piątek, 3 stycznia 2014

Od Yesu (ostrze)

Dostałam wypłate. Szybko ją wzięłam i chwilę zostałyśmy same z Dianą. Po pięciu minutach ciszy wyszłam i szybkim krokiem wydostałam się na zewnątrz. Chwyciłam rękojęść. Musiałam rozładować moje przygnębienie. Nie miałam pojęcia jak. I nie wiedziałam co się wydarzy jeszcze tego dnia. Nie długo przyłączyła się do mnie Jess. Po jej wyglądzie stwierdziłam, że coś musiała brać. Oczy lekko spuchnięte. Buzia cała czerwona. Szybko do niej podbiegłam. Przewróciłam oczami.
-Coś ty robiła?-zapytałam spokojnie.
-Nic-odparła smutnie.
-Co się stało.-naciskałam.
-Hmm... mała sprzeczka z pewnym rakshasą.-odparła.
Ja zesztywniałam. On jest gdzieś blisko. Musiałam go prędzej czy później zabić wraz z syreną.
-Infim?-zapytałam cicho.
-Tak.-odpowiedziała rónie cicho i spojrzała za mnie.
Rozpłakała się. Ja nie rozumiejąc dlaczego się popłakała obejrzałam się do tyłu. Rakshasa! Krzyknęłam tylko "leć!" Jess posłusznie wykonała mój rozkaz. Z tyłu Jessy zauważyłam jedno cięcie. Szybko odskoczyłam na bok. Rakshasa ze wściekłym wzrokiem atakował mnie mieczem. Szybko i zwinnie się broniłam. Szybko rozłożyłam skrzydła i odleciałam. Długo nie leciałam. Na jednym ze skrzydeł przy brzegu miałam cięcie. Kilka delikatnych draśnięc. Kiedy wylądowałam niedaleko mnie stał jakiś smok. Podszedł do mnie i zaczał zarywać.
-Hej mała. Co ty tu robisz?-zapytał.
Nerwy mi puściły. Szybkim ruchem powaliłam go na ziemię.
-Nie jestem mała.-szepnęłam złowieszczo.
Ten spojrzał na mnie wystraszony. Tuż za mną rozległ się spokojny melodyjny głos.
-Spokój.
Odwróciłam się. Stał tam anioł. Oniemiałam.
-Upadła. Zostaw go. To nic nie warty śmiertelnik.
-A ty kim jesteś?-zapytałam.
-Mackie ale mów mi Mac.
-Yhm... Słuchaj Mac jestej Yesu a pseudo nie bez powodu mam Ostrze.-uśmiechnęłam się kpiarsko.
(Mackie?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz