęłam uciekać w stronę lasu z każdym krokiem moje buty coraz głębiej zapadały się w śnieg. Gdy w końcu zapadłam się po kolana , lawina zasypała mnie przykrywając wszystko białym puchem .
-Kurde nic ci nie jest?!-Usłyszałam męski głos i po chwili moje oczy oślepiło światło . Ujrzałam twarz chłopaka którego spotkałam wcześniej .
-Nie..chyba nie. -Powiedziałam dość oszołomiona. Z trudem wygramoliłam się spod śniegu i wstałam otrzepując się z niego .
-Nie!!-Krzyknęłam widząc zniszczonego bałwana , klęknęłam przy nim i zaczęłam go odbudowywać jednak nim dłużej próbowałam tym bardziej mój twór się niszczył .-Richard! -Powiedziałam przytulając resztki dolnej kuli.
-Richard? Na prawdę dałaś mu imię ? -Spytał śmiejąc się pod nosem.
-Tak ..-Stwierdziłam i powróciłam do pionu . -Dzięki tak w ogóle.-Przypomniałam sobie że jeszcze nie podziękowałam nieznajomemu za wydobycie mnie z grubej warstwy zimnego śniegu . -Mam na imię Yuno . -Przedstawiłam się zanim chłopak zdążył jakkolwiek zareagować .
-Tantum . -Odpowiedział uśmiechając się .
-Mam teraz u ciebie dług . -Zaśmiałam się przyjaźnie do chłopaka.
(Tantum ? przepraszam za długość ale nie potrafię jeszcze twoją postacią kierować :3 sorry jak cie zawiodłam ;-; )
poniedziałek, 20 lutego 2017
Piosenki
Czas zmienić playlistę, a więc tym razem wypełnię ją głosami waszych postaci. Możecie również podawać swoje propozycje pisząc mi na howrse lub na czacie. Będą one nazwane imionami waszych postaci. :)
Nowe wyglądy
Postanowiłem zrobić wyglądy na trochę lepszym poziomie, mam nadzieję, że się wam podobają. W razie czego proszę pisać do mnie, śmiało. Mam akurat sporo wolnego czasu, więc biorę się wszystkiego co wpadnie mi w ręce. :D
EVENT!
Jak większość z was już zauważyła wróciłem i z powrotem wracam do obowiązków admina. :D
Podczas mojej nieobecności dołączyły dwie nowe osoby! Tantum i Natalie! Chciałbym was serdecznie przywitać chlebem i solą, ale pewnie reszta jakże mojej rozbrykanej bandy już to zrobiła. I tak jak mówiłem, event kończy się dzisiaj i własnie w tym momencie. Kolejne wysłane zadania nie będą brane pod uwagę i punktowane.Od razu informuję byście ich nie wykonywali, ponieważ poniżej są już przydzielone za nie nagrody. A więc kolejne i nowe questy są już w trakcie tworzenia, by nie dopadła was nuda. Chciałbym także serdecznie podziękować za tak dużą aktywność w trakcie eventu. Byłem miło zaskoczony! W dodatku poznałem styl pisania każdego z was, co jest dla mnie bardzo ważne. Wszystkie opowiadania były na mistrzowskim poziomie i wybranie podium było dla mnie strasznie trudne. Ale tu są wasze nagrody:
Oczywiście wszyscy uczestnicy eventu otrzymuję +1 do oceny!
Oto zdobyte przez was nagrody podczas eventu
- Stanowisko: Obrońca Alpha
- 1700WM
- 70p. siły
- 40p. zwinności
Zdobyta Ranga: Główny szeregowy
- Stanowisko: Najsilniejszy Strażnik
- 900WM
- Bonus zasięgu - zasięg ataków zwiększony o 20%
- 30p. wytrzymałości
Zdobyta Ranga: Młodszy szeregowy 1-szej klasy
- Stanowisko: Samica Omega (Specjalnie wytworzone stanowisko)
- 1600WM
- 50p. Intelektu
- 20p. Wytrzymałości
- Bonus regeneracji - szybsza regeneracja o 25%
Zdobyta Ranga: Szeregowy 1-szej klasy
- Stanowisko: Szaman
- 2000WM
- 75p. Intelektu
- Bonus Energii - Użycie jakiejkolwiek mocy kosztuje 20% mniej energii
Zdobyta Ranga: Starszy szeregowy 1-szej klasy
- Stanowisko: Samica Betha
- 2600WM
- 60p. Siły
- 30p. Zwinności
- 65p. Intelektu
Zdobyta Ranga: Szeregowy 1-szej klasy
- Stanowisko: Szpieg/Zabójczyni
- 1900WM
- 2 mikstury mocy
- 60p. Siły
Zdobyta Ranga: Młodszy szeregowy 1-szej klasy
Nagrody:
- Stanowisko: Dowódca Zwiadowców
- 1500WM
- 90p. Intelektu
Zdobyta Ranga: Główny szeregowy
Nagrody:
- 2000WM
- 70p. Wytrzymałości
- 30p. Zwinności
Zdobyta Ranga: Główny szeregowy
Podium w zadaniach
Zadanie pt.: "Pająki" Rodzaj: Quest ważny
Uczestnicy: Viper, Letrance.
Nagrody:
- 1 miejsce: Letrance - 1500WM + 2 mikstury mocy + 60p. siły
- 2 miejsce: Viper - 1000WM + 30p. siły
Zadanie pt.: "Magiczny Kamień"
Rodzaj: Quest Przymierza
Frakcja: Jednorożce
Uczestnicy: Tytania, Dorian.
Nagrody:
- 1 miejsce: Dorian - 1200WM + 40p. Intelektu + Bonus Energii - Użycie jakiejkolwiek mocy kosztuje cię 30% mniej energii
- 2 miejsce: Tytania - 700WM + 30p. Intelektu
Zadanie pt.: "Zielarka" Rodzaj: Quest podstawowy
Uczestnicy: Caitlyn.
Nagrody:
- 1 miejsce: Caitlyn - 500WM
Zadanie pt.: "Ogień" Rodzaj: Quest ważny
Uczestnicy: Caitlyn, Viper, Letrance.
Nagrody:
- 1 miejsce: Caitlyn - 1300WM + 60p. siły
- 2 miejsce: Viper - 700WM + 40p. siły
- 3 miejsce: Letrance - 400WM
Zadanie pt.: "Lochy" Rodzaj: Quest dopełniający
Uczestnicy: Caitlyn, Viper.
Nagrody:
- 1 miejsce: Viper- + 40p. Zwinności
- 2 miejsce: Caitlyn - + 30p. Zwinności
Zadanie pt.: "Więzień" Rodzaj: Quest ważny
Uczestnicy: Mishabiru, Dorian, Tytania, Caitlyn.
Nagrody:
- 1 miejsce: Mishabiru - 1500WM + 90p. Intelektu
- 2 miejsce: Caitlyn - 800WM + 65p. Intelektu
- 3 miejsce: Dorian - 450WM + 35p. Intelektu
- Za udział: Tytania - 300WM + 20p. Intelektu
Zadanie pt.: "Czujka" Rodzaj: Quest ważny
Uczestnicy: Natalie.
Nagrody:
- 1 miejsce: Natalie - 2000WM + 70p. Wytrzymałości + 30p. Zwinności
Zadanie pt.: "Kryształ" Rodzaj: Quest Przymierza
Frakcja: Królestwo Kotowatych
Frakcja: Królestwo Kotowatych
Uczestnicy: Ruki, Tytania.
Nagrody:
- 1 miejsce: Ruki - 900WM + Bonus zasięgu - Zasięg ataków zwiększa się o 20% + 30p. Wytrzymałości
- 2 miejsce: Tytania- 600WM + 20p. Wytrzymałości
niedziela, 19 lutego 2017
EVENT - Od Caitlyn "Więzień"
Stałam na skarpie w swojej wilczej postaci, ogarniając tym samym swoim wzrokiem okolice. Widoki stąd były naprawdę piękne, choć co prawda nadal trwała zima. W sumie jakakolwiek pora roku, i tak to wygląda wspaniale. Panorama na całą krainę w obrębie kilku kilometrów, a nawet jeszcze dalej. Gdzieś hen daleko widniał delikatny zarys wysokich gór. Wiatr północy mierzwił mi sierść, ogarniając mnie swoim potulnym i przyjemny chłodem. Nie wiem co skłoniło mnie do przyjścia tutaj. Jakaś podświadomość przyprowadziła mnie do tego miejsca w ważnym, nieznanym mi jeszcze celu. Nagle nad swoją głową usłyszałam krzyk, bardzo charakterystyczny dla czarnych jak smoła kruków. Podniosłam głowę do góry by wypatrzeć ową sylwetkę ptaka. Jego postać rozmywała się co już świadczyło o tym, że to nie byle jaki ptak. Zastrzygłam uszami obserwując jak kruk przyfruwa i zastyga w powietrzu tuż przed moim pyskiem. Metoda cienia, która pozwala przekazywać informację za pomocą kruka, to umiejętność jednego z naszych szpiegów. Cień zwierzęcia rozmył się pokazując całą sytuację i jak się okazało, prośba o pomoc przy misji. Choć cienie nie mogły mówić wprost, to doskonale mogłam się domyślić z historyjki, którą mi pokazały. Opowiadały one o silnym wojowniku, który otrzymał misję od króla. Wyruszył ale spotkało go zaskoczenie i harpie jeśli dobrze skojarzyłam, uwięziły go przed miastem. Na końcu pokazały mi postać szpiega władającego cieniami, który błaga o pomoc w uwolnieniu. Miała ruszać od razu, ponieważ nie znajdowało to się dalej niż całe południe drogi, normalnym truchtem. Od razu popędziłam za cieniami, które wracały do swojego pana. W ten sposób pokazały mi drogę oraz miejsce pobytu sprzymierzeńca. Pędziłam co tchu, ponieważ pomoc w misji jest jak najbardziej potrzebna. Skądś znałam tego wojownika z wiadomości cienia ale nie potrafiłam sobie przypomnieć. Wreszcie gdy dotarłam do szpiega z Przymierza zmieniłam formę z wilczej na ludzką. Szybko dowiedziałam się, że miałam mu pomóc w misji uwolnienia wojownika. Wojownik ten dostał misję od samego króla, co mnie lekko zdziwiło. Jak król może posyłać na takie misje jednego z ludzi? To by było niemoralne więc stosunkowo zachowywałam się nieufnie. Chociaż do końca nie mogłam tego okazać więc trwałam w swojej obojętnej mimice twarzy. Opowiadał o tym, że będę musiała zmierzyć się z harpiami, że przed miastem jest uwięziony wojownik. Mówił mi także o tym, że nie mogę wejść do miasta, ponieważ strzegą je dwie harpie, które trzymają tam straż. Zawiadomił mnie, że w nocy jest taki czas, kiedy żadna z nich nie trzyma warty. W tym właśnie czasie mam pomóc mu odbić nieszczęśnika. Z jednej strony mu nie wierzyłam, z drugiej to mogło mieć sens. Nie wiedziałam w co wierzyć. W to co podpowiada mi serce, żeby mu nie ufać, albo w to co mówi rozum, że to przecież logiczne, zdarzy się tak. Po za tym zwykle oczarowują mężczyzn, nie kobiety, dlatego to ja mam pomóc. Nie wiedząc, postanowiłam uzbroić się w dwie opcje. Muszę być gotowa na wieść, że mogła to się okazać pułapka. Naprawdę coś mi tu nie grało. Ale no nic. Dostałam od niego jakieś jedzenie i czekaliśmy aż zapadnie zmrok. Kiedy okalała nas ciemność nocy, zakradliśmy się jak najbliżej wejścia jeszcze będąc w lesie. Obserwowaliśmy w ciszy, wyczekując momentu ich luki w warcie. Spoglądałam również na więźnia. Wyglądał na poddenerwowanego i rozglądał się wykonując gwałtowne ruchy. Nareszcie nadszedł czas kiedy sobie poszły. Wyskakując z krzaków w rękawach wiły się przygotowane węże na atak w razie ewentualnej pułapki. Wzrok mężczyzny szybko spoczął na mnie i zdążył wydusić z siebie tylko "Pułapka". Jego głos był zdenerwowany i aż wrzało w nim. Słysząc te słowa, nie odwróciłam się a zsunęłam z siebie długi płaszcz, spod którego wyskoczyły czarne, pełne śmiertelnego jadu węże. Syk i krzyk Harp, które upozorowały swoją lukę w warcie szybko na mnie naskoczyły. Zdezorientowana, pospiesznie ogarnęłam wzrokiem wszystkie cztery Harpie. Kątem oka spostrzegłam, że domniemany szpieg Przymierza próbuje się ulotnić. Nie myśląc długo narysowałam pieczęć spoczynku, choć stosunkowo szybko aktywowałam zatrzymując go w bezruchu. Chwilę potem usłyszałam szybkie padnij ale na ułamek sekundy mnie sparaliżowało. I ułamek sekundy więcej bym leżała z rozszarpanym bokiem. Upadłam na ziemie i przeturlałam się jak najbliżej postawionej klatki na więźnia. Moja biała sukienka była cała pobrudzona od ciemnej ziemi. Będzie pranie, ale to nie było najważniejsze. Dałam sporo czasu na zaatakowanie przez węże te nieznośne Harpie. Jedna z nich miała przy sobie klucze do uwolnienia wojownika. Ze zdziwieniem odkryłam, że to okazało się nieprawdą. Szybko połączyłam fakty i kazałam wężowi przeszukać szpiega. W tym czasie odciągnę uwagę Harpii, a przynajmniej je dobiję. A, ja nie potrafię walczyć.Chciałam wykonać jakiś cios używając tylko moich pięści i nóg ale nie umiałam.
-Wykonasz dla mnie jakiś wykop? Tak żebym mogła skopiować? - zapytałam go szybko.
-Ale...
-Żadne ale, zaufaj mi - ucięłam szybko uchylając się od kolejnego ciosu.
Posłusznie je wykonał w momencie kiedy na niego spojrzałam. Czułam w sobie tą dziwną adrenalinę i po skopiowaniu tej umiejętności wykonałam kontratak na Harpie robiąc uniki i idealnie wpasowując wykop do danej sytuacji. Szybko odpadły od porcji jadu, jaką musiały dostać. Jeden z węży akurat przypełznął do mnie z pękiem kluczy. Oddychałam głęboko próbując złapać równy oddech. Schyliłam się po kluczę i szybko wkładałam każdy żeby sprawdzić który z nich pasuje. Kiedy się udało otworzyć drzwiczki szybko pognaliśmy wgłąb lasu. Zabrałam z ziemi podeptany płaszcz. Wojownik oczywiście nie obył się bez uśmiercenia szpiega, który tak naprawdę robił jako zdrajca.
-Sam zostałem oszukany - zaczął tłumaczyć. - Podrobił pismo króla i wcisnął mi kit, że to misja od niego. Jaki ja głupi byłem, że dałem się nabrać.
-Nie dziwiło cię to, że na taką misje wysłał tylko ciebie? - zagadnęłam.
-Właśnie nie, to było tak napisane, że w ogóle się nie zorientowałem - stęknął.
-Nie przejmuj się, nawet najlepsi potrafią zostać oszukani. Jak sam widziałeś, sama omal nie zostałam w to samo bagno wpakowana.
-Sku*wiel, zdrajca - zaczął przeklinać pod nosem.
-No, uspokój się, trzeba raporcik królowi zdać - fuknęłam patrząc na niego kątem oka.
-Wykonasz dla mnie jakiś wykop? Tak żebym mogła skopiować? - zapytałam go szybko.
-Ale...
-Żadne ale, zaufaj mi - ucięłam szybko uchylając się od kolejnego ciosu.
Posłusznie je wykonał w momencie kiedy na niego spojrzałam. Czułam w sobie tą dziwną adrenalinę i po skopiowaniu tej umiejętności wykonałam kontratak na Harpie robiąc uniki i idealnie wpasowując wykop do danej sytuacji. Szybko odpadły od porcji jadu, jaką musiały dostać. Jeden z węży akurat przypełznął do mnie z pękiem kluczy. Oddychałam głęboko próbując złapać równy oddech. Schyliłam się po kluczę i szybko wkładałam każdy żeby sprawdzić który z nich pasuje. Kiedy się udało otworzyć drzwiczki szybko pognaliśmy wgłąb lasu. Zabrałam z ziemi podeptany płaszcz. Wojownik oczywiście nie obył się bez uśmiercenia szpiega, który tak naprawdę robił jako zdrajca.
-Sam zostałem oszukany - zaczął tłumaczyć. - Podrobił pismo króla i wcisnął mi kit, że to misja od niego. Jaki ja głupi byłem, że dałem się nabrać.
-Nie dziwiło cię to, że na taką misje wysłał tylko ciebie? - zagadnęłam.
-Właśnie nie, to było tak napisane, że w ogóle się nie zorientowałem - stęknął.
-Nie przejmuj się, nawet najlepsi potrafią zostać oszukani. Jak sam widziałeś, sama omal nie zostałam w to samo bagno wpakowana.
-Sku*wiel, zdrajca - zaczął przeklinać pod nosem.
-No, uspokój się, trzeba raporcik królowi zdać - fuknęłam patrząc na niego kątem oka.
Subskrybuj:
Posty (Atom)